Artykuły

Warszawa. Ukraiński zespół niewpuszczony do Polski

Straż graniczna nie wpuściła do Polski ukraińskiego zespołu Ot Vinta, który miał zagrać na pl. Defilad. Wcześniej pod naciskiem narodowców odwołany został koncert zespołu w Przemyślu.

- Rano o godz. 4 zadzwonił do mnie menedżer zespołu Ot Vinta i powiedział, że nie wpuszczono ich do Polski. Na kwicie, który kazała im podpisać straż graniczna, przeczytali, że stanowią "zagrożenie dla ładu i porządku publicznego" - relacjonuje Piotr Tyma, szef Związku Ukraińców w Polsce. - To absurd. Ot Vinta grał już w Polsce 17 razy, łącznie z festiwalem w Sopocie. Zespół wykonuje frywolne, by nie powiedzieć banalne piosenki, a kreuje się z nich propagatorów banderyzmu.

Rzeczniczka straży granicznej Agnieszka Golias odesłała nas w tej sprawie do rzecznika oddziału nadbużańskiego, który jednak w niedzielę przebywał na urlopie i nie chciał komentować zdarzenia. - Mogę tylko powiedzieć, że wszystkie osoby, które wjeżdżają na teren naszego kraju, muszą spełnić warunki wjazdu. Jest sporo takich osób, którym odmawiamy wjazdu. Na przejściu granicznym w Zasinie w niedzielę od północy do godz. 13 wydaliśmy osiem decyzji odmownych. W sobotę na wszystkich zewnętrznych granicach - 566, a od początku roku - już ponad 40 tys. - mówi Agnieszka Golias.

Koncert w Przemyślu odwołany przez narodowców

Ot Vinta, ukraiński zespół grający rockabilly, pierwotnie miał wystąpić w Przemyślu podczas cyklicznej imprezy organizowanej przez mniejszość ukraińską. Przeciwko występowi zaprotestowali narodowcy i kibice Polonii Przemyśl. Twierdzili, że grupa gloryfikuje UPA. Dowodem miały być m.in. zdjęcia grupy pod pomnikiem Stepana Bandery.

Kilka dni wcześniej w mieście doszło do ataku narodowców na procesję z okazji "Święta ukraińskiej pamięci narodowej". Prezydent Przemyśla Robert Choma zaczął naciskać na organizatorów, by odwołali koncert. Argumentował, że służby nie są w stanie zapewnić uczestnikom bezpieczeństwa, a organizatorzy poniosą wyłączną odpowiedzialność za ewentualne zniszczenia. Po tych naciskach przemyski ZUwP odwołał imprezę.

"To antyukraińska histeria"

W geście solidarności Ukraińców zaprosił warszawski Teatr Studio. Ot Vinta miała wystąpić w niedzielę na pl. Defilad, ale muzykom odmówiono wstępu na terytorium Polski. - To efekt narastającej atmosfery, w której racjonalne głosy są zastępowane przez antyukraińską histerię - komentuje Tyma. - Dowodami na banderyzm mają być znalezione w sieci zdjęcie muzyków na rowerach pod pomnikiem Bandery oraz rysunki lidera zespołu przedstawiające Romana Szuchewycza, dowódcę UPA. Lider Ot Vinta jest grafikiem. Wykonał setki rysunków, w tym cykle poświęcone historii Ukrainy, ale też np. przedstawiające ofiary Majdanu czy karykatury.

Zdaniem szefa ZUwP niewpuszczenie do Polski ukraińskiego zespołu to tylko jeden z przejawów szerszego procesu. - To pokazuje, jak dalece pozwolono pewnym środowiskom przejąć historię i pokazywać tylko jedną jej wersję. O skomplikowanych relacjach polsko-ukraińskich mówi się jednostronnie, w sposób skrajny. Władze prowadzą grę ze środowiskami narodowymi, bo liczą na ich poparcie - mówi Tyma. - Od jakiegoś czasu nastroje antyukraińskie się pogłębiają. Od dwóch lat regularnie niszczone są ukraińskie groby i miejsca upamiętnień, a problem jest bagatelizowany. Kiedy w zeszłą niedzielę w Przemyślu 25 mięśniaków zaatakowało procesję, w której szli hierarchowie kościelni, zakonnice i dzieci, żadna państwowa instytucja nie potępiła tego barbarzyńskiego ataku.

Polsko-ukraiński koncert i ONR na placu Defilad

Zamiast zespołu Ot Vinta na pl. Defilad w niedzielę wieczorem wystąpiły ukraińskie zespoły Joryi Kłoc i polski Budyń Supersam, projekt Jacka Szymkiewicza. Koncerty zaczęły się około godz. 20.

Wieczorem od Pałacem Kultury zgromadzili się nacjonaliści, którzy próbowali zakłócić przebieg imprezy. Trzymali polskie flagi i zielone sztandary ONR z falangą oraz transparenty z napisami "Ludobójcy ze wschodu, pamiętamy!!!" i "Popieracie ludobójstwo UPA na Wołyniu? Ukraina popiera". Protestujących odgradzała od uczestników koncertu policja. - Nacjonalistów jest niewielu, widzów na koncercie zdecydowanie więcej. Kiedy kończy się muzyka, zaczynają skandować, ale pod sceną zagłusza ich klaszcząca publiczność - relacjonowała koordynatorka projektu Placu Defilad Katarzyna Koślacz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji