Artykuły

Paranoicznie nie znaczy komicznie

"Par paranoje" Charlesa Ludlama w reż. Adama Orzechowsiego na Letniej Scenie Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Najsmutniejsze w teatrze są nieśmieszne komedie. Takie jak "Par paranoje" - najnowsza premiera Teatru Wybrzeże

Miała być "przewrotna komedia satyryczna o awangardowej sztuce, współczesnych związkach i seksualnych obsesjach, a przede wszystkim zjadliwa karykatura pseudo osiągnięć współczesnej psychiatrii i psychoanalizy", a wyszedł spektakl miałki, zanurzony w kiczu i do bólu schematyczny.

Czworo na huśtawce

Autor sztuki, Charles Ludlam (Teatr Wybrzeże ma w repertuarze "Tajemniczą Irmę Vep" jego autorstwa), jej bohaterami uczynił dwa małżeństwa. Jedno z nich to psychiatrzy: Leonard (Robert Ninkiewicz) i Karen (Anna Kociarz), drugie - ich pacjenci: artysta malarz Freddy (Cezary Rybiński) i jego żona Eleanor (Justyna Bartoszewicz). I konia z rzędem temu, kto nie przewidziałby, że Eleanor zostanie kochanką Leonarda, a Karren - Freddy'ego, po czym obie te pary przypadkiem spotkają się w hotelu gdzieś w tropikach, z czego wyniknie coś w rodzaju komedii omyłek. Tyle że te omyłki są wyjątkowo przewidywalne - takie, jakie w spektaklach nie najwyższych lotów o małżeńskich czworokątach widzieliśmy już setki razy, a naprawdę zabawnej komedii w tym przedsięwzięciu jest jak na lekarstwo.

Trzeba jednak przyznać, że część widowni na "Par paranojach" ma ubaw po pachy - co rusz wybuchają salwy śmiechu, ale w tym samym czasie wiele widzów śledzi akcję z kamienną miną. Bo najnowsza propozycja Teatru Wybrzeże w reżyserii Adama Orzechowskiego (dyrektora tej sceny) - która miała swoją premierę na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim, a teraz grana jest na gdańskiej scenie Malarnia - polaryzuje publiczność jak rzadko która. Podczas gdy jedni bawią się hecnie, a na koniec nagradzają realizatorów brawami na stojąco, inni odczuwają coś w rodzaju lekkiego zakłopotania, oglądając np. Cezarego Rybińskiego w szpilkach i sukience czy bijatykę dmuchanymi palmami.

Brniemy w kicz

Aktorzy starają się, jak mogą, by uwiarygodnić postaci, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w tej błazenadzie Cezary Rybiński, świetny aktor dramatyczny, nie czuje się komfortowo. Z kolei Justyna Bartoszewicz postawiła na aktorstwo nadekspresyjne, lekko histeryczne, i na tej nucie prowadzi swoją rolę przez cały półtoragodzinny spektakl.

Zdecydowanie lepiej wypada druga para - Anna Kociarz jest bardziej wiarygodna w roli kobiety zimnej i wyrachowanej, a Robert Ninkiewicz odsłania przed widownią drzemiące w nim ogromne pokłady siły komicznej i zostawia na scenie kawał serca.

Dmuchane palmy, plastikowe piłeczki czy drinki z palemką (którymi także częstowani są widzowie) to element scenografii autorstwa Magdaleny Gajewskiej, która świadomie brnie w kicz bijący po oczach (wyjątkiem jest świetnie rozwiązana scenograficznie scena finałowa). W tej samej konwencji utrzymane są dopełniające akcję muzyczne cytaty popowych szlagierów.

I choć całość ma być zabawną farsą, satyrą chłostającą współczesnych yuppies - bywalców galerii sztuki, gabinetów psychoterapeutycznych, ludzi wolnych zawodów - obsesyjnie kręcących się wokół własnej seksualności i pozycji społecznej, niewiele jest tu rozwiązań odstających od fabularnego schematu komedii o czworokącie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji