Artykuły

Cierpienie może być piękne

"Trojanki" Eurypidesa pośród innych antycznych dramatów wyróżniają się stosunkowo statyczną akcją, niektórzy nawet twierdzą, że brakiem akcji, lecz przyznać należy, że dzieje się tam mnóstwo - o spektaklu Suzuki Company of Toga (Japonia) na Olimpiadzie Teatralnej we Wrocławiu pisze Jarosław Klebaniuk w Teatrze dla Was.

Przyglądanie się z bliska cierpieniu przedstawicielek trojańskich elit władzy, które skazane zostały albo na śmierć, jak złożona w grobie Achillesa Poliksena, albo na bycie nałożnicami wrogów (Kasandra jako branka Agamemnona, Andromacha jako niewolnica syna Achillesa), stanowić może bowiem doświadczenie równie intensywne, jak śledzenie krwawych intryg, kluczowych bitew czy zbrodni z kazirodczym podtekstem. To właśnie cierpienie było głównym bohaterem "Trojanek" w adaptacji i reżyserii Tadashiego Suzuki, jednego z najbardziej zasłużonych twórców japońskiego teatru.

Najbardziej uderzającą cechą wrocławskiego spektaklu była statyczność większości scen. Oglądaliśmy właściwie starannie skomponowane obrazy, na których postaci toczyły monologi, niekiedy ustępujące zbiorowym recytacjom lub dialogom. Nieobecność ruchu przez większą część przedstawienia nie była jednak dotkliwa za sprawą malowniczości tych scen. Aktorzy, a w typowym układzie było ich jedenaścioro, ubrani w tradycyjne stroje i w takichż fryzurach, mogliby znaleźć się na obrazie lub w kadrze reklamującym historyczny film. Wizualna atrakcyjność, jak trafnie zauważyła Ela, mogła po części wynikać z egzotyczności. Takich rzeczy po prostu nie widujemy, nawet w najbardziej artystowskich kontekstach. Jednak wartość "Trojanek" nie ograniczała się do wrażeń wzrokowych.

Gros prezentowanych monologów pochodziła od Hekabe, żony króla Priama, oraz od jej synowej - Andromachy, żony Hektora. Chociaż gra obydwu różniła się, to miała też pewne wspólne właściwości. Przede wszystkim niezwykle emocjonalny ton głosu, pełen złości na przemian z rozpaczą, czynił wypowiadane kwestie na jakimś podstawowym poziomie, zrozumiałymi nawet bez czytania polskiej wersji wyświetlanej na ekranie. Statyczne postawy ciała i dosyć wstrzemięźliwa mimika kontrastowały z tym podniesionym tonem. Co uderzające, gniew, który - jak wykazały klasyczne już międzykulturowe badania psychologiczne - zaliczany jest do emocji podstawowych i jako taki ma uniwersalny wyraz mimiczny, przez japońskie aktorki wyrażany był raczej przez unoszenie niż marszczenie brwi. Tak istotna różnica między tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, frapowała, lecz nie do tego stopnia, by nie docenić aktorskiego kunsztu.

Maki Saito w roli Hekabe zachowywała więcej opanowania, pomimo tego, że rozpacz jej wynikała ze skumulowanych wydarzeń: utraty męża i syna, popadnięcia w niewolę wraz z córkami i synową, upadku ojczystej Troi. Natomiast statyczna postawa ciała podkreślała ekstremalną ekspresję emocji Aki Sato-Johnson w roli Andromachy. Płacz i towarzyszące mu płyny były czymś niezwykłym i silnym w rzeczywistości, w której używa się chusteczki, rękawa, odwraca się lub chowa twarz. Rozpacz tak otwarta, odważna, bezwstydna paradoksalnie mogła zaistnieć tylko w tak formalistycznym teatrze, w którym gesty i ruch są ściśle reglamentowane.

Nie było może tego scenicznego ruchu w spektaklu Suzukiego zbyt dużo, ale ten, który był, robił wrażenie. Hekabe dosłownie przetaczała się po podłodze wokół własnej osi, Trojanki wchodziły na scenę w kucki drobiąc kroki w takim tempie, że podziwiać można ich sprawność. Trzech greckich wojowników, z mieczem, z włócznią i z pałką, tworzyło układy niczym z obrazów balistycznych, a ich ruchy zapewne inspirowane były wschodnimi sztukami walki. W najbardziej dynamicznej i centralnej scenie gwałtu na Andromasze i zabiciu jej dziecka, to właśnie głównie za sprawą ruchu, zostało oddane grubiaństwo żołnierzy. W drugiej części tej sceny, gdy opiekunka (?) próbowała ratować dziecko (prymitywną wykonaną z gałganów lalkę) wykorzystano zwolnione tempo, aby dokładniej pokazać zbrodnię.

Przestrzeń praktycznie pozbawiona była scenografii, choć rolę jej w pewnym sensie pełnili: współcześnie ubrany starzec na wózku inwalidzkim trzymający książkę i wysoka, nieruchoma postać z włócznią (duch Hektora lub Priama?). Ten pierwszy przeczytał w końcowej części spektaklu dosyć abstrakcyjne wiersze, lecz - wciąż w głębi sceny - pełnił raczej rolę ważniejszą, niż tylko tła czy oryginalnej dekoracji. Jak zauważyła Ela, jego obecność i wiersze mogły dotyczyć także innego zniszczonego miasta, którego ocalałych mieszkańców czekał inny, choć równie tragiczny los. Odniesienie do Hiroszimy i Nagasaki, choć nieoczywiste, faktycznie nadałoby jeszcze dodatkowej uniwersalności przesłaniu sztuki.

W scenie wydobywania kilku starannie dobranych przedmiotów z dużego tobołka widzimy Hekabe, jak czyści miseczkę, a wyrzucając pustą puszkę oznajmia koniec Troi. Ten pusty dźwięk budzi skojarzenie ze skowytem, z jakim jeden ze współczesnych poetów amerykańskich wieszczył koniec świata. Pesymistyczne przesłanie w niewielkim tylko stopniu osłodziły wypowiedziane wcześniej słowa: "Gdyby bogowie, nie zniszczyli Troi, naszych imion nikt by nie sławił w nieśmiertelnych pieśniach". Pragnienie, by przetrwać w pamięci i zachować własną wartość pomimo klęski, wydaje się jednym z uniwersalnych przesłań dramatu Eurypidesa i tej konkretnej jego realizacji.

Mrok tekstu korespondował z mrokiem przestrzeni. Punktowe światło wydobywało z ciemności poszczególne postaci, a oszczędna muzyka dawała wiele miejsca dla recytacji Trojanek i - jednoczesnych lub naprzemiennych - kwestii wypowiadanych przez greckich żołnierzy. Ponura atmosfera została nieco rozjaśniona przez współczesną piosenkę o melodii i stylistyce przypominającej lata 1970. (nic dziwnego - wtedy powstawał spektakl). Jednak pogodniejszy był tylko sposób śpiewania, a lekkość zawdzięczamy aranżacji. Słowa refrenu "I Want You Love Me Tonight" (Chcę, żebyś kochał(a) mnie tej nocy) nie zmieniają faktu, że zdaniem twórców "ostatecznie życie przeżywamy samotnie".

Ostatnia scena "Trojanek" przenosi akcję do współczesności. Andromacha powraca jako ubrana w dżinsowe krótkie spodenki kwiaciarka i bez powodzenia oferuje teściowej róże (jeszcze jedna aluzja do atomowego ludobójstwa?). Jej irytacja z powodu odmowy wydaje się miałka i nieznacząca wobec tragedii sprzed wieków. Jednak ten powrót, to przetrwanie, choć zbanalizowane, pokazuje, że w każdych czasach znajdujemy powody do niezadowolenia i buntu, choćbyśmy nie utracili ojczyzny, wolności ani czci. Pozwólmy jednak wypowiedzieć ostatnie zdanie Eli: "Gdyby ta sztuka była inscenizowana dzisiaj, być może wyglądałaby jeszcze inaczej. Umarłe miasta i wygnani ludzie nie kończą się na Troi ani na Hiroszimie".

Jarosław Klebaniuk - Instytut Psychologii, Uniwersytet Wrocławski

"Trojanki"

Suzuki Company of Toga, Japonia

Reżyseria: Tadashi Suzuki

Premiera: 10 grudnia 1974

Spektakl grany 16 października 2016 roku w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych we Wrocławiu, w ramach Olimpiady Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji