Artykuły

Różewicz przekomponowany

"Nauka chodzenia" wg Tadeusza Różewicza w reż. Pawła Miśkiewicza we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Paweł Miśkiewicz w "Nauce chodzenia" buduje z fragmentów utworów Tadeusza Różewicza kompozycję, w której pojawiają się najważniejsze tematy twórczości poety

Nie wiem, co takiego zaaplikował Miśkiewicz aktorom Współczesnego, ale był to najwyraźniej skuteczny medykament. Bo - co ostatnio bywało rzadkością na tej scenie - w Różewiczowskiej "Nauce chodzenia" budzą podziw nie tylko solowe popisy, ale też zespołowa praca. Są mistrzowskie kreacje, ale jest też uważność na kolegów ze sceny. Co - w połączeniu z innymi zaletami tego spektaklu - sprawia, że ten świat chłonie się z przyjemnością.

Zachwycający spektakl w spektaklu

Ta sceniczna intensywność budzi też jednak zmęczenie - z opowieści premierowych widzów wiem, że widownia po przerwie w widoczny sposób opustoszała. Podobnie było w ubiegłą niedzielę i najwyraźniej w mechanice tego przedsięwzięcia jakaś niewielka śrubka jednak powoduje usterkę. Winiłabym pewien nadmiar - kolaż tekstów, zaczerpniętych z różnych źródeł, przytłacza widza. Tym mocniej, że przerwę zaplanowano po dwóch godzinach spektaklu, przed półgodzinną puentą. Jest jeszcze jedna przyczyna - część pierwszą kończy mistrzowski duet Krzesisławy Dubielówny i Jerzego Senatora na podstawie jednego z najbardziej poruszających tekstów Różewicza, "Matka odchodzi", zachwycający spektakl w spektaklu. I może to ładunek emocji w nim zawarty sprawia, że część publiczności postanawia jednak wyjść z poczuciem, że nic lepszego tego wieczora nie może ich już spotkać?

Miśkiewicz niczego tutaj nie ułatwia - ci, którzy spodziewają się po "Nauce chodzenia" swoistego Różewiczowskiego "the best of", montażu skomponowanego na zasadzie: "znacie? to posłuchajcie jeszcze raz", srodze się zawiodą. Nawet jeśli reżyser sięga do tekstów kanonicznych, to jego wybory nie są oczywiste. Całości przyświeca cel napisania z tych rozproszonych fragmentów nowej "Kartoteki", ale też wyciśnięcia esencji z tej jedynej, niepowtarzalnej perspektywy, z jakiej poeta spogląda na świat. Nieprzypadkowo na plakacie "Nauki chodzenia" widzimy maleńką figurkę Jerzego Senatora na ogromnym kantorowskim krześle - znajdziemy tu i wywyższenie, i pomniejszenie zarazem, charakterystyczne dla poety, który z upodobaniem zderzał wielkość z małością i banał z głębią.

Aktorzy niczym instrumenty

W montażu, jaki serwuje nam Miśkiewicz, nie ma miejsca na dramaturgicznie pogłębione postaci. Mamy raczej zestaw figur z trzpiotowatą nastolatką (Maria Kania) czy nękającą pisarza dziennikarką (Dubielówna). Całość spina poeta (Senator), który uruchamia tych bohaterów czasem po to, żeby ich w stosownym momencie bezlitosną ironią przyszpilić. W "Nauce chodzenia" muzyczność spektaklu tak mocno dominuje nad całością, że każe myśleć o niej jako o kompozycji na motywach Różewiczowskich utworów, a o aktorach - jako o instrumentalistach, którzy umożliwiają wydobycie z nich wiodących tonacji. Warto w tym obudzonym do życia zespole, uzupełnionym o występującą tu gościnnie Dubielównę, zauważyć, poza Senatorem, Kanią, Eweliną Paszke-Lowitzsch, Anną Kiecą, Anną Błaut, Krzysztofem Boczkowskim i Przemysławem Kozłowskim, także debiutującego w tej premierze Marcina Łuczaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji