Artykuły

Forest Gump nie wyszedł

"Przygody Koziołka Matołka" wg Kornela Makuszyńskiego w reż. Michała Derlatki w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Michał Derlatka przeniósł na scenę w Teatrze Wybrzeże "Przygody Koziołka Matołka" Reżyserowi udało się wciągnąć dzieci do zabawy. Ale w tej zabawie trudno znaleźć głębszą myśl.

Michał Derlatka jest już uznanym specem od przedstawień dla dzieci, więc na jego wersję przygód Koziołka Matołka w Teatrze Wybrzeże czekałem z nadziejami, podsyconymi jeszcze nieoczekiwanym przesunięciem premiery. Obejrzeliśmy ją ostatecznie na Scenie Malarnia w minioną niedzielę. Finalny efekt prób nadal pozostawia niedosyt.

Wiele rzeczy jest oczywiście na plus. Budzi sympatię Piotr Chys jako zawsze wystraszony, ale też śmiało nawiązujący kontakt z dziećmi Koziołek Matołek. Chys potrafi też dowcipnie improwizować. - O, futerko mi się zawinęło - zażartował, gdy podciągnęła mu się nogawka jego koziołkowego kostiumu. W sekundującym mu tercecie aktorów, grającym w sumie chyba z parędziesiąt pobocznych ról: Annie Kociarz, Piotrze Witkowskim i Małgorzacie Oracz, ta ostatnia gra z największą werwą i humorem. Nie widać po niej, że to "tylko" bajka dla dzieci.

Za plus największy uznałbym świetny pomysł, by ilustrować akcję tworzonymi na żywo rysunkami. Spodziewałem się, że Derlatka będzie chciał zaczarować dzieci widowiskowymi sztuczkami, tak jak robił to np. w sztuce "Fahrenheit" w Teatrze Miniatura. Parę takich prestidigitatorskich sztuczek nawet pokazał (nie bardzo zgrabnych...), ale zauroczył publiczność, w tym mnie, przede wszystkim pomysłem graficznych ilustracji, w premierowym przedstawieniu tworzonych na naszych oczach przez Macieja Salamona. Mocna, pewna kreska, pomysłowość, humor i tempo odpowiadające zwariowanym przygodom Matołka - brawo.

Tempo jest rzeczywiście zwariowane, bo reżyser upchnął w spektaklu mnóstwo scenek. Dzieci być może się w tym połapały, bo dla ich wyobraźni przeskoki z Ziemi na Księżyc i z powrotem nie są żadnym problemem. Niemniej wrażenie natłoku z tego wszystkiego wynika, zwłaszcza że reżyser, nie wiedzieć czemu i po co, upstrzył jeszcze spektakl bohaterami popkultury (np. z filmu "101 Dalmatyńczyków"). Ale nie ten mętlik jest największym problemem.

Na premierze widać było, że dziecięca widownia spektakl kupiła, tak jak zawsze łatwo kupuje zaproszenie do wspólnej zabawy. Sekret sukcesu podobnych familijnych przedstawień polega jednak na tym, by czymś zjednać sobie także doroślejszą widownię, dając jej do myślenia. Koziołek Matołek do tego świetnie się nadawał, bo to taki Kandyd, naiwny prostaczek, cóż że z capią bródką i rogami, pokazujący dziwność i głupotę świata. Derlatka w zapowiedziach pisał coś o Matołku jako o Foreście Gumpie, podlał to jeszcze sosem z Gombrowicza, ale w przedstawieniu po tych dywagacjach nie ma śladu. Jest tylko mało czasem smaczne puszczanie oka do publiczności: kpiny z reklam (farmaceutyków i papieru toaletowego...) czy ze skoczków narciarskich jako narodowych bohaterów.

Dzieciarnia wyszła z premiery uchachana. Mnie zrobiło się żal niezapomnianego Koziołka Matołka Makuszyńskiego&Walentynowicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji