Artykuły

Ostatnie zaskoczenia

"The Extra People" Anta Hamptona i "Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" Martina Sperra w reż. Grażyny Kani w Teatrze Polskim w Poznaniu na XXVI Malta Festival Poznań. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

W spektaklu "The Extra People", jednym z ostatnich przedstawień pokazanych na zakończonym we wtorek festiwalu Malta, publiczność była jednocześnie widzami i aktorami. Wszyscy posłusznie wykonywali polecenia przekazywane przez słuchawki. Pozornie nieskoordynowane działania zmieniły się w zaskakującą opowieść

Maltańscy widzowie mogą pamiętać jeden z poprzednich spektakli Anta Hamptona. Pokazywany w Poznaniu kilka lat temu "Elswhere, Offshore" rozgrywał się w chińskim barze mlecznym. Dwie osoby wchodziły razem do zaciemnionego baru, siadały naprzeciw siebie, pomiędzy nimi był jedynie ekran i za pomocą nowych technologii, na twarz drugiej osoby "mapowana" była twarz Chinczyka, który opowiadał nam o swoim życiu.

Spektakl "The Extra People" działa podobnie, chociaż na większą skalę. Hampton znów za pomocą najnowszych zdobyczy techniki projektuje spektakl, w którym ważny jest przede wszystkim drugi człowiek i wspólnota widzów.

Piętnaście osób wchodzi do szatni auli Collegium Da Vinci. Każdy ma przydzielony numer, nakłada kamizelkę odblaskową, dostaje słuchawki i ma czekać na instrukcję. Chwilę później słychać dziecinny, przetworzony komputerowo głosik, który zaczyna wydawać polecenia. Początkowo głos mówi wszystkim to samo, jednak chwilę później, po wejściu na widownię, każdy słyszy co innego. Po zajęciu miejsc, widzimy na scenie grupę innych piętnastu osób, również w kamizelkach odblaskowych, którzy wykonują jakąś niezrozumiałą choreografię z wykorzystaniem latarek i koców. Ale to póki co nie istotne, głos w słuchawkach pochłania całą naszą uwagę i wydaje kolejne, dziwaczne polecenia, co jakiś czas uspokajając: "Nie musisz tego rozumieć".

Ten głos poza tym, że nakazuje w odpowiednich momentach przemieszczać się i machać rękami, zaczyna też snuć filozoficzne refleksje: Co jest realne? Czy nasz własny głos jest bardziej rzeczywisty niż ten komputerowy, który słyszymy? Czy ludzie, którzy coś tam robią na scenie są prawdziwi? Wszystko zaczyna się coraz bardziej komplikować, jednak poczuciu totalnego zagubienia towarzyszą kolejne komendy - trzeba zejść na scenę i zaprowadzić tamtych performerów do wyjścia. I właśnie wtedy następuje przewrotka - skoro już jesteśmy na scenie, to teraz pora na nas. Teraz to my mamy być aktorami, performerami. Głos w słuchawkach rozdziela różnym osobom różne zadania, chwilę później widać, że na widowni siedzi inna grupa, która patrzy na scenę z taką samą dezorientacją jak my przed chwilą.

W "The extra people" jesteśmy jednocześnie widzami i statystami, jednak cała ta technologiczna zabawa nie służy jedynie rozrywce. W pewnym momencie sytuacja zaczyna się robić coraz bardziej gęsta, refleksje mocniejsze, a sens zaczyna się klarować. Chociaż Hampton dotyka w swojej pracy wielu tematów takich jak filozofia, teatr, ekonomia, współczesne struktury zatrudnienia i pamięć, to istotniejsze staje się samo doznawanie kolejnych odczuć podczas wykonywania działań. Przeżycie czegoś takiego jest zupełnie niezwykłe, bowiem cały ten długi proces, jest nie tylko atrakcyjny, ale także prowokuje do kolejnych pytań. Jednocześnie Hampton nie narzuca zbyt mocno swojej wizji, nie działa inwazyjnie - nie trzeba wykonywać wszystkich poleceń, jeżeli się nie chce.

Choć idiom tegorocznej Malty brzmiał "Paradoks widza" dopiero podczas tego spektaklu można było poczuć jak można tę kategorię rozumieć. "The Extra People" obfituje w rozmaite paradoksy, jednak tym największym jest fakt, że rolę widza i aktora, performera da się połączyć, więcej - że to połączenie jest niezbędne dla pełnego przeżycia doświadczenia estetycznego.

Sceny myśliwskie z Poznania

Spektaklem, który miał swoją premierę na Malcie, a który będziemy oglądać od nowego sezonu są "Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" [na zdjęciu], wystawione w Teatrze Polskim.

Choć dramat Martina Sperra trochę trąci myszką, Grażynie Kani udało się stworzyć mocny i ciekawy spektakl, który dotyka wielu współczesnych tematów.

Historia jest dosyć prosta. Mała wieś w Dolnej Bawarii, w której panuje bieda, ale wszyscy jakoś żyją, dają sobie radę. Spokój społeczności zakłócają niepoddające się normom jednostki: Abram (Piotr B. Dąbrowski), mechanik i homoseksualista, Rovo (Konrad Cichoń), trochę zaburzony i nadwrażliwy chłopak, Maria (Ewa Szumska), matka Rovo, która nie czekając na wiadomość o śmierci męża na wojnie, związała się z innym partnerem oraz Tonka (Anna Biernacik), która ma opinię puszczalskiej. Poza tym wszystko jest w porządku - ludzie piją (ale kto dziś nie pije), chodzą do kościoła, dbają o porządek i moralny ład. A właśnie powrót Abrama z miasta ten ład zakłóca, więc trzeba z Abramem coś zrobić. Najlepiej by było jakby zniknął i nie siał zgorszenia.

Tekst Martina Sperra powstał w latach sześćdziesiątych i jest osadzony w specyficznym kontekście niemieckim. Sam Sperr zagrał Abrama w głośnym filmie Petera Fleischmanna. Grażyna Kania razem z Pauliną Skorupską (współpraca dramaturgiczna) umiejętnie zmodyfikowały dramat, osadzając jego akcję w przestrzeni uniwersalnej. Dzięki temu oraz dzięki scenografii Sabine Mader całość wybrzmiewa współcześnie i mocno. Aktorzy są zamknięci we wspólnej przestrzeni. Ściany są wyłożone blachą falistą, nie ma możliwości wyjścia, wszyscy siebie nawzajem obserwują. Kolejne sceny przedzielane są wyciemnieniem, które pozwala na szybkie zmiany w przestrzeni (wtedy też słychać świetną muzykę Dominika Strychalskiego). Aura zamknięcia i uczucie klaustrofobii przenosi się również na widownię. Wiadomo od razu, że ta opowieść nie może skończyć się dobrze.

Największą zaletą przedstawienia jest adaptacja tekstu, który wcale nie pozwala na łatwe obsadzenie postaci w rolach katów i ofiar. Każdy ma tu swoje za uszami, a za kolejnymi wybuchami przemocy kryją się indywidualne ludzkie dramaty. Grażyna Kania, specjalistka od pokazywania mechanizmów agresji na scenie, pokazuje ludzi, którzy za fasadą płytkiej religijności i pozornej życzliwości, kryją seksualne frustracje, uczucia niemocy z powodu biedy, rozgoryczenie. Te uczucia napędzają ich do agresji. Nie można od wiejskiej wspólnoty uciec, bo jest ona częścią tożsamości. Dlatego Barbara, matka Abrama (przejmująca Teresa Kwiatkowska, która w swojej roli przypomina trochę Stanisławę Celińską) musi się go wyrzec pod presją społeczną, a Rzeźniczka (Barbara Krasińska) nie posyła dzieci do szkoły, ponieważ wie, że ich przeznaczeniem jest pozostać na wsi, nic lepszego ich w życiu nie spotka.

Spektakl ma jednak kilka wad. Czasem reżyseria Kani spłyca niektóre niuanse zawarte w tekście, nie pozwala na wybrzmienie wszystkich niejednoznaczności. Chociaż Barbara Prokopowicz, Kornelia Trawkowska i Andrzej Szubski tworzą ciekawe tło, to ich postaci nie zostały bardziej pogłębione. Ostatecznie ci aktorzy grają jakichś stereotypowych, potwornych wieśniaków. Te klisze raczej bawią niż przerażają.

Aktorstwo w tym spektaklu polega na balansowaniu między ostrym dystansem a ekspresyjnym przeżywaniem. O ile część aktorów sobie z tym radzi, niektórzy grają momentami zbyt histerycznie (szczególnie to widać w rolach Ewy Szumskiej i Piotra B. Dąbrowskiego, skądinąd świetnych aktorów). Najbardziej błyszczą debiutanci. Anna Biernacik jako Tonka wzbudza w widzu wszelkie możliwe emocje - od wstrętu i nienawiści po żal i współczucie. Aktorka, perfekcyjnie panując nad ciałem i głosem doskonale wie, jak rozkładać napięcia w scenach i jak stworzyć pełen psychologiczny portret bohaterki, zostawiając jednak trochę miejsca na niedopowiedzenia i tajemnice. Rovo Konrada Cichonia to najlepsza rola w spektaklu - młody aktor umiejętnie pokazuje niezwykle wrażliwego chłopca, trochę zagubionego w tej okrutnej, wiejskiej rzeczywistości. Cichoń tworzy postać subtelnie, nie popada w przerysowanie, choć jednocześnie świetnie gra ciałem i doskonale oddaje emocjonalne stany bohatera.

"Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii" to spektakl nierówny, dla niektórych widzów może się wydać zbyt banalny, jednak porusza ważny temat. Ciekawe jak publiczność poznańska, w momencie, w którym wzrastają nastroje ksenofobiczne, przyjmie ten dosadny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji