Artykuły

Zagubieni w akcji

Na środową debatę do białostockich "Spodków" przybyli profesorowie, aktorzy, dyrektorzy, poeci, psychiatra i psycholog, urzędnicy, pedagodzy, księża i działacze społeczni. Jednak prawdziwym bohaterem tego spotkania okazał się emeryt Mirosław Królik - "prosty człowiek", jak sam o sobie powiedział.

Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania doszło do podziału: po jed­nej stronie skupili się przedstawiciele Teatru Dramatycznego, po drugiej członkowie Akcji Katolickiej. Słowo wstępne wygłosił Adam Szczepanowski, członek Zarządu Województwa Podlaskiego, związa­ny z Akcją Katolicką. To właśnie od listu protestacyjnego Akcji za­wrzało wokół "Konopielki".

Róbta co chceta?

Akcja Katolicka wytoczyła ciężkie działa: zarzuciła "Konopielce" "szyderstwa z naszej tradycji religijnej" i "promocję satanizmu". W liście znalazła się niedwuznaczna sugestia, by zdjąć przedstawienie z afisza lub usunąć budzącą największe emocje scenę finałową. W sce­nie tej Kaziuk (Robert Ninkiewicz) ścina kosą głowę figury Chrystu­sa. Niebawem list protestacyjny wystosowało Katolickie Stowarzy­szenie "Ezechiasz". Można w nim było przeczytać: "W naszej ocenie reżyser przekroczył wszelkie granice dobrego smaku, a jednocześnie dopuścił się obrazy uczuć religijnych katolików. Nic przecież nie mo­że usprawiedliwiać publicznej prezentacji aktu ścięcia Chrystusowi głowy, czego dopuszcza się główny bohater sztuki".

Sprawa "Konopielki" zamieniła się w medialny serial. Wypowiadali się dyrektorzy białostockich teatrów, urzędnicy, sondowano młodą wi­downię, wyjaśnienia składał dyrektor teatru Andrzej Karolak, debato­wał nad spektaklem Zarząd Województwa Podlaskiego. Ten ostatni zdecydował, że najlepszym rozwiązaniem będzie zorganizowanie spo­tkania zainteresowanych stron.

W środę Adam Szczepanowski zachęcał do refleksji nad problemem, czy dopuszczalne jest propagowanie wśród młodzieży postaw typu "Grzechu nie ma" (wyrwana z kontekstu wypowiedź Kaziuka) czy "Róbta co chceta" (hasło autorstwa Jurka Owsiaka). Prowokował zebranych do zastanowienia się, czy w "Konopielce" mamy do czynie­nia z "szarganiem świętości". Spokojny, rzeczowy ton nie wzbudził kontrowersji. Nastrój uległ zdecydowanej zmianie, gdy głos zabrał Jan Szafraniec, psychiatra, były członek KRRiT.

Profani pod lupą

Szafraniec zaprezentował imponującą ilość historycznych dowo­dów na to, że naruszanie sacrum zawsze kończyło się surową karą (np. Adam i Ewa za zjedzenie jabłka z drzewa wiadomości dobra i zła zostali wygnani z Raju, Prometeusza za wykradzenie boskiego ognia przykuto do skały). Wystąpienie zaczęło budzić żywszy rezo­nans sali, gdy Szafraniec przeszedł do przykładów współczesnych. Artystyczną prowokację (m.in.: reklama Benettona w której ksiądz całuje zakonnicę, plakat do filmu "Skandalista Larry Flint" przed­stawiający mężczyznę w pozie ukrzyżowanego Chrystusa umiesz­czony na tle nagich ud kobiety) porównał do niszczenia cmentarzy. Potem był jeszcze radykalniejszy. Dostało się "Prorokowi Ilji" Słobodzianka (parodia Eucharystii), granym przed kilku laty w Te­atrze Dramatycznym "Gęsiom za wodą" Newerlego ("w dialogu les­bijek można rozpoznać ironiczną aluzję do zmartwychwstania i dziewictwa Matki Bożej"), "Jasełkom" granym obecnie w Drama­tycznym ("Boża Rodzicielka w czarnej sukni, z czarnym zawojem, na ręku czarne zawiniątko. Wzniosłe sacrum radośnie plącze się z rozhasanym profanum, zatarta jest granica między dobrem a złem. Głowę anioła stroją diabelskie rogi") i niedawno jeszcze pokazywa­nemu przedstawieniu "Seks, prochy i rock&roll" ("Obraz zła, pornolalii i ośmieszanych wartości"). Czyn Kaziuka w "Konopielce" określił mianem "uśmiercania Boga". Opisy kolejnych przykładów naruszania sacrum mówca kończył stwierdzeniem: "I nic się nie dzieje". Gdy w rzędzie wymienianych przykładów postawił "Konopielkę", po sakramentalnym "I nic się nie dzieje", z sali dał się sły­szeć głos scenografa Ryszarda Kuzyszyna: - Reżyser pójdzie do piekła... Powstała wrzawa, dały się słyszeć śmiechy. Szafraniec po­czekał na ciszę i zakończył: "Nic się nie dzieje, poza tym, że w Holan­dii zalegalizowano eutanazję". Tym razem protesty były bardziej zdecydowane: przypomniano prelegentowi, że tematem spotkania nie jest eutanazja...

Stonowana, bardzo osobista wypowiedź jeszcze jednego mówcy - psychologa, pedagoga i poety Jerzy Binkowskiego na chwilę ostudzi­ła emocje. Apelował o wzajemną tolerancję. Obie strony sali nagro­dziły wystąpienie oklaskami.

Skarcony Inkwizytor

Zaraz temperatura debaty znów skoczyła gwałtownie. Gdy Jan Sza­franiec powrócił do tematu kary za naruszanie sacrum, głos zabrał scenograf Maciej Preyer. - Św. Wojciech też naruszył sacrum pogan i stało się to przyczyną jego śmierci - zauważył trzeźwo Preyer. - Mój duchowy idol ksiądz Tischner powiedział, że są trzy rodzaje prawdy prawda, półprawda i gówno prawda. Mam wrażenie, że pan celowo miesza pojęcia i dobiera stronniczo przykłady w swoich wypowiedziach. "Teatralna" cześć audytorium nagrodziła Preyera oklaskami.

Dyskusja, do której doszło była chaotyczna i nerwowa. Uczestnicy nie słuchali się wzajem, nagminnie przerywali wypowiedzi oponen­tów, w głosach pobrzmiewała z trudem tłumiona irytacja.

Rola "chłopca do bicia" przypadła w udziale dyrektorowi Andrzejo­wi Karolakowi. Akcja Katolicka zażądała przeprosin za publiczną wy­powiedź o niedouczeniu jej członków. - Nie jestem skłonny nikogo przeprosić - oświadczył zaczepnie Karolak. Odpowiadając w podob­ny sposób, prowokował kolejne napaści. Kiedy zaś próbował przeko­nać zebranych, że w "Konopielce" chodzi o zachowanie tych samych wartości, których bronił Jan Szafraniec, zostało to skwitowane śmie­chem - m.in. przez obecnych na sali księży katolickich.

Wszystkich zaskoczyło wystąpienie wicemarszałka, Dariusza Ciszew­skiego. - Kocham Boga między innymi za to, że dał mi taką wolność, że tę panią (prowadzącą spotkanie prof. Teresę Zaniewską - przyp. red.) i księdza mogę zabić - oświadczył Ciszewski. - Mam tę wolność. Czy ja je­stem w stanie to uczynić? Jestem w stanie. Jakie konsekwencje poniosę? Dożywocie. Ale dwie osoby nie żyją.

W monologu wewnętrznym Dariusza Ciszewskiego znalazło się więcej oryginalnych figur retorycznych. Jaki był wniosek końcowy, co mówca miał na myśli? - Jeżeli kultura będzie mi w zły sposób uka­zywała myśli mistyków (którzy, zdaniem Ciszewskiego, potrafią określić nieprzekraczalne granice sacrum - przyp. red.), to ja mogę być przez parę lat doprowadzony intelektualnie do takiego stanu, że bez zmrużenia oka zamorduję te dwie osoby.

Po godzinie nikt już nie wiedział dokąd zmierza debata. Wszyst­kim zaczęło udzielać się znużenie i zniechęcenie.

Teraz Królik!

Większość uczestników debaty nie przybyła do "Spodków" prywat­nie, lecz po to, by coś lub kogoś reprezentować. Niemal każdy mówca uważał za stosowne podzielić się z zebranymi własnymi poglądami, przynależnością do tej czy innej organizacji. Wszyscy - niektórzy w sposób groteskowy i nieporadny - starali się mówić mądrze, ładnie, zdaniami okrągłymi i pełnymi cytatów. W efekcie trudno było chwi­lami zrozumieć, co mówca ma na myśli - sens gubił się w cytatach, ozdobnikach, prawieniu grzeczności i zapewnieniach o dobrej woli.

W pewnym momencie stało się coś, co przypominało otwarcie okna w dusznym pokoju.

- Cały czas krzyczymy, że chcemy wejść do Europy, a tymczasem jesteśmy zadupiem Europy, a Białostocczyzna jest zadupiem Polski - rozpoczął mocno emeryt Mirosław Królik. - Każda szersza akcja, każde kontrowersyjne wydarzenie kulturalne znajduje w Białymstoku odpór pewnej grupy osób. Ja, jako zwykły człowiek, a mam się nawet za katolika, wypraszam sobie, żeby w moim imieniu ktoś mówił, że zakazuje wystawienia takiej sztuki, takiego czy innego spektaklu.

Wypowiedź przerwały gwizdy i okrzyki radości z części sali, w któ­rej siedzieli aktorzy i dyrektor Teatru Dramatycznego.

- Też płacę podatki i mam prawo żądać, żeby teatr wystawiał takie sztuki, jakie artyści uważają za potrzebne - kontynuował Mirosław Królik. - Niejedno pokolenie nie rozumiało swoich artystów. Mam nadzieję, że jednak jest to jakiś wkład do postępu. Jeśli dobrze rozu­miem, to dyrektor Karolak i cały zespół biorący udział w spektaklu "Konopielka" nie wlazł w sandałach na teren określony przez pana profesora (Jana Szafrańca - przyp. red.) mianem tabu. Więc jeżeli ktoś nie chce, nie musi tam iść. Uważam, że dożyliśmy takich czasów, że stać nas na tolerancję i nie powinniśmy sobie niczego narzucać. Nie ma przymusu chodzenia do kościoła i nie ma przymusu chodze­nia do teatru. Każdy chodzi tam gdzie chce i wybiera takie wartości, jakie chce. Inną sprawą jest odczytanie intencji. Wspomniano tu o tej rzeźbie (mowa o rzeźbie przedstawiającej papieża przywalonego gła­zem, która była wystawiona w warszawskiej "Zachęcie" - przyp. red.). Nie jestem erudytą, nie będą używał łacińskich słów i porów­nań, ale ja odbieram to jako ciężar odpowiedzialności, którą wziął na siebie nasz Ojciec Święty.

- Tak jest! Tak jest! - krzyczał Andrzej Karolak.

Pamiętam czasy - mówił dalej spokojnym, wyraźnym głosem emeryt - w których tylko jednego "dziadzię" na kolanach można by­ło szanować - był to "dziadzia" Stalin. Mam nadzieję, że dzisiaj żyjemy w innych czasach.

Na koniec Mirosław Królik zostawił sobie sprawę - jak to nazwał Jan Szafraniec - "zabijania Boga": - Jeśli ktoś uważa, że możliwe jest zabicie Boga przez bohatera sztuki, przez Kaziuka, to jest człowiekiem małej wiary - stwierdził Królik. - Ja, prosty katolik, wiem, że Bóg jest nieśmiertelny.

Sala wybuchnęła brawami i okrzykami uznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji