Artykuły

Kordian, czyli romantyzm na małym ekranie

FINAŁOWY AKORD W Teatrze TV ubiegłego roku był mocny. W repertuarowej pap­ce pojawił się długo zapowiadany wielki dramat romanty­czny "Kordian" Juliusza Sło­wackiego. Arcydramat naro­dowej literatury, podstawowa pozycja narodowej edukacji. Ten spektakl dopełniał - po m. in. "Wyzwoleniu", "Od­prawie posłów greckich" - kanon dramaturgii, jaki tele­wizja usiłuje, z dość powol­nym skutkiem, sklecić.

Telewizyjna premiera "Kor­diana" budziła więc wśród telewidzów emocje i oczeki­wania - jako wydarzenie. Zarówno swoim narodowym przesłaniem, jakże współ­brzmiącym dzisiaj właśnie, jak i - formą inscenizacji w telewizji. Realizacja tele­wizyjna dawała przecież tyle szans, co i stwarzała ryzyka. Gustaw Holoubek pokusił się o inscenizację utworu trudne­go do wystawienia i trudne­go w odbiorze. Bo jak wcis­nąć romantyczny dramat w ramy małego ekranu i poka­zać wymagające skupienia dzieło publiczności w kap­ciach? "Kordian" stanowił też materiał do interpretacji i do wygrania, do wielkich ról, - oto romantyczny bohater, wielkie namiętności, politycz­ne spięcia...

Zderzenie tych możliwości i konkretnej realizacji oce­nili telewidzowie. Po emisji spektaklu napłynęło do re­dakcji wiele listów, zwłaszcza od młodzieży, dla której te­lewizyjny "Kordian" był ży­wym obrazem lektury i lek­cją romantyzmu na małym ekranie. Wypowiedzi były często emocjonalne. A odczucie widzów bardzo różne. "Kordian" w inscenizacji G. Holoubka okazał się mocno dyskusyjny i zaskoczył publiczność. Zajrzyjmy do niektórych listów. Pierwsze wrażenie: owszem, szacunek dla inscenizatora za podjęcie tego trudnego i waż­nego w naszej narodowej literaturze dzieła, ale jednocześnie niedosyt. Uznano tego "Kordiana" przede wszy­stkim za propozycję reżysera.

Wybór scen narzuciła teza reżysera, że "Kordiana" znają wszyscy i oglądanie spektaklu w interpretacji G. Holoubka będzie tylko inte­lektualną ucztą dla widza. G. Holoubek zaimponował mi swoim mini-scenariuszem, to znaczy takim doborem i zespoleniem scen, że oddając hołd wielkiemu poecie; zrealizował jednocześnie spektakl z prywatną myślą przewod­nią. Tę indywidualną nutę słyszy się przez całe przedsta­wienie - pisze Barbara Padło z KMTTV przy II LO im. M. Kopernika we Wrocławiu.

Inna uczestniczka pospektaklowej dyskusji w szkolnym KMTTV zauważa jednak: ...Nie ulega wątpliwości, że przeniesienie utworu na sce­nę jest o wiele ciekawsze niż sama lektura. Nie wiem, co prawda, dlaczego nadal pa­nuje moda na "odświeżanie reżyserskie". Mam ogromny żal do Gustawa Holoubka, że zubożył w swojej insceniza­cji tak wartościowe dzieło i pozbawił je wielu scen.

Telewidzowie zarzucają przedstawieniu zwłaszcza skrótowość. Holoubek wyeli­minował z "Kordiana" nie­które wątki, jak na przykład wątek starego Grzegorza czy miłości do Violetty, wyekspo­nował za to, dzięki telewizyj­nej technice, inne partie dra­matu w sumie zmieniając nieco kształt dzieła Słowac­kiego.

Holoubek skupił się przede wszystkim na scenach kameralnych, w których ze wzglę­du na małą liczbę osób - i na dialogach. Jeśli dobrze rozumiem intencje reżysera, chodziło mu głównie o wyeksponowanie samej postaci Kordiana jako typowego dzie­cięcia wieku, marzyciela i paranoika. Aby nakreślić jego charakterystykę i dokonujące się w nim przemiany, inscenizator wybiera te sceny, któ­re najdobitniej mówią o bo­haterze. Tak więc scena pier­wsza ma być świadectwem poetyckiej i trochę chorobli­wej natury Kordiana, w Ja­mes Park i na Mont Blanc Kordian ulega duchowej prze­mianie, w końcu cały akt III jest dowodem patriotycznego, acz chybionego zrywu. Dwa pierwsze akty reżyser tylko naszkicował, natomiast skon­centrował uwagę na spisku koronacyjnym i na rozmowie cara z księciem Konstantym.

Oszczędna i surowa sceno­grafia, odarta ze wszystkich ozdobników, miała pomóc w percepcji romantycznego dra­matu. Jako antyteza niepoko­jów i dramatów dziejących się wśród ludzi. Był to także jeden z elementów "nowoczesności" - dramat rozgry­wał się bez rekwizytów, tea­tralnych atrap, jedynie we wnętrzu. Słowem, romantyzm w surowej postaci. Z oprawą plastyczną, podkreślają tele­widzowie, współgrała dyskret­na, choć dramatyczna muzy­ka. Wprowadzała nastrój, bu­dziła niepokój, na przykład w scenie na Mont Blanc, pod­kreślała powagę chwili w scenie spisku.

Zwracano też uwagę na "telewizyjność" niektórych scen, na wykorzystanie kamery, właśnie w interpretacji roz­wichrzonego dramatu roman­tycznego, który na scenie, by­wało, nie mógł obronić się przed sztucznością. Efektow­nie zwłaszcza wypadła scena ze Strachem i Imaginacją: reżyser obrał ciekawe rozwią­zanie, wykorzystując nakła­dające się obrazy twarzy bo­hatera. W ten sposób nie tyl­ko utożsamił je z postaciami fantastycznymi, ale jednocześnie podpowiadał, że Strach oraz Imaginacją są wytworami chorej wyobraźni Kordiana. Również trochę inaczej, niż to napisano to didaskaliach, Kordian nie upada pod drzwiami komnaty cara, ale staje oko w oko ze swoją niedoszłą ofiarą. Efektem jest dość niesamowity dialog.

Szczególnie zapadła w pamięć scena rozmowy cara z księciem Konstantym, wygra­na w spektaklu na zbliżeniach i przez to bardzo udramatyzowana. Do uzyskania wspaniałego efektu przyczyniła się tutaj na pewno technika tele­wizyjna: zbliżenia twarzy, kontrast w mimice. Nie mó­wiąc już o grze aktorów - komentuje Katarzyna Pantuchowicz. W innym liście czy­tamy z kolei: Książę Kon­stanty w interpretacji Zbig­niewa Zapasiewicza i car Piotra Fronczewskiego to dwie indywidualności, które toczą spór nie tylko wypo­wiadanym tekstem, ale także całą osobowością, grą. Jeden żywiołowy, drugi dostojny, majestatyczny. Właśnie ten majestat wygrany przez akto­ra, znanego z odmiennych ról, podbił mnie. To bez wątpie­nia jedna z lepszych kreacji Fronczewskiego.

Sprzeczne natomiast uczu­cia widzów wzbudziła postać Kordiana w kreacji aktorskiej Marka Kondrata. Liczyłam bardzo na tego aktora - pi­sze młoda miłośniczka talen­tu artysty - zasugerowałam się bardzo jego sukcesem w "Sułkowskim" i nie wyobra­żałam sobie nikogo innego w roli Kordiana. Zawiodłam się jednak trochę, mimo że Ma­rek Kondrat wykazał i w tym spektaklu wysoki kunszt aktorski, szczególnie w mo­nologu na Mont Blanc, miał w tej scenie wiele żaru.

Nie razi wcale skrótowość tekstu, sądzę, że reżyser tra­fił w sedno i udało mu się ukazać dramat jednostki na tle tragicznych wydarzeń i hi­storii. Kordian jest tutaj wzruszająco młodym człowie­kiem, wiarygodnym w swojej spontaniczności, naturalny w geście. Jego słowa, pełne wa­hań i niespokojne pytania o cel życia brzmią jak formu­łowane dzisiaj pytanie mło­dego człowieka - o ambicje, z którymi wiązać nadzieje, o sens działania pokolenia. My­ślę, że wrażliwość, wahania w wyborze drogi życiowej, indywidualny rachunek - są sprawami zarówno tamte­go Kordiana, jak i współczes­nych Kordianów. Problem od­powiedzialności za Polskę nurtuje również dzisiejsze po­kolenie - dzieli się swoimi refleksjami Barbara Modrzejewska. I właśnie w tym współczesnym odniesieniu odczyta­ło "Kordiana" wielu telewi­dzów. Jest to jednak ta dru­ga warstwa, która nadbudowuje się nad samym spek­taklem. Czy w realizacji te­lewizyjnej udało się przeka­zać wszystkie piękności i niepokoje dramatu Słowackiego - to inna sprawa. Był już "Kordian na drabinie", tele­wizyjna inscenizacja pokusiła się o własną wersję. Czy jed­nak jest to "nasza" wersja romantyzmu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji