Artykuły

tydzień teatralny

Rozkoszny wieczór teatralny!

Rozkoszna sztuka j rozkoszne przedstawienie "Majora Barbary" w Teatrze Kameralnym. Rozkoszny jest tez niepokój recenzenta, komu przyznać pierwszeństwo: Shawowi czy dyr. Krzemińskiemu? Wybaczy mi Dyrektor, że zacznę konwencjonalnie jednak od autora. Oczywiście - Shaw, mądry intelektualista i obdarzony cudownym temperamentem polemicznym wróci istniejącego - w jego czasach - porządku, a raczej nieporządku. Przewrotny humor i szyderczy dowcip tryskają też jak z pożarowej sikawki. Te zalety wciągają też przemożnie widza w problem sztuką jakże w istocie posępny i złowrogi, ale ukazany bez nudnej deklaratywności, w grotesce sięgającej granic nonsensu. Bo ta wielka polemika sceniczna obnaża sprężyny konfliktu poprzez ciąg bezbłędnej z pozoru logiki, ale tak paradoksalnie zaostrzonej, że wywód stanie się za chwilę wręcz absurdalny, l tu nagła wolta: autor zawraca najspokojniej tok akcji ku sprawom banalnym, osobistym t konkretnym, aby za chwilę podpalić nową rakietę paradoksów.

Polemikę rozgrywa trójka protagonistów. Więc żeński oficer Armii Zbawienia - młoda i szlachetna dziewczyna, nawracająca upadłych, przez filantropię, w której skuteczność jedynie wierzy. Dalej - ojciec jej, wyzuty ze skrupułów rekin kapitalistyczny - fabrykant broni - szerzący własną "ewangelię św. Andrzeja Undershafta". Wreszcie narzeczony Barbary, którego paradoksalna ekwilibrystyka kończy kompromisowo wielki spór. Bo sam Shaw biedził się nad rozwiązaniem rozpętanej drwiny z systemu, rządzonego przez dwie przemożne siły: groźbę miecza i braku chleba. Bo nędza jest klęską społeczną, a nie drogą do nieba, zaś miecz zagraża istnieniu ludzkości. Pozostaje walka. Stąd końcowe ustępstwo Barbary "nawróconej" przez ojca, nie jest rezygnacją, ale przeniesieniem walki do obozu nieprzyjaciela. Nie jest to jednakie rozwiązanie, ale deklamacyjna nieco perspektywa, ocukrzona miłością młodej pary. Mimo to Shaw podkreślił poczucie własnej odpowiedzialności tym wyznaniem: "ufam, że sztuka moja jest prawdziwa i natchniona". Z tym wszystkim problem sztuki, choć tak rozegrany w groteskowej satyrze na społeczeństwo angielskie (sprzed pół wieku) - pozostał nad wyraz aktualny. Mieści się w dzisiejszej, ogólnoświatowej rzeczywistości, w niepokojącej głęboko wszystkich sprawie wyścigu zbrojeń - już atomowych.

Tyle o autorze - teraz o reżyserze. Ważną zasługą Krzemińskiego jest opanowanie - powiedzmy to otwarcie - gadulstwa Shawa. Bo teatr ten jest gatunku konwersacyjnego, dyskurs przeważa stale nad akcją. Zasługa reżysera tym jest znaczniejsza, że nie posłużył się najprostszym sposobem, jakim jest mocne przetrzebienie tekstu. Bo i są te tyrady, nawet od-autorskie, godne wypowiedzenia ze sceny. Krzemiński zastosował sposób inny, trudniejszy: stworzenia akcji tam, gdzie jej u Shawa nie ma. Własną inwencją zaaranżował pomysłowe sytuacje, które ożywił nasileniem gry i żywiołowym temperamentem. Podparł te sytuacje wyborną charakterystyką postaci, kontaktem mimicznym i dialogiem, nie tylko mówionym, ale i rozegranym wręcz koncertowo. Nie było też jednego pustego miejsca w akcji, której napięcie ani na chwilę nie opadło. Dobitne akcenty kończyły też dobrze skomponowane sceny i akty. Istną orgią humoru stała się scena w przytułku, najmocniej wyeksponowana, przy wyzyskaniu specyficznie angielskich chwytów używanych przez ulicznych kaznodziejów oraz metod propagandy zbawienia przy pomocy kromki chleba i miski zupy. Tę atmosferę nieznanego u nas, ekscentrycznego apostolstwa Armii Zbawienia, połączonego z wojskową dyscypliną, uwypuklono w przedstawieniu różnymi sposobami. Więc przez wyświetlanie autentycznych tekstów i emblematów, przez wybornie dostosowaną przez Zarubina muzykę orkiestrową i chóralną. Uzupełniały obraz schludne po angielsku mundury a także rekwizyty. W ogóle interesująca była scenografia Krakowskiego, oscylująca i w ubiorach i w otoczeniu scenicznym pomiędzy wytwornym salonem a improwizowanym przytułkiem i "fabryką śmierci". Pomysłową metaforykę kolorystyczną - stalowo-złotą - ożywiały barwne plamy kostiumów czy sprzętów.

W znakomitej obsadzie wszystkie role pasowały jak ulał, Przybylski rozwinął w górującej roli Undershafta piekielną zaiste swadę i rezonerstwo tego "nad-człowieka" oraz jowialny demonizm wcielonego "księcia ciemności". Barbarę zagrała Haniszówna z ujmującą świeżością i śmiałością, tworząc uroczą sylwetkę oraz inteligentnie i dobitnie interpretujący tekst. Cusins-Eurypides jest utrzymany przez Shawa nieco w cieniu (może jako wstydliwy sobowtór samego autora) - niemniej Witkiewicz zarysował tę najbardziej paradoksalna postać z wyjątkowa precyzją, temperamentem i komiczną. Snobistyczna rodzinka wypadła również żywo. Niezawodna Zaklicka nadała roli arbitralnej weredyczki - Lady Britomart wiele smacznego humoru. Podobnie, jak Zazula i Dobrzański w rolach tępawych dżentelmenów. Także i epizody podopiecznych rozegrano z dużym nakładem ekspresji i inwencji aktorskiej. Więc przede wszystkim Nowak - w świetnie scharakteryzowanej roli Billa-chuligana, szczekający w rewolwerowym tempie uliczną gwarą, w czym sekundowała mu Kamińska (Rummy). Mistrz Wesołowski prał londyńskiego Gzymsika - Shirleya z niezawodną choć spokojna soczystością, a Dwornicki Price'a, idealnie obłudnego w sinej skrusze, obnoszonej także dla reklamy. Znakomitą komiczką okazała się Próchnicka w karykaturze Jenny, rozbrajającej świętym a naiwnym entuzjazmem. Ostaszewska obnosiła znów swą śmieszną godność naczelnej amazonki Armii Zbawienia - Pani Baines. Nawet lokaja. mającego zaledwie kilka słów tekstu, zagrał charakterystycznie Sykutera, a podobnie upośledzoną przez autora Sarę - Marcinkowska.

Szczęśliwie nie próbowano "unowocześnić" Shawa - jak to bywa - kupletami wodewilowymi czy igrami tanecznymi. Owszem, grano i śpiewano na scenie, ale zgodnie z wolą autora, a nie kogoś z całkiem innej parafii. Przekład Sobieniowkiego, przysięgłego tłumacza Shawa, ulegał - jak się zdaje - odświeżającej kąpieli.

A wiec - czyja w końcu zasługa w niewątpliwym sukcesie Majora Barbary? We wypada jej obmówić autorowi, ale też niepodobna nie przyznać reżyserowi i zespołowi. Bo przedstawienie nie tylko jest dorównane dziełu pisarskiemu, ale niekiedy naprawia potknięcia sceniczne znakomitego laureata Nobla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji