Artykuły

Krzysztof Kolumb w plenerze

Krzysztof Wójcicki zapowiadał realizację wielkiego morskiego widowiska - w plenerze - na swojej pierwszej konferencji prasowej na "Darze Pomorza". Kierownik literacki gdyńskiego teatru (który przetrwał różne dyrekcje), krytyk, dramaturg prezentował się w nowej roli - dyrektora Teatru Miejskiego. Słowa - dotrzymał. Jednak wy­bór dramatu Claudela zaliczane­go do scen "dialogowych i ani­mowanych" wydawał się tyleż ambitny, co... ryzykowny.

A jednak! Polska prapremiera "Księgi Krzysztofa Kolumba", w pięćsetlecie odkrycia Ameryki odbyła się w Gdyni, przy ogro­mnym zainteresowaniu (i przy nadkompletach) widowni. Pow­stała ogromna scena, oglądana w morskiej scenerii z amfitea­tralnie wznoszących się rzędów. Wbrew temu, czego można się było spodziewać, nie był to wca­le chłodny, akademicki teatr ra­psodyczny, ale zrealizowane z inwencją i rozmachem ogromne widowisko plenerowe. W jego scenerię włączony został "Dar Pomorza" (a działo się to w cza­sie trwania Operacji Żagiel z jej niepowtarzalną atmosferą). I tak, w sposób przejrzysty, i jas­ny odniesiono poetyckie dzieło Claudela także do sfery naszych wartości narodowych związanych z morzem, jego bohaterami i le­gendą. Biała fregata jest bowiem okrętem-symbolem także ofiar­ności społeczeństwa. Odwołał się do tych znaczeń i walorów mo­ralnych Krzysztof Wójcicki, ape­lując do dzieci i wnuków po­przednich ofiarodawców. Po to, by "Dar Pomorza" mógł znaleźć się w odpowiednich warunkach (w suchym doku) i dalej fascy­nować jako zawsze żywy okręt-muzeum.

Atmosfera była więc niezwy­kła. Drażniące wydało mi się jednak wprowadzenie w mate­rię spektaklu Czesłwa Niemena i jego muzyki stworzonej spe­cjalnie dla potrzeb "Księgi Krzy­sztofa Kolumba". Niemen, wy­stępujący w spektaklu, stał się w ten sposób, drugim - obok Stefana Iżyłowskiego - komen­tatorem, wprowadzającym wi­dzów w rozwój wydarzeń i ich znaczenia, odnoszącym mit i je­go historyczne korzenie do współczesności. Gdyby jeszcze Niemen i jego wykonywana na żywo muzyka, nie byli zależni od techniki...

Widowisko reżyserowali stu­denci PWST w Warszawie pod artystyczną opieką Andrzeja Wajdy. Ryszard Nyczka, Wojciech Starostecki, Artur Hoff­man, mieli, jak można sądzić, trudności z ukazaniem skontrastowania i przenikania się planu realnego z - bliską mistyce - wizyjnością. Oprócz nieporadno­ści i naiwności (np. niepotrzeb­ny, moim zdaniem, udział uro­czych skądinąd dzieci w scenach zbiorowych) są tu sceny o nie­zwykłej piękności i intensywno­ści nastroju. Jak wielki monolog - pełen cierpienia i szyderstwa zarazem - rozpiętego na żaglu-krzyżu Kolumba (Daniel Ol­brychski). Czy też finałowe zni­kanie, zacieranie się, w kłębach ulatującego dymu Kolumba z duchami Indian. Ogromna w tym zasługa autora choreografii Bohdana Głuszczaka, artysty ru­chu o własnym, samoistnym sty­lu.

W roli tytułowej Daniel Olbry­chski fascynuje umiejętnością pogodzenia sfery mitu i tego, co realne - poprzez ukazanie peł­nej sprzeczności postaci. Zabija­ka i święty jednocześnie, przyj­muje wyzwania Losu - i sam ich szuka ... Scenografia Józefa Napiórkowskiego eksponuje piękne "portretowe" kostiumy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji