Artykuły

Akt powtórzony

Chyba nie przez przekorę czy kokieterię Różewicz nazwał "Akt przerywany" komedią "niesceniczną". Ten utwór bowiem jest raczej czymś w rodzaju wyzna­nia artystycznego o współczes­nym teatrze i o własnej kon­cepcji teatru, wyznania zawar­tego przede wszystkim w di­daskaliach (objaśnieniach autorskich) i ilustrowanego kilkoma scenkami. Różewicz drwi i szy­dzi z różnych form teatral­nych, przede wszystkim z głupstw i schematów teatru tradycyjnie realistycznego czy naturalistycznego i tego wszystkiego, do czego on w konsek­wencji prowadzi na scenie. Ale nie tylko z niego. Atakuje też Frischa i Durrenmatta, teatr awangardowy, poetycki i sur­realistyczny, śmieje się z akcji w sztukach i ze sztuk, które żadnej akcji nie mają. Tym wszystkim formom rad by prze­ciwstawić własną wizję teatru realistyczno-poetyckiego oparte­go na sytuacjach dramatycz­nych bardzo realnych, ale z sensem metaforycznym. Wy­znaję, że w tym pozytywnym wykładzie trudno mi jest się po­łapać, wydaje mi się on mętny i nie tak bardzo oryginalny, a jego realizacja w tym utwo­rze całkiem nieprzekonywająca. Jakby autor w poszukiwaniu nowych form zagubił się w gąszczu starych. Tak więc "Akt przerywany" pozostaje mocny tylko w swej drwinie, ma spo­ro dowcipu bardzo literackiego, jest szkicem opowiadania czy eseju, który daje czytelni­kowi czy słuchaczowi dobrą zabawę intelektualną.

STS wystawił na scenie "Akt przerywany" mimo jego programowej niesceniczności. Ale że wystawiano już u nas rzeczy znacznie bardziej niesceniczne, trudno wysuwać w tym wy­padku pretensje. Ostatecznie utwór mieści się w ramach ka­baretu literackiego. Tym bar­dziej, że Helmut Kajzar jako reżyser stworzył sensowną ca­łość teatralną, umiejętnie do­konał wyboru didaskaliów i włączył je w przedstawienie a młodzi wykonawcy jak na amatorów spisywali się dobrze. Zwłaszcza Kazimiera Utrata jako gospodyni i Jan Stanisław­ski jako opowiadacz zasłużyli na szczególne pochwały.

I wszystko byłoby w porząd­ku, gdyby nie to, że reżyser miał jeszcze swój pomysł, a właściwie pomysł bez pomysłu. Oto po odegraniu całego "Aktu przeszywanego" po przerwie pu­szczono go po raz drugi niby w wersji teatru tradycyjnego. W istocie było to tylko powtórze­nie - z pewnymi skrótami i bez didaskaliów - przedstawienia. I inaczej być nie mogło, bo sam "Akt przerywany" jest już kpi­ną z teatru tradycyjnego. Dała to wynik żałosny. Teatr tra­dycyjny zmienił się w teatr okrucieństwa... wobec widza, którego poddano torturom nudów. Pomysł ten pozbawiony był ja­kiejkolwiek pointy, co jeszcze bardziej podkreślało jego bez­celowość.

Tak więc nie mam zamiaru zniechęcać widzów do obejrze­nia utworu Różewicza, ale ra­dzę im by ten "Akt przerywa­ny" uczynili "aktem przerwa­nym" i by wyszli już po pierw­szej części przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji