Artykuły

Potrzeba skupienia

- Po tzw. spektaklach inscenizacyjnych znów zatęskniłem za skupieniem się jedynie na człowieku, na aktorze - mówi MACIEJ SOBOCIŃSKI, reżyser "Końcówki" Becketta w Teatrze Bagatela w Krakowie.

- Chcemy, aby to przedstawienie było przede wszystkim analizą samotności człowieka, tego klinczu, w którym Hamm i Clov tkwią, oscylując między relacjami kobiety i mężczyzny, dziecka i ojca - Nie sądzi Pan, że proponując Końcówkę, dramat o śmierci, w którym jeden z bohaterów mówi: Cały świat śmierdzi trupem, zanurza Pan widzów w nihilistycznej wizji rzeczywistości?

- Nie sądzę, gdyż idąc za autorem przyjęliśmy konwencję spektaklu jako cyrku śmierci. Pamiętajmy, że Beckett, choć często poruszający tematykę eschatologiczną, czerpał inspirację z komedii dell'arte; był także zafascynowany Charlie Chaplinem. Ten pozorny paradoks zaowocował w jego sztukach gatunkiem czarnego humoru. W Końcówce opisuje krańcowe momenty życia człowieka w specyficzny sposób - operując absurdem, groteską i elementami surrealnego, okrutnego dowcipu. Traktujemy te środki jako koła ratunkowe, za pomocą których staramy się wydobyć opowieść z aury egzystencjalnego smutku. Poza tym, temu spektaklowi towarzyszy pewien nawias, którym - także idąc za Beckettem - jest teatralizacja kreowanej przez bohaterów rzeczywistości. Mam nadzieję, że dzięki temu uda nam się nieco zelżyć tonację tej przygnębiającej opowieści.

Zgodnie z twierdzeniem, że o sprawach trudnych i ostatecznych nie trzeba mówić wyłącznie serio?

- Śmierć zwykle dopada ludzi nieoczekiwanie. Bohater Końcówki, Hamm, ma świadomość, że sytuacja ostateczna, w której wraz z Clovem się znaleźli, wymaga dystansu ironii. Obaj próbują odepchnąć od siebie metafizyczny lęk przed niebytem. On jednak wciąż powraca.

O czym chce Pan rozmawiać z widzami swoją inscenizacją w czasie, gdy dreszcze zagłady zastąpiły prozaiczne, egzystencjalne lęki?

- Chcemy, aby to przedstawienie było przede wszystkim analizą samotności człowieka, tego klinczu, w którym Hamm i Clov tkwią, oscylując między relacjami kobiety i mężczyzny, dziecka i ojca. Bo w tym tekście zawiera się całe spectrum międzyludzkich związków. A co do śmierci, to nie fizyczny akt umierania jest przedmiotem sztuki - z nim obaj bohaterowie są zaznajomieni - lecz proces obumierania mózgu, świadomości swego człowieczeństwa. I w tym ostatecznym momencie analiza własnej drogi, zadawanie fundamentalnych pytań o sens istnienia są dla Hamma i Clova najistotniejsze. Będąc w krańcowym punkcie, stojąc pod ścianą, każdy człowiek zapewne

zadaje sobie dziesiątki najważniejszych pytań.

Kim są Hamm i Clov, w Pańskiej adaptacji tekstu bohaterowie skazani wyłącznie na siebie?

- Hamm jest wcieleniem zła, człowiekiem wadzącym się z Bogiem i uzurpującym sobie Jego rolę. Clov zaś, pośród całej tej gry, którą prowadzi Hamm, walczy o prawo do marzenia. Konstruuje w sobie ideę Boga wierząc, że śmierć jest jedynie przejściem w inny stan ducha. A więc szuka nadziei, którą staje się dla niego nadejście chłopca, będące znakiem Zmartwychwstania i Odrodzenia. Szansą na kontynuację istnienia duchowego stadium ludzkiego bytowania.

Dokonał Pan radykalnych zmian w tekście, usuwając z niego postaci Neli i Nagga, żyjących w śmietnikowych kubłach, będących ikoną dramaturgii Becketta?

- Uznałem, wraz z aktorami, że samotność bohaterów w obliczu śmierci będzie o wiele bardziej dotkliwa, jeśli pozbawimy ich obecności rodziców Hamma. Energia spięć powstająca pomiędzy parą protagonistów kumuluje się wyłącznie na nich, nie rozpraszając się na inne postaci. Tak więc nie ma kobiety, nie ma innego mężczyzny - na pustej scenie świata są tylko Hamm i Clov.

U Becketta pusta jest też scena teatralna, a na niej nieliczne rekwizyty. Czas, miejsce i akcja, nasycone czystym trwaniem, zostały zredukowane. Są jedynie postaci i sytuacje. To skrajnie trudne zadanie dla reżysera i aktorów...

- Po tzw. spektaklach inscenizacyjnych znów zatęskniłem za skupieniem się jedynie na człowieku, na aktorze. A w Końcówce sprawa jest dodatkowo skomplikowana, gdyż Hamm jest człowiekiem unieruchomionym, co w znacznym stopniu ogranicza możliwość kreowania sytuacji scenicznych. Ale zabieg teatralizacji, o którym wspominałem, pozwala mi uruchomić bohatera nawet w jego bezruchu. Tak, Końcówka jest szalenie trudnym materiałem, ale tym bardziej pasjonującym, że pozwala na dotknięcie przestrzeni obecnej pomiędzy życiem a śmiercią, istnieniem a niebytem. Przełożenie tego problemu na język teatru jest celem zgodnym z moim rozumieniem jego głównych zadań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji