Artykuły

Sceny myśliwskie z Dolnej Wielkopolski

"Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" Martina Sperra w reż. Grażyny Kani w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Mike Urbaniak w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej.

Dwa wyrzutki szukają bliskości. Choć w konserwatywnej i pobożnej wsi właściwie nie ma na to miejsca

Są w tym spektaklu dwie piękne sceny. W pierwszej matka (Teresa Kwiatkowska) mówi synowi Abramowi (Piotr B. Dąbrowski), że przynosi jej wstyd, że hańbi rodzinę i całą społeczność, że nie powinna była go urodzić. Stoi do niego tyłem, nie patrzy mu w oczy. Gdyby spojrzała na własne dziecko, które morduje słowami, zobaczyłaby zdruzgotanego chłopaka. Zobaczyłaby cieknące po policzkach łzy. Zobaczyłaby koniec świata. W drugiej Abram (wyklęty ze wsi pedał) znajduje bratnią duszę w Rovo - nie w pełni sprawnym intelektualnie chłopaku (Konrad Cichoń), którego we wsi nazywa się z kolei debilem. Dwa wyrzutki szukają bliskości. Bliskości przeradzającej się w coś więcej, choć w konserwatywnej i pobożnej wsi właściwie nie ma na to miejsca.

Martin Sperr "Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" napisał ponad pół wieku temu, a mechanizm wykluczania Innego z zamkniętej społeczności nie zmienił się nawet na jotę. Mało tego, w Polsce staje się on dzisiaj powszechną i sankcjonowaną przez państwo polityką intensywnie wspieraną przez Kościół katolicki. Nie dziwi więc, że tekst Sperra trafił właśnie teraz na deski Teatru Polskiego w Poznaniu. Temat to bowiem do bólu aktualny, sztuka mogłaby równie dobrze być zatytułowana "Sceny myśliwskie z Dolnej Wielkopolski".

Tekst to jedno, a spektakl to drugie. I tu zaczynają się problemy, bo Grażyna Kania z niewiadomego powodu wyreżyserowała dzieło przypominające nieco sitcom. Niemal wszystkie postaci są grubo ciosane, podobnie zresztą jak poszczególne sceny, które Kania pieczołowicie ponumerowała i poprzeplatała muzyką Dominika Strychalskiego, służącą właściwie za przerywnik albo dżingiel. Bohaterowie jej inscenizacji są karykaturami samych siebie, przypominają rodzinę Kiepskich - wszyscy mają pokrzywione twarze (wiadomo, prymitywne chłopstwo) i każdą kwestię wypowiadają z emfazą. Ale co ja mówię, drą się wniebogłosy. Od tego wrzasku można dostać migreny i szybko zgubić to, co bohaterowie chcą nam powiedzieć. Dlatego tak mnie zachwyciły dwie sceny, od których zacząłem tę pisaninę. O ile mocniejsze bywają słowa cicho wysyczane, o ile mocniejsze są sceny, w których ważniejsza od krzyku jest treść.

"Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" trzeba jednak zobaczyć, bo to spektakl o tym, co dzisiaj trawi Polskę. O uprzedzeniach, o bezinteresownej nienawiści, o wykluczeniu, które zaczyna się od szeptów, a kończy przemocą wobec drugiego człowieka. Warto go także zobaczyć z powodu debiutującego w teatrze Konrada Cichonia, pięknie grającego Piotra B. Dąbrowskiego i Teresy Kwiatkowskiej, która nadal czeka na swoją wielką rolę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji