Artykuły

Skrzywdzeni i poniżeni

"Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" Martina Sperra w reż. Grażyny Kani w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku wSieci.

Po obejrzeniu "Scen myśliwskich z Dolnej Bawarii" jedno wydaje się pewne: teatr jest czymś koniecznym, byśmy mogli przetrwać ohydę świata, jakoś ją oswoić.

Takiego psychologicznego teatru, jaki proponuje Grażyna Kania, brakowało ostatnio jak powietrza. Teatru zredukowanego do tego, co na scenie konieczne. Robionego bez żadnych podpórek: rozbuchanej scenografii, mnożących się kontekstów, metafizyki dokładanej często na siłę tam, gdzie wystarczy samo słowo, które warto przekazać we władanie samym aktorom; najczęściej jest tak, że nie warto zabierać okazji, by to oni podyktowali reguły oglądanego seansu. A w tym przeważnie Grażyna Kania była bezbłędna. Swoje spektakle ostatnio pokazywała rzadziej, nie widziałem podobno interesującego "Po sezonie" von Horvatha ze szczecińskiego Teatru Współczesnego (2014), ale przecież niezwykle mocno wyryły mi się w pamięci "Sieroty" Kelly'ego z warszawskiego Powszechnego (2011), no i przede wszystkim "W mrocznym, mrocznym domu" LaBute'a z Teatru Narodowego (2012), przedstawienie, po którym nikt już nie miał cienia wątpliwości, jakim aktorem jest Grzegorz Małecki, choć wcześniej wiedzieliśmy, iż jest w stanie się zdobyć na każde ryzyko. Historia braci, którzy podczas spotkania po latach konfrontują się z traumą przeszłości zafundowaną przez własnego ojca, właściwie stanowiła teatr ekstremalny; aktorzy (Małeckiemu partnerował wybitny Marcin Przybylski) na małej scenie, bardzo blisko widzów, musieli się odważyć zedrzeć z siebie osłonę intymności i rozmawiać o wstydzie, który staje gulą w gardle, uruchamia emocje, jakie często mogą właśnie aktora sparaliżować i osunąć go w sferę, w której zaczyna się szantażowanie odbiorców. Mimo to Małecki i Przybylski precyzyjnie swoje role zaplanowali, ani przez moment nie odczuwało się wówczas pójścia na żywioł.

To praca z aktorami wydaje się kluczem do teatru Grażyny Kani. Cała reszta jest naddatkiem. Gdyby porównać dziś poznańskie "Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" z "Sierotami" czy "Mrocznym domem", natychmiast rzucają się w oczy punkty wspólne: sterylna przestrzeń, zakomponowana tak, by tworzyć nie tyle konkret czasu i miejsca, lecz pole gry w każdym fragmencie uruchamiające aktorów, każące im rozpędzać działania w określonym kontekście i od razu weryfikujące relacje między nimi. W "Sierotach", podobnie jak w "Mrocznym domu" granych w kameralnej sali, wystarczyły prosty stół i biała ściana sugerująca chłód rodzinnego życia - trzeba było się w nim odnaleźć; w spektaklu z Narodowego było dla aktorów mniej komfortowo, bo na scenie zalegał ostry żwir, który utrudniał im znalezienie się w sytuacji, swobodny sposób zachowania się. Znajdowali się na niebezpiecznym gruncie. Zadziałało to fenomenalnie.

W "Scenach" zaś Kania znowu ogołociła przestrzeń (scenografia Sabinę Mader), trudno tu mówić o miejscu, które opisuje Martin Sperr. To pokazane przez reżyserkę nie ma w sobie nic z delikatności wiejskiego pejzażu. Jest raczej surowe, przygnębiające i odpychające. Rozświetlone jarzeniówkami przypomina wielki hangar lub halę, w której da się przechowywać wszystko, co martwe, przedmioty pozbawione wyrazu; na pewno nie jest to miejsce związane z życiem i też nie nadaje się do tego, by nagle zaludnili je ludzie. A jednak reżyserka tutaj umieszcza dziwną społeczność miasteczka z Dolnej Bawarii. Jakiś kontakt z naturą sugeruje jedynie niemal pozbawione liści drzewo gdzieś w oddali, w sumie tak samo martwe jak otoczenie, w którym się znalazło. Postaci z dramatu Sperra będą na scenie Teatru Polskiego obecne przez cały czas, jakby wywoływane do kolejnych dialogów; pozostali w takich chwilach będą się przyglądać zdarzeniom z uwagą jak wścibscy sąsiedzi, wyczekując na swą kolej.

Tak pomyślana scenografia pozwala Kani wydobyć z tekstu Sperra być może coś, czego nawet w nim nie ma. Bo, umówmy się, opowieść o homoseksualiście, który swym postępowaniem oburza społeczność miasteczka do tego stopnia, że wyklina go nawet jego matka, razi schematem. Autor właściwie wyjaśnia problem już na początku, a samonakręcająca się spirala zdarzeń jest w "Scenach..." dość oczywista, nawet przewidywalna. W finale aż można się złapać na pytaniu, czy Sperr nie ułatwił sobie zadania, przenosząc do swojego tekstu model znany z "Czarownic z Salem" Arthura Millera, tyle że podmienił temat i nieco zmienił skalę; w słynnym dramacie, o ponad 10 lat starszym, rzeczywiście dominował kontekst społecznej nagonki, przed którą nie sposób się wybronić, w "Scenach..." zaś skupiamy się na wolności indywidualnej, która nie wybroni się przed prostactwem mikrospołeczności zasklepionej we własnych ograniczeniach i zakłamaniu, także religijnym. U Sterra homoseksualista Abram okazuje się kimś najbardziej świadomym spośród samych prostaków, i jedynym kompanem, z którym odnajduje porozumienie, jest Rovo, upośledzony chłopak wrażliwy tak jak on i tak jak on dostrzegający wszechobecny fałsz. Taka konfrontacja musi doprowadzić do tragedii. Ale czy ten schemat nie jest już na wskroś prześwietlony i czy dramat Sperra po 50 latach się nie postarzał?

Zostawmy jednak kłopot z samym tekstem, bo Grażyna Kania i tak wybija go na zupełnie inny poziom. Nie zatrzymuje się na opisie podstawowych mechanizmów, które wykluczają z grupy inaczej myślących. Zamiast tego przyszpila postaci i obserwuje je z bliska, tak jak wyglądają w swojej samotności, bezradności, która zmusza do leczenia lęków kosztem innych. W niektórych scenach Barbara, Zenta, Paula, Georg, Maria stoją przed nami ustawieni w rzędzie, mówiąc do siebie, obserwują widzów, rzucają słowa przed siebie. Sprawia to wrażenie, jakby byli figurami z szachownicy gotowymi do boju. Zachowują się tak, że każde słowo napędza następne, oskarżenie wykrzyczane przeciw drugiemu zdaje się zwykłą rutyną. Bo inaczej żyć niepodobna, skoro samemu doświadczyło się cierpienia od innych. Zło zawsze powraca. Jest coś niepokojącego w tym obserwowaniu, gdzie właściwie przebiega granica między upadkiem człowieczeństwa a jego zezwierzęceniem. A może boli samo to, że bywa ona tak subtelna. W martwym świetle spektaklu Kani to właśnie jest tak dojmujące.

Tym bardziej że zespół Teatru Polskiego do swojego zadania podchodzi nad wyraz zdyscyplinowany, powiedziałbym, że to pokora w dążeniu do tego, by teatr uwierał, nie pokazując fragmentów puszczonych, niedomkniętych. Teresa Kwiatkowska gra matkę Abrama, Barbarę, nie pozostawiając żadnych złudzeń, że wspomniana granica może naprawdę istnieć. Podobnie jest z Tonką Anny Biernacik i Marią Ewy Szumskiej. Sam Abram Piotra B. Dąbrowskiego to ktoś próbujący jeszcze ratować skłamany świat, choćby tylko oferując wsparcie Rovo (znakomity Konrad Cichoń), ale zdający sobie sprawę z nieuchronnej przegranej. Ciekawe, że też walczy z własną tożsamością, jakby nie był pewien, czy wolno mu być tym, kim jest, czy przypadkiem wszyscy wokół nie mają jednak racji. Trudno to zagrać, ale Dąbrowskiemu się udaje.

I jest w końcu Volker Piotra Kaźmierczaka, najważniejsza rola w przedstawieniu Grażyny Kani. Volker chyba jedyny nie potępia Abrama, bo wie, że w gruncie rzeczy nie ma do tego żadnego prawa. Ale ostatecznie przecież pójdzie z innymi, aby go upolować jak zwierzę, bezsilny, aby przeciwstawić się choćby samemu sobie. Kaźmierczak buduje Volkera jako postać tragiczną, jedyny idzie w tym kierunku konsekwentnie. Jeśli inni wydają się tylko napędzani przez własne cierpienie, są ofiarami, to Volker Kaźmierczaka mierzy się z piekłem wiedzy o ludzkiej naturze. Jego rola narzuca spektaklowi dodatkowy kontekst, trzeba na prostaczków Sperra spoglądać również ze współczuciem i z przekonaniem, że Bóg, konstruując człowieka, popełnił chyba kilka błędów albo o swoim dziele zapomniał. I nie odezwie się nawet na wezwanie "Kyrie, eleison", które wyśpiewuje Rovo w chwili samobójstwa. Pomoc z góry nie nadejdzie. Znikąd nie nadejdzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji