Artykuły

Rak wdziera się na scenę, a widownia się śmieje

"Wszystko o mojej matce" Tomasza Śpiewaka w reż. Michała Borczucha z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie na XV Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Wiktoria Raczyńska w portalu Bydgoszcz Inaczej.

Dwie i pół godziny potrzebował tandem Borczuch-Zarzecki, aby opowiedzieć najważniejsze, zatrzymane w kadrze wspomnienia o ich matkach zmarłych na raka. Michał Borczuch miał wtedy 7 lat i nie lubi o tym mówić, Krzysztof Zarzecki zdawał właśnie maturę i z mówieniem o tym nie ma problemu. Obaj urodzili się w 1979 roku. Mają dzisiaj 37 lat i za "publiczne pieniądze" zafundowali sobie sceniczne epitafium. Wykreślić "publiczne".

Mama Michała Borczucha, Zofia, była "przerobową" w fabryce kosmetyków Miraculum na Zabłociu w Krakowie, która została w lutym tego roku zburzona. Gdy znikają otaczające kochaną osobę miejsca, przedmioty, jej pamięć w nas kruszy się jeszcze bardziej. Blednie, sypie się przez palce kolejnych lat. Umyka, oddala się, stygnie. "Ciało jest takie miękkie i kruche, a skała taka twarda". I nagle, gdy śmiech kobiet w zakładzie wciąż jeszcze wybrzmiewa, Zofia przy dźwiękach wdzierającej się cmentarnej muzyki Bartosza Dziadosza czyta na głos swój wyrok... Burzą zakład.

Na scenie pojawia się reżyser. Nie podoba mu się, że w spektaklu nazywa się ją "przerobową". Niebieski. Pamięta kolor niebieski. To kolor powiek jego mamy. I pamięta pyszne śniadanie: chleb z pomidorem i szczypiorkiem, herbatę z cytryną. Proponuje jednej z aktorek, aby go zagrała, gdy miał 7 lat - daje jej czapeczkę. Tak przekracza próg jego domu. Gdy jednak zaczyna go o chorobę matki wypytywać, Borczuch zmienia temat. Jest 26 kwietnia 1986 roku. Przez Czarnobyl ten dzień z chorą już mamą pamięta tak dokładnie. "Tam nie było żadnej trwogi. Tylko spokój i rezygnacja".

Mama Krzysztofa Zarzeckiego, Krystyna, zmarła gdy ten zdawał maturę z polskiego, pochowano ją w dzień jego matury z biologii. Najlepiej pamięta, że mama lubiła zbierać grzyby. Jednak irytuje się, gdy pięć aktorek nie daje sobie z tą sceną rady, bo nie rozumie kontekstu. Paradoksalnie najzabawniejsza scena w spektaklu. Gdy ten piszczy, jęczy i krzyczy, że kobiety doszukują się w tej scenie jakiejś metafory, szukają przesłony. Wszystkie są Krystynami, wszystkie błąkają się po bydgoskim lesie. Co jest w tym grzybie takiego interesującego?

Zarzecki udziela na scenie wywiadu do magazynu "Matka i syn". Jednak ucieka przed pytaniami. Unika odpowiedzi wprost. Kręci, ma problem z jej opisaniem, nie pamięta zapachów, kolorów, prześmiewczo opowiada, że w domu chodziło się nago. Znacznie swobodniej wspomina spacery po lesie. Szczególnie pamięta jedno grzybobranie, choć smutne, bo on miał pełen koszyk, a mamy był pusty. - To raczej prosta kobieta była - mówi. Boi się, że ich gra mogłaby się Krystynie nie spodobać. Nabiera wątpliwości. Nie chce sprofanować jej pamięci.

Strzępki wspomnień, fragmenty obrazów, zwykłe chwile, nic nieznaczące z pozoru, ostatni uśmiech, gasnąca iskra w oku. Dziwne, co zapamiętuje umysł dziecka. Dziwne, ile zapamiętuje. Choć może to nie jest właśnie dziwne, bo starczyć mu będzie musiało na całe życie. Borczuch-Zarzecki w prześmiewczy sposób opowiedzieli o swoim bólu po stracie matek. I aby ten ból znieść, można było zrobić to tylko w ten sposób. Każda inna forma tego epitafium byłaby toporna, jałowa i... rakotwórcza dla widza.

Doskonałe dialogi zawdzięczamy Tomaszowi Śpiewakowi. To potężna dawka morfiny, która sprawia, że ból staje się znośny. Doskonała jest też rola matki, Moniki Niemczyk, która w przypadku Borczucha pojawia się w ostatniej scenie jako 67-latka, która przeżyła chorobę, a w przypadku Zarzeckiego przybyła z zaświatów, mówiąca w wymyślonym języku i radząca: Jak żyć?

Wspomnienia obu bolą, każdego kto przeżył coś podobnego, a takich na widowni może być wielu. Nie wykupiłam praw na wyłączność. Stąd oglądając scenę, w której na filmie kręconym zwykłym iPhonem pojawia się aktorka Monika Ojrzyńska w 8 miesiącu ciąży, nosząca pod sercem syna Zarzeckiego ma się nieodparte wrażenie świadomego efektu pętli czasowej. Borczuch, homoseksualista, przyjaciel Zarzeckiego, ma dzisiaj 37 lat, jego mama zmarła, gdy miała 37 lat. Zarzecki też ma 37 lat i właśnie jego partnerka na premierę spektaklu "Wszystko o mojej matce" daje mu syna. I to wszystko "z miłości..."

Urodziłam się w 1977 roku. Mam dzisiaj 39 lat. Tydzień przed maturą dowiedziałam się o chorobie ojca. I, jak Michał Borczuch, o tym nie opowiadam. 17 lipca 2016 roku dowiedziałam się o chorobie mamy. Mama ma na imię Krystyna.

To nie recenzja spektaklu. To życie. Moje, twoje, ich...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji