Kim jesteśmy, skoro świat jest błazenadą
Ślub" Witolda Gombrowicza w reż. Anny Augustynowicz, koprodukcja Teatru im. Kochanowskiego w Opoli i Teatru Współczesnego w Szczecinie. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
Premierą "Ślubu" Gombrowicza w reżyserii Anny Augustynowicz Teatr Kochanowskiego rozpoczął kolejny sezon artystyczny.
"Ślub" jest snem Henryka, polskiego żołnierza gdzieś na drugowojennym froncie we Francji. Uzewnętrzniają się w nim jego lęki o pozostawionych w Polsce najbliższych, ale też egzystencjalne niepokoje człowieka w obliczu przełomu epok. "Człowiek nowoczesny wie, iż nie ma nic stałego, nic absolutnego, a wszystko w każdej chwili "stwarza się... stwarza się między ludźmi... stwarza się...." - mówi bohater Gombrowicza. Na scenie nieustannie toczy się swoista wojna między byciem sobą a sztucznością. We śnie Henryka świat staje się groteskowy, zdeformowany, ale on sam też musi się "dostroić" do tego, co śni. Wszystko w świecie "dostraja się" do tego, co je otacza. W pewnym momencie Henryk (bardzo dobry Grzegorz Falkowski) wprost zwraca się do widzów, by "dostroili się" jeden do drugiego.
Przedstawienie Anny Augustynowicz wpisane jest i w ramę snu, i w ramę teatru.
Przestrzeń sceniczna jest dosłownie sceną, otoczoną reflektorami na statywach. Bohaterowie to marionetki na scenie życia. Każdy coś i kogoś udaje wobec drugiego człowieka.
Udaje w poszukiwaniu własnej tożsamości. Przyjmuje pozy, robi miny, przyprawia innym gęby, odgrywa ceremonie. Gra. Świat to jedna wielka błazenada, a człowiek - "mętny i niedojrzały" nie potrafi znaleźć swego autentycznego oblicza.
W przedstawieniu nacisk położony jest na kreacyjną osobowość Henryka. Jest on tu reżyserem tej ludzkiej tragikomedii, porządkującym rzeczywistość uwagami w scenariuszu. Ale zarazem jest kapłanem, a może wręcz bogiem, bo scena, na której rozgrywa się ta -jak chciał Gombrowicz- missa solemnis - jednocześnie jest kościołem. Ludzkim - choć z "wieczną lampką", znakiem boskiej obecności.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że groteskowy i zdegradowany świat, który widzimy, mocno odnosi się do współczesności, w której wszystko jest przeinaczone, wykręcone, zrujnowane, wypaczone.
Teatr Anny Augustynowicz to jak zawsze klarowność i celność myśli oraz czystość formy (scenografia Marek Braun, kostiumy Wanda Kowalska, muzyka Jacek Wierzchowski).
I wytrawne aktorstwo. Połączone artystyczne siły (przedstawienie jest koprodukcją) Teatrów Kochanowskiego w Opolu i Współczesnego w Szczecinie stworzyły na naszej scenie całkiem nową jakość.