Artykuły

Publiczność podglądaczy

Od małżonki tyleż ponętnej, co zaangażowanej w kuchnię, po komiksową narodoworadykalną seksbombę - Czykwin sprzedaje w "Bambusowych kobietach" przerysowane fantazje męskiej publiczności - o performansie "Bambusowe kobiety" Marii Czykwin pisze Witold Mrozek w portalu dwutygodnik.com w cyklu "Zwroty".

"Dla ciebie chcę być biała" - śpiewa w domowej wannie dziewczyna w bikini. Piosenka pochodzi z przedwojennego filmu z Eugeniuszem Bodo, ale nieco innego charakteru nadaje jej tatuaż aktorki - falanga ONR, czyli zgeometryzowany znak ręki dzierżącej miecz. Dziewczyna - Katarzyna Siergiej - wypowiada monolog o tym, że podnieca ją piwo i kebab. Że cieszy się, że jej widz jest silny "jak prawdziwe przedmurze chrześcijaństwa". Ale tak w ogóle, to musi już kończyć, bo wraca mąż.

Jesteśmy na ShowUpTV, największej polskiej platformie sekswideo. I jedynej bodaj, która reklamowała się w centrum Warszawy - nie na wsadzanych wstydliwie za wycieraczkę mikrych ulotkach, jak agencje towarzyskie, ale na bilbordach tak wielkich, że nie powstydziłaby się ich Coca-Cola, Justin Bieber albo Żołnierze Wyklęci.

Teatr na seksczacie

Ale jeśli performans Marii Czykwin oglądamy świadomie, to najprawdopodobniej jesteśmy jednocześnie na teatralnej widowni. "Bambusowe kobiety" miały swoją premierę na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej w maju tego roku, w nurcie OFF.

Niewielka piwniczna salka. Kobieta w czarnej sukni i białych perłach siedzi za stołem z dwoma MacBookami. Na ekranie obok widzimy to, co zobaczą odbiorcy przy komputerach. I feedback, który zostawią w oknie czatu. Czego się spodziewają? Z reguły w ShowUpTV transmisja zaczyna się od ogólnodostępnego kanału, by nieraz skończyć płatnym, prywatnym pokazem. Serwis określa się jako formę "uberyzacji" internetowego pornobiznesu - funkcjonuje przecież z pominięciem producentów czy zawodowych aktorów. Zysk ze sprzedaży "żetonów" dzieli między siebie tylko indywidualny nadawca i serwis.

Czykwin ze sceny nadaje transmisję publiczną. Pozostałe trzy uczestniczące w jej performansie aktorki, przewijające się przez drugi ekran, są (chyba) poza Wrocławiem, w mieszkaniach, przed kamerkami. "Bambusowe kobiety" - jak przystało na produkcję PPA - czerpią z piosenki aktorskiej, tego dziwnego, specyficznie polskiego gatunku. Justyna Bartoszewicz, Natalia Leszczyńska, Anna Szawiel czy Katarzyna Siergiej śpiewają w bardzo "aktorskich" aranżacjach hity Kaliny Jędrusik czy Sinéad O'Connor.

Początek to plejada przegiętych ról, klisz przedstawień życia seksualnego i związkowego. Jest - wygłaszany przez aktorkę - monolog mężczyzny fantazjującego o przemocy, gwałcie i monolog romantyka, który "chciałby, żeby było wolniej". Jest wreszcie postać popadającej w coraz większą psychozę "żony idealnej", szalejącej po kuchni z nożem. Od małżonki tyleż ponętnej, co zaangażowanej w kuchnię, po komiksową narodoworadykalną seksbombę - Czykwin sprzedaje męskiej publiczności przerysowane fantazje.

Jak interpretować finałowy występ Czykwin, czytającej polskim mężczyznom po drugiej stronie łącza biblijną "Pieśń nad pieśniami"? Bliżej nieokreślony Darek pyta na czacie, co to za tekst: "Komisarz Ryba recytował go w Kilerze?". I daje dziesięć żetonów. Ktoś inny w dosadnych słowach zawiadamia, że właśnie się onanizuje.

Można zobaczyć w kobiecie z Biblią nieco szaloną postironiczną misjonarkę, daleką krewną Adu. Można szukać wywrotowego potencjału w zderzeniu dwóch patriarchalnych kodów - religii i pornobiznesu. Można pójść w wysokie C i opowiadać o rozwoju przedstawiania erotyki w kulturze Zachodu - od biblijnych mistycznych zaślubin i "piersi jak para koźląt, bliźniąt gazeli" do pornogifów i wideosesji z wibratorem na żywo. Można wreszcie stwierdzić: niezły trolling.

Podglądanie podglądaczy

W teatralnych sporach figura "widza" odgrywa wielką i wciąż rosnącą rolę. Peroruje się o szacunku dla publiczności i dyskutuje z zadęciem o zwyczajach stołecznej czy "prowincjonalnej" widowni. Prowadzi się efektowne kampanie o rozszerzenie dostępności scenicznych widowisk czy ubolewa nad hermetyzmem współczesnych przedstawień, niedostępnych ponoć dla "zwykłego widza".

W chwili, gdy piszę te słowa, transmisje ShowUpTV ogląda 10 tysięcy osób. Czy wejście z performansem na ten teren stwarza nowe szanse dla sztuk performatywnych, jak chciałby to widzieć niejeden praktyk performer i performatyk teoretyk? Pytanie, kto jest podstawowym odbiorcą pracy Czykwin. Czy - potencjalnie - tysiące spragnionych pornorozrywki internautów, czy może parędziesiąt tradycyjnych widzów fizycznie obecnych we wrocławskiej piwnicy?

Podobno jedna z niezależnych, poszukujących scen odmówiła prezentacji "Bambusowych kobiet" z przyczyn etycznych, gdyż kobiety prowadzące transmisje w serwisie nie mają świadomości, że to, co pokazują, wyświetlane jest przed publicznością. Można by tu spróbować zastanawiać się nad różnicą pokazywania w teatrze pokoi publicznych, dostępnych dla wszystkich wchodzących na stronę - a "prywatnych" pokazów za pieniądze, z założenia dostępnych dla pojedynczych odbiorców.

Ale zarzut i obawa wynikały chyba z nieznajomości premierowej odsłony performansu. Kadry "prawdziwego" porno pojawiły się tylko na chwilę, właściwie symbolicznie, choć były w stanie skutecznie wypłoszyć kilka oburzonych widzek. Prawdziwie energiczne reakcje widowni wzbudziły jednak nie obrazy striptizu czy masturbacji, a to, co działo się w okienku obok jak najbardziej ubranych aktorek, czyli komentarze odbiorców serwisu.

Czym był śmiech czytającej czata widowni "Bambusowych kobiet" (sam momentami rżałem)? Czy to inteligencka beka z polskiego, umownie małomiasteczkowego Seby, który jest obecny co prawda anonimowo i widoczny jedynie jako parę linijek tekstu, ale jednak gdzieś się tam zabawnie i niegramatycznie podnieca? Czy bardziej subwersywny pokaz kobiecej siły, teatralna rekonkwista przestrzeni seksualnej eksploatacji? A może rubaszny rechot z dziwactwa gestu performerek, które używają pornograficznego medium zupełnie wbrew przeznaczeniu i spotykają je za to nieco obleśne konsekwencje?

Oglądając performans Marii Czykwin, podglądamy przede wszystkim podglądaczy, a nie internetowe sekscesy. Jesteśmy bardziej wspólnikami performerek niż towarzyszami ich internetowych gości - wbrew pierwszemu, powierzchownemu skojarzeniu, które wpisywałoby całe przedsięwzięcie w szereg teatralnych pornoskandali.

"Bambusowe kobiety" to rozpoznanie bojem, projekt, który niekoniecznie zadziałał tak, jak jego twórczynie mogły sobie to projektować - takie prawo eksperymentu. Z pewnością jednak gonzo-performans Czykwin mówi o jakimś fragmencie sieciowej rzeczywistości więcej niż różne "S@motności w sieci" czy "Sale samobójców".

Być może największa siła "Bambusowych kobiet" to włączenie w obieg sztuk performatywnych zjawiska, które ma szeroki społeczny zasięg, a jednocześnie wciąż pozostaje w jakimś stopniu tabu, zamkniętym w dyskretnych "oknach incognito" przeglądarek. Sieciowa intymność - "sam na sam" z ekranem i własnymi fantazjami - wystrzelona zostaje w przestrzeń publiczną, ale sytuacja pozostaje jakoś domowa, by nie rzec - chałupnicza. Jakość wideo jest chropawa, łącze trochę się rwie, w pewnym momencie w kadr wchodzi techniczny, wywołując konsternację widzów internetowych ("kto to?") i wybuch śmiechu widzów teatralnych. Mamy przewagę - nasze pole widzenia nie jest ograniczone kadrem. Również dźwięki, które docierają do odbiorców, są nieraz rwane, powracają skargi: "nie słychać!" i apele: "kup sobie mikrofon!!!" . Trudno wyobrazić sobie, by użytkownicy serwisu wsłuchiwali się w literacko wystylizowane monologi; prędzej uwierzyć można w siłę piosenki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji