Artykuły

Teatr czy teatrzyk? (cz. I)

Końcówka sezonu teatralnego na Dolnym Śląsku nie obfitowała w imponującą liczbę premier. Nie oznacza to jednak, że nie było czego oglądać, o czym dyskutować, a nawet czym bulwersować. Dziś część pierwsza podsumowania, czyli maj w teatrach - pisze Piotr Bogdański w Tygodniku Wałbrzyskim.

Maj zaczął się dla mnie od nowych spektakli w Opolu. "Srebrne tsunami" i "Kłamstwo" były pierwszymi tytułami zrealizowanymi po zmianach personalnych w Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Nowy dyrektor Norbert Rakowski przeorganizował festiwal - Opolskie Konfrontacje Teatralne oraz przeprowadził niezły lifting foyer. Najpierw obejrzałem "Srebrne tsunami" Żelisława Żelisławskiego w reżyserii Szymona Kaczmarka [na zdjęciu]. Twórcy podjęli niełatwy, ale jakże aktualny temat starości. Dostrzegli zjawisko starzenia się społeczeństwa i snuli wizje, jak będzie się wiodło emerytom w 2025 czy 2050 roku. Nie jest to obraz różowy. Na "Tsunami" składa się kilka oderwanych od siebie wątków i historii. Spektakl jest interesujący, ale mam poczucie, że Żelisławski i Kaczmarek nie wykorzystali potencjału zagadnienia. Po świetnym początku - monologu Katarzyny Osipuk o życiu na osiedlu wśród samych seniorów - przedstawienie trochę "siada". Co prawda jeszcze jest kilka niezłych momentów, ale to trochę za mało, abym w pełni mógł polecić "Tsunami".

Z kolei "Kłamstwo" to komedia francuskiego, popularnego dramaturga Floriana Zellera. Tytułem zajął się Michał Grzybowski. Reżyser zrealizował go po bożemu. Spektakl ma bawić i bawi. "Kłamstwo" jest dość typową farsą, której bohaterami są dwa zaprzyjaźnione małżeństwa. Punktem wyjścia jest nakrycie przyjaciela męża z kochanką i dylemat, czy poinformować o zdradzie jego żonę. To wywołuje szereg zabawnych scen. A my na koniec rozbawieni możemy jeszcze zadawać sobie pytanie, czy można żyć bez kłamstwa? W kategorii rozrywka "Kłamstwo" wypada całkiem dobrze, szczególnie przy udziale bardzo dobrych opolskich aktorów.

Po spektaklach z wielkim rozmachem Teatr Polski we Wrocławiu na koniec sezonu wystawił wreszcie coś bardziej kameralnego - "Onych" Stanisława Ignacego Witkiewicza. Dramat napisany w 1920 roku okazał się boleśnie aktualny. Dramaturg Małgorzata Maciejewska i reżyser Oskar Sadowski nadali mu dodatkowo atrakcyjną sceniczną formę. Egzaltowani artyści - kolekcjoner malarstwa Kalikst Bałandaszek (Adam Szczyszczaj) i aktorka Spika Tremendosa (Anna Ilczuk) - stają się ofiarami nowego porządku świata. Świata, w którym sztuka sprowadza się wyłącznie do komedii dell'arte. Reszta twórców zostanie zgładzona lub okaleczona. Choć taka perspektywa jest przerażająca, to spektakl "Oni" nie jest tylko dramatem, ale także komedią. Sporo tu zabawnych sytuacji i dialogów. Gustowny humor nie przesłania jednak zasadniczego przekazu. Na ziemię brutalnie sprowadza nas rejestracja wideo z demonstracji narodowców, podczas której uczestnicy spalili kukłę Żyda. Jednym zdaniem "Oni" to bardzo udane przedstawienie bawiące i jednocześnie skłaniające do refleksji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji