Artykuły

Antygona opowiedziana własnymi słowami

O czym właściwie jest "Antygona" Zbi­gniewa Rudzińskiego? Kompozytor sta­ra się to sformułować w nocie progra­mowej, rozpoczynając od zaskakujące­go wyznania, że niezbyt go interesuje istota zarysowanego u Sofoklesa kon­fliktu. "Może dwadzieścia lat temu wą­tek taki byłby ciekawy. Dzisiaj problem relacji władza - obywatel stracił zna­czenie." Oj, czyżby? Utrzymywał zna­czenie przez blisko dwadzieścia pięć wieków i tak po prostu je stracił? Sko­ro jednak uwagi kompozytora nie przyciągnął centralny problem dzieła - kon­flikt między prawem boskim a ludzkim, prawem naturalnym a stanowionym - to co go zainteresowało w tej antycznej tragedii? "Problemy życia ludzkiego, problemy szczęścia, cierpienia, winy, namiętności, kary i przeznaczenia" - wyjaśnia Zbigniew Rudziński.

Rzeczywiście, o bohaterach jego no­wego dzieła - skomponowanego dla Warszawskiej Opery Kameralnej na i Festiwal Polskich Oper Współczes­nych - da się powiedzieć głównie, że (prawie cytat) "targają nimi uczucia, emocje i namiętności". Te zaś ma wy­rażać muzyka - i jej strona emocjonal­na wysuwa się faktycznie na plan pierw­szy. Kompozytor (zarazem autor libret­ta) nie podpiera się analizami literacki­mi, nie eksponuje (jak Orff czy Stra­wiński) strukturalnych cech tragedii antycznej, tylko opowiada "Antygonę" własnymi słowami i muzyką, najwyraź­niej pragnąc pokazać, że jego bohate­rowie przeżywają i cierpią tak, jak przy­stoi postaciom operowym. Galerię dramatis personae poddał on zresztą pew­nym modyfikacjom, wprowadzając do niej trójkę Erynii (rytmicznie skrzeczą­cych), grupę Demonów (rytmicznie się miotających) oraz Kasandrę (w męskiej postaci), ponadto Sofoklejski Tyrezjasz przeszedł radykalną kurację odmładza­jącą. Niestety, w tym nowym ujęciu oso­by dramatu nie mają posągowej urody swych pierwowzorów, a i całość redu­kuje się do opowieści o złym tyranie i dobrej a nieszczęśliwej królewnie.

Gdybyż to jeszcze ciekawie pokazać! Ale pod tym względem nic się specjal­nego nie dzieje, mamy na scenie kon­wencjonalny, grzeczny teatr z odpo­wiednią porcją malowniczych grup, póz i gestów, ładnym kostiumem, miłą dla oka, lecz nie "mówiącą" scenografią. Gdy nas to znudzi (co następuje dość prędko), możemy już tylko z sentymen­tem wspominać do dziś grywane "Manekiny", które na polskim gruncie od dwudziestu lat pozostają modelowym przykładem współczesnego teatru mu­zycznego opartego na współpracy rów­norzędnych talentów.

Jest jednak w "Antygonie" coś, co przy­pomina "Manekiny", mianowicie muzy­ka. Po długim okresie milczenia Zbi­gniew Rudziński zaczyna tam, gdzie skończył - w każdym razie nieopodal. Powtarzanie struktur, odniesienia tonal­ne, rytmizacja, wyraziste pomysły dźwiękowe - przy pierwszym słucha­niu nie objawia się tu nic specjalnie nowego (choć może należałoby wska­zać na poruszający niekiedy dramatyzm i szczególny odcień liryzmu, zatrącają­cy o muzykę filmową), ale jest zdrowy sens muzyczny, wysoka klasa warszta­tu i jakaś osobliwa siła przyciągania: jest to muzyka na swój sposób powab­na, czasem najzwyczajniej ładna. Dla niej byłbym skłonny wybrać się na "An­tygonę" po raz drugi - przynajmniej na pierwszy akt, który jest zdecydowanie lepiej wyważony i przemyślany drama­turgicznie. Drugi po niedługim czasie zaczyna nużyć nawrotami i powtórze­niami bo kiedy już w muzyce powie­dziane zostało wszystko, a publiczność z góry wie, jak rzecz się skończy, kom­pozytor powinien sięgnąć po klej i no­życzki. Szaleństwa Erynii i Demonów są na pewno muzycznie atrakcyjne, lecz stanowczo zajmują zbyt wiele czasu. Cytat z "Don Giovanniego", który posłu­żył jako tło dla wejścia Tyrezjasza (czci­godny starzec ma tu postać chłopczyny w nocnej koszuli), rozwija się przesad­nie długo, tworząc trochę niesmaczny "efekt obcości".

Trudno "Antygonę" uznać za rewela­cję na miarę "Manekinów". Trudno też skromny Festiwal Polskich Oper Współczesnych, złożony ledwie z trzech pozycji, uznać za reprezentatywny przegląd. Ogromnie jednak cieszy fakt, że komuś zaczęło zależeć na tym, by polskie opery współczesne powsta­wały i żyły na deskach scenicznych. Tej zasługi Warszawskiej Opery Kameral­nej w roku jej jubileuszu nie sposób przecenić.

Stronę muzyczną spektaklu przygo­towano ze starannością, która wydaje się już regułą w produkcjach tego te­atru. Główne partie "Antygony" wydają się raczej "przyjazne" wobec śpiewa­ków, ale są też nader rozbudowane. W roli tytułowej przekonującą kreację wokalną stworzyła Dorota Lachowicz, jej godnym scenicznym przeciwnikiem był Józef Frakstein jako nieprzejedna­ny i brutalny władca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji