Drożyna do nowych problemów
Sztuka Jerzego Zaborowskiego "Jest drożyna" wystawiona przez teatr lalek ,"Pinokio" stanowi pierwszą bodaj pozycję w naszej dramaturgii lalkowej, mówiącą o współczesnych zagadnieniach naszej wsi.
Z treści sztuki wynika, że jest napisana dla widza dorosłego. Nagromadzenie problemów jest jednak niepokojące. Bo przyjrzyjmy się: Jest w sztuce mechanizacja uprawy roli i spółdzielczość produkcyjna, jest kułak i spekulant, świetlica i ZMP, są przedterminowe omłoty, premia za nie i ekipy łączności miasta z wsią; sabotaż i "karząca ręka sprawiedliwości".
A więc schemat i "wszystkoizm", a za schematem maszeruje beztroski hurra-optymizm. Bo czyż prawdą jest, abyśmy się już pozbyli spekulanta i kułaka, jak, trzeba przyznać, bardzo dowcipnie od strony wizualnej pokazuje nam to Zaborowski?
Nie jest też prawdą, że nawet biedniacy bez żadnej walki starego z nowym, przyjmują spółdzielczość produkcyjną i traktor. A czyż tylko kułak i spekulant, jak uważa autor są wrogami tych spraw? A nawyki, przyzwyczajenia i "tradycje", a głównie sobkostwo, które zawsze i wszędzie stają na drodze do postępu wsi?
Zaborowski niezupełnie właściwie ustawił również zagadnienie ZMP na wsi: nie jest ona taka "brązowa i posągowa", jak nam pokazano w sztuce.
Mimo te zastrzeżenia - sztuka ma poważne wartości. Folklor, oprawa muzyczna, głębokie tradycje ludowe oraz swoisty talent poetycki autora "Od książeczki do książeczki i zmądrzeją parobeczki"; "A co mi pomogą miedze, jak w domu bez ziarna siedzę" itp. wydobywają na jaw cały urok, patos i wielkość pracy i każe widzowi tę pracę cenić jak słońce, wodę i powietrze. Odwaga przeniesienia tylu ważkich problemów na scenę, na której jest się stale o milimetr od groteski - to niemała zasługa zespołu "Pinokia" pod dyr. Marty Janc i kierownictwem art. Wandy Byrskiej. Partie poważne i liryczne - Jaś (aktor Szczepan Chęciński), Kasia (Eleonora Staniecka) - potrafiono uchronić przed groteską. Lirykę tę i poetycką atmosferę uwypukla głos Stanieckiej. a niezwykle udatne sceny z Maścibrzuchem (Grzegorz Stolarski) potraktowano groteskowo, jak właśnie być powinno.
A jak serdeczny jest kontakt widzów z aktorami, niech zilustrują takie epizody -- gdy biedny Jaś ciągnie pług, jakiś chłopczyna z widowni szturcha kolegę i mówi: "Chodźmy, pomóżmy mu, niech się tak nie męczy!" A gdy Krętacki po uszkodzeniu traktora chowa się do snopka i chłopi przychodzą z cepami, ktoś klaszcze w dłonie i cieniutkim głosikiem wrzeszczy: "Ale teraz mu dadzą, ale dadzą! Będą go młócić: Dobrze mu tak, brzydalowi!"
Dzieciarnia rozumie tylko fragmenty sztuki. To jest pewną przestrogą. Istnieje przecież mnóstwo atrakcyjnych problemów dziecięcych i młodzieżowych, które przy odpowiednim opracowaniu dramaturgicznym bawią, porywają a i nawet uczą widza dorosłego. Dopóki więc nie obalimy powszechnie u nas pokutującego mniemania, że teatr kukiełek - to teatr dla dzieci - taka sztuka jak "Drożyna" trafia częściowo w próżnię, gdyż olbrzymią większość widowni stanowią dzieci. Nie zawsze za interesuje dziecko to, czym żyje dorosły; ale że dorosłego porwie każdy dziecięcy temat opracowany należycie, z tym zgodzi się chyba każdy.