Artykuły

Dla aktorów, czy dla widzów?

W Lublinie publiczne mówienie za pomocą fraszek ma nieco inną wartość niż np. w sąsiednim Rzeszowie. Od kiedy publicznie odkryto, że utalentowanym fraszkomówcą jest dyrektor miejscowego wydziału kultury, ta forma wypowiedzi zdecydowanie urosła w cenie.

Byłem świadkiem, kiedy to na bankiecie szef lubelskiej kultury, sympatyczny by nie rzec "jowialny" pan w średnim wieku, poproszony ,,przemówienie" fraszką na "aktualny" temat, powiedział mniej więcej tak: "Nie sprzyjają mojej tuszy obchody jubileuszy".

Teatr lubelski decydując się na wystawienie "Pana Jowialskiego", w którym jak wiadomo główny bohater mówi fraszkami, bajkami, złotymi myślami, uczcił jubileusz 200-lecia urodzin Fredry, sprawiając zapewne swemu urzędowemu szefowi sporo przyjemności. Ale to oczywiście nie wszystko. Także publiczność miała z tego sporo przyjemności, bowiem spektakl okazał się zupełnie przyzwoity, nie pozbawiony kultury i tego, co krytycy, czy historycy określiliby mianem stylu fredrowskiego.

Romana Próchnicka, reżyserka "Pana .Jowialskiego", wyszła z założenia, że Fredro dzisiaj to przede wszystkim ,,raj" dla aktorów. W ładnej, nieco staroświeckiej scenografii Teresy Ponińskiej, w sentymentalno- arkadyjskim ogrodzie (momentami źle oświetlonym), rozegrała reżyserka ten spektakl wedle dobrych reguł rytmu, sensu, poczucia humoru, w tonacjach raczej pastelowych, uczuciach łagodnych, a nade wszystko szacunku dla...talentu autora. Może zbyt wiele pozostawiła aktorom, no ale jeśli wyszła z założenia - a tak chyba było - że komedia Fredry to przede wszystkim "ich" świat, to zachowała się na swój sposób konsekwentnie. Z rozmaitymi rezultatami.

Bardzo przyzwoity jest Jowialski Włodzimierza Wiszniewskiego i jego żona Maria Szczechówna. Nieco gorzej rzecz ma się z Szambelanem (Henryk Sobiechart), Szambelanową (Nina Skołuba-Uryga), czy Januszem (Piotr Wysocki). Każdy z tych czołowych aktorów sceny lubelskiej rozegrał swoją postać trochę po swojemu, niekoniecznie we wspólnej z całością konwencji. Każdy w innych elementach aktorstwa upatrywał atrakcyjności, czy poczucia komediowości dla swych postaci. Para amantów tradycyjnie była najbardziej bezbarwna.

Śledząc dość samodzielną twórczość aktorów na lubelskiej scenie w tym skądinąd przyzwoitym spektaklu, można było od czasu do czasu odnieść dość niepokojące wrażenie, że dobra zabawa na scenie nie zawsze udziela się widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji