Krzysztof Kolumb na białej fregacie
Gigantyczna premiera w Gdyni; kicz za miliard złotych
OBCHODY 500-lecia odkrycia Ameryki sprawiły, że w tym roku powstaje wiele realizacji filmowych i teatralnych poświęconych człowiekowi, który zbliżył Europę do Nowego Lądu - Krzysztofowi Kolumbowi.
HISTORIA życia i eskapad tego XV-wiecznego podróżnika pojawi się w kilku wersjach na światowych ekranach już za kilka tygodni. John Glen wyreżyserował właśnie amerykańską superprodukcję pt. "Krzysztof Kolumb: odkrycia", a konkuruje z nim tematycznie, również premierowy film pt. "Krzysztof Kolumb" w reż. Ridleya Scotta z Gerardem Depardieu.
Hollywoodzki gigant kosztował 50 mln dolarów. Tymczasem polska superprodukcja teatralna zatytułowana "Księga Krzysztofa Kolumba" oparta na tekście francuskiego dramaturga Paula Claudela pochłonęła podobno około miliard złotych.
Gdyńska premiera odbyła się 8 sierpnia. To gigantyczne przedstawienie teatralne zapowiadane od kilku miesięcy jako wydarzenie artystyczne, przygotowywane przez wielkie nazwiska m.in. Andrzeja Wajdę, Krystynę Zachwatowicz, Czesława Niemena, Daniela Olbrychskiego - wprawdzie zgromadziło tłumy w zaimprowizowanym amfiteatrze na skwerze Kościuszki i poza nim, ale trudno powiedzieć by publiczność rozeszła się w przekonaniu, że obejrzała wielkie widowisko plenerowe.
Zapowiadane przez organizatorów - Teatr Miejski w Gdyni - specjalne efekty laserowe, pirotechniczne w ogóle nie doszły do skutku.
Idealna pogoda, autentyczna "biała fregata" stanowiąca piękne tło scenograficzne, w czym wspomagały ją cumujące przy nabrzeżu jachty, Daniel Olbrychski w roli Kolumba, Czesław Niemen - co prawda zamknięty w szklanym studiu, ale "na żywo" grający swoją muzykę, dziesiątki statystów - niestety to wszystko nie wystarczyło, by powstało oryginalne widowisko plenerowe. Niemen nie skomponował muzyki na miarę utworów np. Zbigniewa Preisnera - gwiazdy polskiej muzyki filmowej. Przy tym dodatkowym nieszczęściem podczas premiery były kłopoty z nie działającym mikrofonem.
Ogromna scena wydawała się zbyt pusta nawet przy takiej liczbie statystów. Niedostatki gry aktorskiej nie mogły jej wypełnić. Obronił się najlepiej D. Olbrychski w roli syna tkacza z Genui, szaleńca, podróżnika, wreszcie biedaka, zapomnianego przez wszystkich samotnika. Aktor w ferworze premiery nie zapomniał
jednak o interesach. Tuż przy wejściu na widownię rozstawione były stelaże z wieloma egzemplarzami jego najnowszej książki pt. "Anioły nad głową" wydanej przez BGW. Reżyserzy widowiska, uczniowie A. Wajdy, podobno utalentowani absolwenci PWST w Warszawie - Ryszard Nyczka i Wojciech Starostecki jakby zapomnieli, że zakulisowy bałagan rozprasza widza i niczym nie osłonięty tył sceny ukazywał przemieszczających się bez przerwy aktorów, statystów i zabieganych reżyserów.
Publiczność, która tłumnie przybywała na przedstawienie nawet na godzinę przed jego rozpoczęciem kurtuazyjnie acz zdawkowo nagradzała brawami odtwórców. Znacznie większy entuzjazm wzbudził pokaz sztucznych ogni jaki zafundowano wszystkim przybyłym, w sobotnią noc na skwerze Kościuszki, tuż po zakończeniu spektaklu. Trudno jednak tę atrakcję zapisać na konto pomysłowości realizatorów "Księgi Kolumba".