Artykuły

Gdy w grudniu zabrakło Teleranka

- Dramatyczne wydarzenia z 1981 r. są dla nas, twórców spektaklu pretekstem do tego, aby wypowiedzieć się na temat współczesnej Polski, na temat narodu targanego wewnętrznymi podziałami - mówi Joanna Zdrada, reżyser spektaklu "New Year's Day" w gorzowskim Teatrze Osterwy. Prapremiera w sobotę.

Tytuł do swojej sztuki Piotr Rowicki zaczerpnął ze słynnej piosenki U2, którą Bono napisał po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Ta sztuka jest właśnie o stanie wojennym, tyle że bohaterami są dawni ZOMO-wcy. Jak śpiewał Bono: "pod krwistoczerwonym niebem zgromadził się czarno-biały tłum". Po 35 latach nic nie jest czarno-białe. Czy jednak, wracając do słów Bono: choć podzieleni, możemy się zjednoczyć... I zacząć od początku? Być może nowy spektakl w Teatrze im. Osterwy pomoże nam poszukać odpowiedzi na to pytanie.

Rozmowa z Joanną Zdradą*

Dariusz Barański: Trudno rozmawiać o sztuce, której widzowie po prostu jeszcze nie znają. A "New Year's Day" Piotra Rowickiego to nowy tekst, w Gorzowie odbędzie się prapremiera...

***

Joanna Zdrada: To tekst napisany specjalnie na okoliczność 35-lecia ogłoszenia stanu wojennego.

O czym?

- Piotr Rowicki jest dość kontrowersyjnym autorem. Pisze przewrotnie, przewartościowuje historię. Z wykształcenia jest historykiem, ale w jego oczach historia nigdy nie jest jednoznaczna. Tak też jest w przypadku New Year's Day. Dramatyczne wydarzenia grudniowe są dla nas, twórców spektaklu pretekstem do tego, aby wypowiedzieć się na temat współczesnej Polski, na temat narodu targanego wewnętrznymi podziałami.

Autor jest młodym człowiekiem. Pewnie nie pamięta tego wydarzenia z autopsji?

Miał chyba siedem lat, kiedy ogłaszano stan wojenny. My wszyscy, cała grupa realizatorów jesteśmy młodym, nowym, pokoleniem, które - jeśli nawet - pamięta tamte wydarzenia, to szczątkowo. Wydaje mi się, że to był jakiś punkt zwrotny w naszej historii, punkt odniesienia. Z dzisiejszej perspektywy trudno jednoznacznie ocenić, czy decyzje podejmowane przez władze były słuszne.

Sztuka nie jest zapewne o podejmowaniu decyzji o stanie wojennym. Kim są bohaterowie?

Tekst jest mocno eklektyczny, miejscami groteskowy. To mozaika wątków i tematów odnoszących się do wydarzeń grudniowych. Obiegowe opinie przeplatają się w nim z cytatami z prasy i telewizji. Spektakl rządzi się swoją własną poetyką, momentami sprzeczną wewnętrznie. Nie mamy jednego bohatera, raczej jest to bohater zbiorowy, zwłaszcza w drugiej części spektaklu, w której starzy ZOMO-wcy spotykają się po 35 latach. Opowieść jest poprowadzona z perspektywy oprawców, a nie ofiar. To przewrotne ustawienie tematu. Spotkanie po latach jest pretekstem, by pokazać stosunek bohaterów do rzeczywistości współczesnej, nie tylko do tego, co wydarzyło w grudniu 1981 roku. Obserwujemy ich w momencie przewartościowania swoich życiowych postaw.

Wydawałoby się, że dziś sytuacja jest jasna jak w westernie. Przecież dobrze wiemy, gdzie w stanie wojennym było dobro, a gdzie zło.

No właśnie nie do końca. Pokazujemy przecież ludzi, a człowiek nigdy nie jest czarno-biały. Zawsze w naszych wyborach i decyzjach są jakieś odcienie szarości. Każda z postaci sztuki okazuje się być niejednoznaczna. Szczególnie jeden z naszych bohaterów to człowiek z gruntu paradoksalny. Z jednej strony mamy wrażliwego poetę, filozofa - z drugiej strony jednak wiemy, że człowiek ten jest w szeregach ZOMO. To ktoś, kogo trudno zdefiniować, trudno jednoznacznie ocenić.

Jak "New Year's Day" odnosi się do polskiej współczesności?

Ten spektakl co prawda referuje współczesną rzeczywistość, ale nie robi tego w sposób jednoznaczny. Żyjemy w czasach bardzo niespokojnych. Naród jest podzielony. Śledzimy tę sytuację szczególnie w ostatnich miesiącach, choć radykalizuje się ona na przestrzeni kilku ostatnich lat. Polska rzeczywistość społeczna i polityczna budzi wiele kontrowersji. Wszyscy zastanawiamy się, dokąd nas to zaprowadzi. Tekst sztuki poniekąd o te tematy zahacza, spektakl ma być impulsem do refleksji.

Jest w tej sztuce jakieś ziarenko nadziei, że pojednanie jest jednak możliwe?

Mamy w sztuce kluczowy, bardzo piękny monolog jednego z bohaterów na temat solidarności. Ale nie solidarności w wymiarze historycznym czy politycznym, solidarności w wymiarze ludzkim. To monolog, który stawia pytanie o to, czy i na ile naród potrafi się zjednoczyć w kulminacyjnym, ważnym czy wręcz decydującym momencie. Na ile potrafimy razem stworzyć coś konstruktywnego, dążyć do jakiegoś celu, który w swoim założeniu byłby budujący, a nie destrukcyjny.

Wcześniej sięgała pani do twórczości m.in. Różewicza, Hanocha Levina, Thomasa Bernharda. Na ile ta sztuka różni się od tego, z czym się pani zmierzała do tej pory?

Nie bójmy się tego powiedzieć wprost: to jest sztuka o zabarwieniu politycznym. W tych niespokojnych czasach to dla mnie szansa, żeby się wypowiedzieć w sposób osobisty na temat rzeczywistości, na którą się nie zgadzam. Współczesność prowokuje nas do tego, żeby w jakiś sposób się określić. Mam wrażenie, że dla nas, twórców, jest to właśnie ten moment, w którym trzeba powiedzieć, co się myśli.

I... co pani myśli o polskiej rzeczywistości?

Proszę zobaczyć sztukę. Daleka jestem od czarno-białego wartościowania. Chciałabym za pośrednictwem mojej pracy wyrazić swój stosunek do tego, co rejestruję, co dzieje się wokół mnie.

Spektaklem z rozterkami ZOMO-wców włożycie pewnie trochę kij w mrowisko?

Mam taką nadzieję. Wydaje mi się, że potrzebne są wypowiedzi, które sieją lekki ferment, stawiają pytania, nie zadowalając się łatwymi odpowiedziami.

Dla młodszego pokolenia stan wojenny to mógł być moment przełomowy, który jakoś zaważył na ich życiu, czy raczej żal, bo nie było "Teleranka"?

Nie pamiętam wydarzeń grudniowych, miałam wówczas dwa lata. Dla mnie i dla mojego pokolenia wydarzenia te to historia, której uczymy się z książek. Sądzę jednak, że świadomość tego, co się stało jest konieczna choćby po to, by w przyszłości uniknąć podobnych błędów.

Jest pani również autorką scenografii do spektaklu. Co zobaczymy na scenie?

Definiujemy tę przestrzeń jako coś w rodzaju pustostanu, garażu. To jest jakieś miejsce opuszczone, w którym po latach spotykają się bohaterowie. Impreza ZOMO-wców jest pretekstem do tego, żeby powspominać. Nie określam jednoznacznie tej przestrzeni. Ma charakter industrialny. Może to być równie dobrze gdańska stocznia lub kopalnia "Wujek". Chciałam, żeby każdy z widzów mógł sam dopowiedzieć sobie własną interpretację.

Będą ZOMO-wcy "w akcji"?

Jest tego rodzaju scena, choć w dość przewrotnej formie. Jakiej? To widzowie będą mieli okazję wkrótce zobaczyć na scenie.

*Joanna Zdrada, reżyser teatralny, dramaturg, scenograf. Absolwentka Vysokej Školy Muzickych Umeni w Bratysławie. Stypendystka w Drama Department of Goldsmiths University of London. Wyreżyserowała ponad 20 spektakli w kraju i za granicą. Współpracuje z teatrami w Polsce, na Słowacji i w Czechach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji