Artykuły

Najważniejsze dla młodego aktora to, by od razu mógł grać

— Miałam szczęście, że szybko zaczęłam grać — wchodziłam w kilka tytułów w sezonie i to przynosiło mi ogromną satysfakcję. To jest specyfika Teatru Bagatela — bo tam się zawsze dużo gra. Karolina Chapko opowiada o swej karierze w krakowskich teatrach.

Twoja siostra bliźniaczka, Paulina, jest też znaną aktorką. Jak to się stało, że obie wybrałyście ten sam zawód?

— Aktorstwo chyba samo nas odkryło, (śmiech) Jako małe dziewczynki wystartowałyśmy w konkursie recytatorskim. Po jego zakończeniu zaproponowano nam uczestnictwo w młodzieżowym kółku teatralnym. I dalej już poszło. Zaliczyłyśmy wszystkie możliwe szczeble aktorskiej edukacji, jakie były dostępne w Nowym Sączu — i zdecydowałyśmy się zdawać na studia teatralne.

Bliźniaczki często dążą do tego, aby odróżnić się od siebie i wybierają zupełnie inne drogi życiowe. Dlaczego w Waszym przypadku tak nie było?

— Bo równo rozwijałyśmy swoją pasję. Dla nas tak naturalne było to, że chcemy być aktorkami, iż szukanie na siłę innych kierunków, byłoby tylko buntem dla samego buntu. Dlatego żadna z nas się nad tym nawet nie zastanawiała.

Ale studiowałyście w innych miastach: Ty w Krakowie, a Paulina we Wrocławiu. Same dokonałyście tego wyboru, czy zadecydowano za Was?

— Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak ogromna selekcja odbywa się co roku na egzaminach wstępnych do szkół teatralnych. W Polsce co roku przystępuje do nich ponad tysiąc osób, a dostaje się około dwadzieścia na rok. Z czego zdecydowaną większość stanowią dziewczyny. Często, by zwiększyć szanse, zdaje się do kilku szkół. Podobnie było w naszym przypadku. I oczywiście nie oczekiwałyśmy, że przy naszym podobieństwie fizycznym dostaniemy się na jeden rok. I tak Paulina pojechała do Wrocławia, a ja do Krakowa. W sumie to jest jednak jedna szkoła, bo uczelnia we Wrocławiu jest filią krakowskiej PWST.

Krakowska szkoła dała Ci trochę inny warsztat aktorski niż wrocławska Paulinie?

— Chyba trochę tak. Dostrzegam to, ponieważ po dyplomie zostałam na uczelni i prowadziłam zajęcia ze studentami. Najpierw miałam asystenturę, potem uczyłam samodzielnie. Te różnice mają jednak bardzo indywidualny charakter i zależą od tego, na jakich trafi się profesorów i jakiego się znajdzie mistrza. Na mnie największy wpływ miała Dorota Segda. Uczyła mnie od pierwszego roku, pisałam u niej pracę magisterską, a teraz zaczynam prace na doktoratem.

Po studiach każdy aktor marzy o etacie w teatrze. Tobie to marzenie spełniło się bardzo szybko.

— To prawda. Dostałam etat już na trzecim roku studiów. Zaczęło się od tego, że na drugim roku zagrałam w Biesach, zrealizowanych przez Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU. To był przepiękny spektakl. Zobaczył mnie w nim Darek Starczewski, który grał i reżyserował w Teatrze Bagatela. Szukał zastępstwa dla Uli Grabowskiej, która nie mogła akurat grać. Zaczęłam więc występować w spektaklu Hedda Gabler. Po jakimś czasie dyrektor Bagateli, Jacek Schoen, odwiedził mnie w szkole — i zaproponował etat. Dlatego nawet nie robiłam dyplomu — moimi dyplomami były spektakle w STU i Bagateli.

Jak wypadła w Twoim przypadku konfrontacja tego marzenia o teatralnym etacie z rzeczywistością?

— Bardzo dobrze. Dlatego, że dużo gram. A wiem z pedagogicznego doświadczenia, że najważniejsze jest dla młodego aktora zaraz po szkole, aby od razu zaczął właśnie dużo grać. Bo na uczelni nie ma takiej możliwości, dostaje się zaledwie strzępki ról, trzeba się dzielić z innymi. Cały czas żyje się więc pragnieniem bycia na scenie, żeby ktoś nam zaufał i powierzył odpowiedzialność za rolę. Niestety — często młodzi aktorzy tego nie dostają. Do tego dochodzi presja związana z ogromną konkurencją, co powoduje frustrację. Traci się wtedy pewność siebie. Ja miałam szczęście, że szybko zaczęłam grać — wchodziłam w kilka tytułów w sezonie i to przynosiło mi ogromną satysfakcję. To jest specyfika Teatru Bagatela — bo tam się zawsze dużo gra. Mamy dwie sceny o zupełnie innych profilach. Duża scena ma komediowo-farsowy repertuar, a na Małej przy ulicy Sarego 7 powstają spektakle dramatyczne, w których mamy możliwość eksperymentów i poszukiwań.

Niedawno pokazałaś się w Teatrze Variete w Przerażonym na śmierć. Jak Ci się spodobały występy na najmłodszej scenie Krakowa?

— To było ciekawe spotkanie. Spektakl reżyserował bowiem Anglik — Ron Aldridge. A ja pierwszy raz pracowałam z zagranicznym twórcą. I okazało się, że oni zupełnie inaczej myślą o przedstawieniu. Anglicy bardzo dużą wagę przykładają do warsztatu. Rozmowa o postaci to etap końcowy. My jesteśmy przyzwyczajeni do innego modelu pracy. Zaczyna się od własnej wrażliwości, od tego, co mamy w środku, od zadawania tysiąca pytań. Dopiero potem ważne jest to, czy nas dobrze słychać. Jeśli aktor jest wrażliwy, umie słuchać i ma dobre porozumienie z reżyserem, dojdzie do „prawdy” z każdej strony. Zaufałam więc reżyserowi, nie buntowałam się — i poszłam z nim ramię w ramię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji