Artykuły

Cezary Morawski: Mieszkowski podzielił aktorów, rozmontował teatr

- Grupa generująca ten protest ma siłę przebicia i jest pijarowo skuteczna. Są wyćwiczeni w buntach, bo ten obecny nie był pierwszym w ostatnich latach w TP - rozmowa z dyrektorem Cezarym Morawskim w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Cezary Morawski, dyrektor Teatru Polskiego, którego wybór na to stanowisko oprotestowały publiczność i środowisko teatralne w kraju i za granicą, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" odnosi się do stawianych mu zarzutów.

Wojciech Szymański: Krzysztof Mieszkowski robił dobry teatr?

Cezary Morawski*: To jest teatr uznanych, poszukujących reżyserów. To oni robili ten teatr.

Dobry?

- Dobry, ale bardzo konkretnego nurtu, silnie postmodernistyczny.

To źle?

- Dobrze, bo teatr musi poszukiwać. Ale to nie jest jedyny warty uwagi nurt.

W aplikacji konkursowej napisał pan, że chce kontynuacji tego, co było.

- Bo to prawda, ale jednocześnie uważam, że jest ogromna publiczność, która oczekuje innych spektakli. Zbudowanych na słowie, fabule, bardziej tradycyjnych.

To komedie i farsy, o których również pan pisze w aplikacji.

- A co w nich złego?

Każdy je gra, a Teatr Polski wyrobił sobie markę i osiągnął sukces jako teatr ambitny.

- Teatr Polski wynajmował swoje sale także dla spektakli - jak to pan ujmuje - mniej ambitnych. I dobrze, bo one cieszą się powodzeniem, można nimi wspierać finansowanie teatru. Tylko mam wrażenie, że dyrekcja i część zespołu jakoś się tego wstydziła. Teatru nie robi się dla siebie, tylko dla publiczności.

Od jakiej premiery rozpocznie pan nowy sezon w Polskim?

- Nie wiem, czy do końca tego roku uda się zrobić premierę. Liczę, że tak. Ale wszystko zależy od pieniędzy, a jak wiadomo, teatr jest zadłużony, ten dług dziś to 1,2 mln zł. Od objęcia stanowiska analizuję sytuację, szukam środków nie tylko na premierę, ale na bieżące funkcjonowanie. W teatrze nie ma dziś ciepłej wody, bo nie zapłacono rachunków.

Wybór nowego dyrektora w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Wszystko, co musisz wiedzieć

A jeśli będzie premiera, to postawi pan na spektakl z którego nurtu?

- A jeśli wystawię świetną komedię, to stanie się coś złego ?

To będzie deklaracja, na co pan rzeczywiście stawia.

- To nie deklaracja, choć wiem, że podniesie się znowu krzyk: "A nie mówiliśmy, Morawski zabija Teatr Polski!". Nie boję się tego, bo wiem, że to będzie dobry spektakl dla widzów. Jeśli jest publiczność, która chce zobaczyć dobrej jakości komedię, to nie można jej prawa do tego odmawiać.

Część twórców, o których w aplikacji konkursowej napisał pan, że chce z nimi współpracować, od razu się od tego odcięła. Michał Zadara, Krzysztof Warlikowski, Agata Duda-Gracz, Jacek Poniedziałek...

- Podałem w aplikacji różne nazwiska, nie tylko twórców, którzy zajmują się teatrem postdramatycznym. Nie jest więc prawdą, że spotkałem się z gremialną odmową. Zresztą, widziałem dziesiątki podobnych aplikacji, w których pojawia się pewien zestaw nazwisk, nie widzę w tym niczego złego. Podając je, chciałem jedynie zaznaczyć, o jakim teatrze myślę, w jakim kierunku chcę iść. Nigdzie nie napisałem, że jestem z tymi ludźmi umówiony na konkretne spektakle w Polskim.

To mniej ważne, istotne jest to, że oni tą odmową zaprotestowali przeciwko zmianie w Teatrze Polskim.

- Uważam, że zostali zmanipulowani. Po ogłoszeniu wyniku konkursu, na naszych oczach, Krzysztof Mieszkowski rozpoczął akcję rozmontowywania Teatru Polskiego we Wrocławiu. Podzielił aktorów, pracowników technicznych. Wprowadził w błąd środowisko artystyczne w kraju i za granicą. Manipulacja polegała na tym, że Mieszkowskiemu udało się przekonać opinię publiczną, że został z Teatru Polskiego wyrzucony, że ktoś mu go siłą odbiera. A prawda jest taka, że skończył mu się kontrakt, a o tym, że rozstanie się z teatrem, wiedział od dawna. Drugi element manipulacji to teza, że ja przyszedłem tu zniszczyć cały dorobek dyrekcji Krzysztofa Mieszkowskiego.

Ten protest był bardzo szeroki, dołączyło do niego wielu ludzi kultury. Oni nie tylko kwestionowali pana kompetencje, ale przede wszystkim sposób wyboru, który nie uwzględnił głosu aktorów, środowiska.

- Przecież nie ja zorganizowałem konkurs, stanąłem do niego tak, jak pięć innych osób, w tym osoby popierane przez Teatr Polski. To nie są zarzuty pod moim adresem.

Wszyscy dali się zmanipulować, zagraniczne media też?

- Zagraniczne media nie pisały tego z własnej woli, tylko na zamówienie. Jeden z najbliższych współpracowników Mieszkowskiego, kierownik literacki teatru Piotr Rudzki, publicznie mówił o tym, że zostały napisane listy do teatrów, festiwali, mediów z prośbą o poparcie protestu.

I sądzi pan, że nikt - ani w kraju, ani za granicą - tego nie weryfikował?

- W dużej mierze nie. Przyjęto ich punkt widzenia. Przyznaję, że grupa generująca ten protest ma siłę przebicia i jest pijarowo skuteczna. Są wyćwiczeni w buntach, bo przecież ten obecny nie był pierwszym w ostatnich latach w TP.

Krystian Lupa zaprotestował, zrywając próby do "Procesu".

- W jego uzasadnieniu nie ma słowa o mnie. Krystian Lupa napisał: "W związku ze sposobem przeprowadzenia konkursu na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, oświadczam, że odstępuję od realizacji spektaklu".

I to już pana nie dotyczy?

- Nie ja organizowałem konkurs.

Wygrał go pan - jak twierdzi wiele osób - dzięki protekcji ministra kultury i Tadeusza Samborskiego, który w zarządzie województwa dolnośląskiego odpowiada za kulturę.

- To bzdury. Ministra Piotra Glińskiego nawet nie znam. Spotkałem się z nim kurtuazyjnie, już po wyborze, cała nasza rozmowa trwała może 10 minut. Od razu się przyznam, że owszem, znam Glińskiego, ale Roberta, reżysera, brata ministra, bo z nim pracowałem.

Ale mówił pan podczas obrad komisji konkursowej, że był w ministerstwie.

- Bo byłem i nie ma w tym nic niestosownego. Chciałem solidnie się do konkursu przygotować, dowiedzieć, jaka jest sytuacja w teatrze, a ministerstwo go współprowadzi. Uczciwie o tym powiedziałem komisji.

Wicemarszałka Samborskiego zna pan lepiej?

- Lepiej? Lepiej niż ministra Glińskiego, bo z wicemarszałkiem widziałem się może trzy razy w życiu.

Ale on przed rozstrzygnięciem konkursu publicznie mówił, że jest pan dobrym kandydatem.

- Proszę jego o to zapytać.

Nie dziwi pana, że taka wypowiedź interpretowana jest jako wskazanie, kto ma konkurs wygrać?

- W komisji byli przedstawiciele różnych środowisk. A ja nie zabiegałem o wsparcie wicemarszałka.

Jako skarbnik w ZASP stawał pan przed sądem.

- W sprawie narażenia ZASP na stratę sąd uznał, że nie dopełniłem obowiązku nadzoru finansowego, ale że zrobiłem to nieumyślnie i warunkowo umorzył postępowanie karne. W świetle przepisów prawa jestem osobą niekaraną.

Pan będzie rozmawiał z Krystianem Lupą o powrocie?

- Wiem, że obecnie pracuje nad spektaklem w Barcelonie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że uruchomiłem kontakty, dzięki którym mam nadzieję na dotarcie do Krystiana Lupy. Chcę, aby dokończył "Proces" we Wrocławiu.

Zwolni pan z pracy tych aktorów, którzy protestowali?

- To dorośli ludzie, obdarzeni wyobraźnią, protestując wiedzieli, jakie mogą być tego konsekwencje.

Czyli pozbędzie się ich pan?

- Piłka jest po ich stronie. Mamy w Teatrze Polskim nowe otwarcie. Jestem gotów współpracować ze wszystkimi. Ale jeśli spotkam się z nielojalnością, atakami, to nie będę miał wyjścia, rozstaniemy się. Kończy się sezon urlopowy, w czwartek mamy spotkanie z całym zespołem, będziemy rozmawiać o przyszłości.

A nie sądzi pan, że do takich protestów, jakie podjęli aktorzy, trzeba odwagi? Przecież ryzykują pracą, może karierą.

- Rozumiem, że oni występują w obronie dotychczasowego repertuaru. Ale to można robić inaczej, rozmawiając, a nie atakując. Więc nie mieszałbym do tego odwagi. Na marginesie: obserwuję od pewnego czasu, że jest rzeczywiście rodzaj oczekiwania, abym ich zwolnił.

Kto ma takie oczekiwanie?

- Niech pan poczyta komentarze pod publikacjami czy w mediach społecznościowych. Te najgrzeczniejsze głoszą: "Panie Morawski, niech pan ich wywali; niech założą własny teatr i pokażą, na co ich stać".

Pan buduje swoje opinie na podstawie komentarzy na forach internetowych?

- Nie tylko, spotykam się i rozmawiam we Wrocławiu z różnymi ludźmi. Otrzymuję od nich wsparcie.

Od kogo konkretnie?

- Pozwoli pan, że nie odpowiem, nie chcę, żeby zostali narażeni na ostracyzm podobny do tego, jaki spotkał mnie.

* Cezary Morawski - aktor, absolwent Wydziału Aktorskiego warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza; w latach 1977-2015 był wykładowcą warszawskiej Akademii Teatralnej; od września tego roku pełni funkcję dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji