Artykuły

Co dalej z Teatrem Polskim. I w ogóle — z polskim teatrem?

We Wrocławiu trwa największy protest środowisk teatralnych od czasu głośnej akcji „Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem" sprzed czterech lat.

Piątkowa demonstracja w obronie Teatru Polskiego we Wrocławiu, w którym urzędnicy urzędu marszałkowskiego przy wsparciu ministerstwa kultury chcą powołać na dyrektora aktora Cezarego Morawskiego, znanego z serialu M jak miłość, to największy taki protest od 2012 r. Wtedy zapalnikiem było również województwo dolnośląskie i pomysł lokalnych władz, aby zastąpić dyrektorów artystycznych kluczowych instytucji kultury w regionie menedżerami, co zdaniem protestujących prowadzić mogło do ich komercjalizacji. Obecne protesty mają dużo większy zasięg: z całego kraju do Wrocławia zjechało ponad 200 ludzi teatru, którzy skandowali pod urzędem marszałkowskim „Ręce precz od kultury" czy „Chcemy teatru, nie polityki". W obronie wrocławskiego zespołu stanęły teatry m.in. z Gdańska, Warszawy, Łodzi, Bydgoszczy, Krakowa, Wrocławia, Szczecina, Legnicy, Obywatele Kultury i ZASP, a Instytut Teatralny z Warszawy zaproponował mediację. Zespół oflagował teatr i zapowiedział strajk okupacyjny.

Skala protestów jest wprost proporcjonalna do arogancji władzy. Morawski wygrał konkurs na dyrektora głosami przedstawicieli urzędu i ministerstwa, mimo że nigdy nie prowadził instytucji kultury, w dodatku przed laty został uznany winnym poważnych uchybień, w wyniku których ZASP stracił pieniądze utopione w akcjach upadającej Stoczni Szczecińskiej. Reżyserzy, których wymienił w swojej aplikacji, jeden po drugim dementują zapowiedzi współpracy. Jego kandydatura nie gwarantuje utrzymania wysokiego, artystycznego poziomu sceny, która pod dyrekcją Krzysztofa Mieszkowskiego wyrosła na jedną z najważniejszych w Polsce.
 

Sprawa Dantona w reż. Jana Klaty, pierwsza w historii inscenizacja całego tekstu Dziadów Mickiewicza w reż. Michała Zadary, Wycinka Krystiana Lupy, która w tym roku pokazywana była na festiwalu w Awinionie — to tylko niektóre sukcesy zespołu. Teraz miałby nim pokierować aktor znany z telenowel. To tak, jakby kierownictwo Polskiego Baletu Narodowego powierzyć zwycięzcy konkursu „Taniec z gwiazdami".

Teatr publiczny w Polsce jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie zadaje się trudne pytania o naszą tożsamość i poddaje próbie wartości, na jakich ufundowana jest narodowa wspólnota. O tym rozmawiają z publicznością związani z wrocławską sceną twórcy: Krystian Lupa, Monika Strzępka, Paweł Demirski, Michał Zadara, Jan Klata. Dlatego trzeba bronić teatru przed ingerencjami polityków i komercjalizacją.

Skandal wokół wyboru nowego dyrektora Polskiego pokazuje z całą mocą arogancję elit politycznych, które bez względu na przynależność partyjną nie mają elementarnego pojęcia na temat funkcjonowania kultury i zamiast ją wspierać, szkodzą. Tym razem nie jest to efekt „dobrej zmiany", ale działanie lokalnych polityków — promotorem Morawskiego na Dolnym Śląsku jest Tadeusz Samborski, polityk PSL, członek zarządu województwa. Ale PiS też skorzysta na złej zmianie w Polskim. W końcu ubiegłego roku minister Piotr Gliński z PiS-u próbował odwołać premierę spektaklu Śmierć i dziewczyna. Teraz nie będzie już musiał interweniować: Morawski gwarantuje spokój i brak kontrowersji.

Warto jednak zadać pytanie, w jakim stopniu decyzja dolnośląskich urzędników, niszcząca unikalny charakter Polskiego, jest wynikiem cynizmu i zakulisowych układów, a w jakim jest efektem wieloletniego spychania kultury do roli rozrywki i wypełniacza wolnego czasu. Czy to nie fakt, że media umieszczają informacje kulturalne w dziale rozrywka lub life style jest zachętą do oddawania dyrekcji publicznych teatrów celebrytom? Czy to nie powtarzanie na okrągło, że teatr jest produktem i ma przede wszystkim zarabiać oraz bawić, sprawiło, że politycy nie odróżniają farsy O co biega od Wycinki i dziwią się, gdy ktoś im wskazuje różnicę? Czy to nie pomieszanie pojęć kultury wysokiej i niskiej, komercyjnej i artystycznej leży u podstaw tego fundamentalnego nieporozumienia, które sprawia, że w całej Polsce ciekawe, żywe teatry zamieniają się w sceny estradowe, grające farsy z serialowymi gwiazdami?

We Wrocławiu to, co się dzieje, ujęto dosadnie: „Miasto chałtury, nie kultury" — krzyczeli demonstranci pod Urzędem Marszałkowskim. Aby rozwiązać pat wokół scen we Wrocławiu, Toruniu, Białymstoku i innych miastach, gdzie władza toczy spór z artystami, musimy odbudować szacunek dla kultury, wyciągnąć ją z wesołego miasteczka i nadać jej znów wartość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji