Artykuły

"Gniazdo", czyli rzecz o dobrej polskości

"Gniazdo" Marii Wojtyszko w reż. Agnieszki Mielcarek w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Kamila Kasprzak w tygodniku Przemiany na Szlaku Piastowskim.

Wbrew pozorom częste "przepisywanie" starych historii na nowo przy którym pomstują nierzadko konserwatyści, to nie jakaś wydumana moda artystów, lecz chęć zrozumienia dawnej opowieści w dzisiejszym, ciągle zmieniającym się świecie.

"Gniazdo", czyli opowieść o Lechu, Czechu i Rusie w reżyserii Agnieszki Mielcarek oraz adaptacji Marii Wojtyszko, to więc stara założycielska legenda poddana fantastycznej obróbce po której ogólnie jest atrakcyjna i czytelna dla dzieci, a w szczegółach i smaczkach dla dorosłych, humor w niej hula aż miło, a każdy element został starannie przemyślany. I choć nie wiadomo na ile kolejnej premierze w Teatrze im. Aleksandra Fredry, pomógł w przemówieniu tym mądrym i wolnym głosem ostatni głośny performance, który tak rozsierdził "dobrą zmianę", o tyle fakt zatrudnienia artystek otwartych na dialog o Polakach i polskości, był już strzałem w dziesiątkę.

Wskutek tego efekt finalny w postaci tej familijnej (jakkolwiek cukierkowo i banalnie to brzmi) sztuki, którą od końca maja możemy oglądać na deskach teatru, musiał być dobry. Zawierający w sobie korczakowską powagę traktowania małego człowieka, a przede wszystkim wychodzący poza patetyczną sztampę i utarte schematy w swej opowieści, jest też świetnym projektem edukacyjnym, który nie formatuje w "jedynie słuszny patriotyzm i rozumienie Polski", umysłów młodego pokolenia. I wreszcie ma w sobie to ładne "dziwienie się światu" znane już z wystawianego na tej scenie "Szpaka Frydryka" Rudolfa Herfurtnera w reżyserii Łukasza Gajdzisa.

Jednak zacznijmy od początku, czyli treści na której poziomie zostały dokonane ciekawe zmiany, i gdzie choćby męski świat braci Lecha, Czecha i Rusa, pięknie przełamuje siostra Wanda jako pełnowartościowa kobieca bohaterka (bardzo dobra i żywiołowa Anna Pijanowska), a samym powodem wyprawy rodzeństwa staje się bieda (wspaniale spersonifikowana przez Martynę Rozwadowską) panująca w rodzinnym domu. Wszystko co najciekawsze zatem dzieje się w drodze i to podczas niej poznajemy charaktery oraz różnice między postaciami, które w konsekwencji każą im się rozejść, lecz w pewnej pogodzie ducha i zgodzie. Poza tym przez cały czas akcja trzyma wartkie i wesołe tempo, które nie pozwala się znudzić najmłodszym, a i dla ich opiekunów jest źródłem zabawy. Co więcej, siłą przedstawienia są także dobrze napisane dialogi, które bez zbędnych stylizacji naturalnie "leżą" bohaterom w ustach i wyraziście zagrane przez aktorów "narodowe charaktery". Wśród tych ostatnich bowiem nie ma właściwie słabych punktów, gdyż wszyscy aktorzy grają niemal koncertowo i tak oto prócz wymienionych odtwórczyń może się jeszcze podobać cudownie naiwny i dobry Lech w wykonaniu Pawła Dobka, żartowniś i wieczny optymista, czyli Czech Karola Kadłubca czy w końcu nieco groźny, ale w gruncie rzeczy wrażliwy Rus Macieja Hązły. Dalej należałoby wspomnieć również śmieszną sylwetkę zgrabnie wplecionego do opowieści króla Popiela (kapitalnie komediowy Sebastian Perdek) i wreszcie najbardziej "przegiętego" orła-narratora jakiego widział ten kraj w postaci kolejnej fantastycznej kreacji Wojciecha Kalinowskiego.

Tyle, że nie byłoby jeszcze tak dobrego przedstawienia gdyby nie wspomniane smaczki odnoszące się do współczesnej polityki i przez to zrozumiałe dla starszych. Jeśli więc dobrze się wsłuchać w dialogi, to znajdziemy w nich zarówno zupę szczawiową, na którą to Popiel niczym poprzedni rząd, chciał skazać poddanych bohaterów, imperialne zapędy Rusa, który w razie czego chętnie sobie przejmie kraj Polan czy w końcu będące u nas ciągle utopią wyznanie Lecha: "Obiecuję, że w moim kraju nikomu nie stanie się krzywda, a podatki będą sprawiedliwe".

Zastanawiając się więc nad fenomenem "Gniazda", czyli dlaczego w tym przypadku wszystko zagrało począwszy od nowego pomysłu na legendę, poprzez wysoki poziom aktorskich wcieleń, a skończywszy na równie barwnych i fantazyjnych kostiumach czy oryginalnie rytmicznej muzyce - na pewno trudno nie odmówić talentu reżyserce Agnieszce Mielcarek, ale i konsekwencji dyrekcji Fredry, która ma ambicję pracować z najlepszymi. I jako, że ci dobrzy twórcy to zaś ludzie o otwartych umysłach, trudno też nie dziwić się, że nie mają oni jednego obrazu Polski i Polaków w głowie, co zresztą zdradza również finałowa piosenka w której bycie Polakiem oznacza głównie bycie dobrym człowiekiem. To trochę tak jak patriotyzm, który nie jest nacjonalizmem, bo miłość to nie nienawiść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji