Artykuły

Tej wojny nikt nie wygra

"Plastelina" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na VIII Ogólnopolskim Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Przestrzeń sceny organizują trzy potężne prostopadłościany. Ważą kilkaset kilogramów, ale jakimś technicznym cudem potrafią zagrać i klaustrofobiczną kryptę cmentarnej kaplicy, i pełne wiatru podwórze między osiedlowymi blokami. Rozsuwają się, przenikają, momentami wydaje się nawet, że zmiażdżą bohaterów "Plasteliny" Wasilija Sigariewa, wyreżyserowanej przez Grzegorza Wiśniewskiego. Scenografia Magdaleny Gajewskiej to wielki atut przedstawienia, prezentowanego w konkursie "Interpretacji" przez bydgoski Teatr Polski. Potężne płaszczyzny funkcjonują w poziomie i w pionie sceny, co porządkuje ciąg pojedynczych obrazów, składających się na tekst Sigariewa, niwelując jednocześnie jego rosyjską dosłowność. Bo w istocie jest to opowieść o kręgu zła, w jakim mogą znaleźć się młodzi ludzie w każdym miejscu globu. Historia wrażliwego nastolatka Maksa - w tej roli przekonujący w swej nadekspresyjności Piotr Ligienza - jest porażająca. Chłopak, któremu przychodzi dojrzewać - fizycznie i uczuciowo - wśród nieżyczliwych ludzi i w pełnym prymitywnej przemocy środowisku, nie ma żadnej szansy na złapanie emocjonalnej równowagi. Tarcza, jaką zbudował sobie z wulgarnych słów i zachowań, nie obroni jego kruchej osobowości w chwili, gdy zetknie się z ludźmi bardziej bezwzględnymi od siebie. Grzegorz Wiśniewski gasi każdą iskierkę nadziei, jaką można z tekstu Sigariewa wygrzebać. W interpretacji reżysera, zło jest w każdym z ludzi otaczających Maksa. Nawet kochająca go babcia (Tomira Kowalik) i równie zagubiony w rzeczywistości przyjaciel (Paweł Tomaszewski) nie potrafią stworzyć enklawy porozumienia.

Jasne, choć przerażające, przesłanie nie czyni jednak z bydgoskiej "Plasteliny" spektaklu pełnego. Problem tkwi w inscenizacji, w której ogromną rolę odgrywają sceny naturalistyczne. Brutalny seks, homoseksualny gwałt i celebrowana ponad potrzebę fizjologia nie zbulwersują widza, bo nie takie rzeczy, także na "Interpretacjach" (choćby w ("Oczyszczonych") już widzieliśmy. Rzecz w tym, że dosłowność powinna w teatrze - wszak to sztuka umowności - przekładać się na metaforę, na znak, który znaczy więcej niż udawanie sikania w szkolnej ubikacji czy pijany (trwający w nieskończoność) taniec nagiej bohaterki. W pospektaklowej dyskusji, reżyser bronił się, mówiąc, że złagodzenie tych scen zamieniłoby spektakl w sentymentalny kicz. W takim razie co robi w przedstawieniu skulona w tle postać nagiego mężczyzny, który bez wątpienia zszedł był z symbolicznych płócien Jacka Malczewskiego...?!!! Nie widzę konsekwencji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji