Artykuły

Hanka Kariatyda

"Mianujom mie Hanka" Alojzego Lyski w reż. Mirosława Neinerta w Teatrze Korez w Katowicach. Pisze Marta Fox na swoim blogu.

Grażyna Bułka na tę rolę czekała swoje całe zawodowe życie, być może nie wiedząc, że czeka. Aktorka, urodzona w Świętochłowicach, wychowana na podwórku w Lipinach, mająca w swoim artystycznym dorobku wiele ciekawych i brawurowych ról, tym razem wciela się w postać Hanki, Ślązaczki spod Pszczyny. Jest to kreacja porażająca swą prostotą i szlachetnością (reżyseria: Mirosław Neinert), spokojem, który każe wstrzymywać oddech, by nie uronić ani jednego wyszeptanego słowa.

Stara kobieta siedzi na krześle i przyszywa guziki do odświętnej jakli. Ma na sobie szarą sukienkę z koronkowym (heklowanym) kołnierzykiem, przepasaną w pasie fartuchem, na stopach kapcie (laćki). Ponoć to stara sukienka matki aktorki, a okulary należały do jej ojca, który zmarł 28 lat temu.

"Mianujom mie Hanka", przedstawia się, podnosząc znad szycia siwą głowę z włosami związanymi w węzeł na karku. Na chwilę zsuwa rogowe okulary, uśmiecha się, wspominając dzień, w którym rozpoczęła służbę u swojej ciotki w Katowicach. Na krześle obok przewieszone są inne części śląskiego stroju: spódnica, bluzka z koronkami, chusta w kwiaty. Obok stoją wypastowane czarne półbuty. Wszystko przygotowane na jakiś ważny dzień, jak się okaże, ten ostatni, w którym będzie się można spotkać z dawno zmarłymi bliskimi.

Hanka snuje opowieść w ukochanej śląskiej godce (języku). Wspomina dobroć wujostwa, spacery po mieście, które się rozbudowywało i tętniło również zabawą. Także pierwszą miłość, zamążpójście, plebiscyt, który podzielił mieszkańców Śląska. Po śmierci męża w I wojnie światowej wychowywała synów w śląskiej tradycji, zawsze mając wsparcie w rodzinie. Drugi mąż, opowiadający się za Polską, wywieziony został po wojnie do Związku Radzieckiego. Synów najmłodszych odzyskała, dzięki temu, że mieli polskie imiona. Hanka opowiada o postawach Ślązaków, ich stosunkach z Polakami i Niemcami przed wojną, o prześladowaniach ze strony Niemców pod koniec wojny, okrucieństwach Sowietów-wyzwolicieli.

Nie zamierzam powtórzyć tej historii, bo trzeba jej wysłuchać w wykonaniu Hanki-Ślązaczki. Historia zapewne taka, jakich wiele w górnośląskich rodach, doświadczonych pasmem nieszczęść, wynikających z zawiłych losów ludzi żyjących na pograniczu, którzy ciągle musieli się tożsamościowo określać, co prawie zawsze obracało się przeciwko nim. Mimo szlachetnych intencji, Ślązacy stają się bezradni wobec uwikłania w polski i niemiecki nacjonalizm. Hanka za wierność swojej śląskości jest więziona i przez gestapo, i przez ubecję. Za tę samą odważną deklarację (Wir sind Oberschlesier), wykrzyczaną raz po niemiecku, raz po polsku, poniesie srogą karę i cudem przeżyje.

Moc tej opowieści bierze się stąd, że snuje ją prosta kobieta, która bynajmniej nie ma potrzeby wikłać się w politykę, ale życie ją zmusza, by zrezygnowała z lansowanego wzorca

3 razy K (Kinder, Küche, Kirche), odnoszącego się do tradycyjnej roli kobiety w społeczeństwie i rodzinie. Choćby dlatego, że jak lwica broni swoich dzieci. Hanka mówi: Jak się śląskie dziecko uczyło po niemiecku, to godali sprzedawczyk , a jak sie polskie dziecko uczyło po nimiecku to padali, trzeba znać języki wroga. My som Ślązoki, szanujcie nos, a nie poniżejcie. Za staryj Polski nos unikali, potem za Niemca nos ubijali, a teroz nowo Polska chce nos ubić, za co ? Czymu nos nie szanujcie? Jak my sam momy żyć?

Hanka opowiada spokojnie. Kiedy dotyka najbardziej okrutnych chwil, macha prawą ręką w charakterystyczny sposób, jakby chciała odgonić wspomnienia. Bo przecież to już było, to minęło. Ale z drugiej strony, skoro powraca, a historia się kręci w kółko, to znaczy, że przeszłość i jej problemy nie zostały rozwiązane, dotykają Ślązaków w innej formule.

Hanka nie wygłasza tyrad ideologicznych, opowiada tylko z pozycji matki i żony Ślązaczki, która chciałaby dbać o swoją rodzinę i mieć pewność, że wybór szkoły dla dziecka, polskiej, czy niemieckiej, nie będzie tragiczny w skutkach. Jest silną kobietą, która swój dom nosi w sercu, więc z największej zawieruchy życiowej można do niej wrócić i znaleźć ukojenie.

Opowieść Hanki ściska gardło. Dzięki znakomitej kreacji Grażyny Bułki przeżywa się najprawdziwsze oczyszczenie, taką bowiem moc wydobywa ona z mądrych i wzruszających, ale też dalekich od sentymentalizmu "Opowieści górnośląskich" Alojzego Lyski, które zdobyły Grand Prix Ogólnopolskiego Konkursu Dziennikarskiego im. Krystyny Bochenek. Na użytek monodramu zmieniony został za zgodą autora tytuł.

Chciałoby się Hankę przytulić i stanąć po jej stronie. Bo przecież broniąc swojej śląskości, broni godności każdego z nas. I mówię to ja, gorolica, przezywana tak przez dzieci na podwórku, bo przecież znana była niechęć Ślązaków do napływowych goroli, czego ślady istnieją dzisiaj najczęściej w dowcipach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji