Józefowicz i inni
"Metro" z librettem Agaty i Maryny Miklaszewskiej, muzyką Janusza Stokłosy i w reżyserii Janusza Józefowicza to wciąż ewenement: ponad tysiąc sto spektakli, grubo ponad milion widzów. Choć teatr muzyczny w Polsce kwitnie, żaden spektakl wystawiony u nas po 1989 r. nie może równać się z przedsięwzięciem Józefowicza. "Metro" miało swoją premierę w styczniu 1991 r. jako pierwsze prywatne przedsięwzięcie na tak dużą skalę w polskim show-biznesie. Teraz funkcjonuje na takich samych zasadach, jak ogromne produkcje broadwayowskie - zmienia się obsada, do teatru przychodzi nowe pokolenie widzów i nic nie wskazuje, by spektakl miał zejść z afisza. Po premierze "Metra" w teatrze Minskoff na Broadwayu spektaklem zachwycał się prof. Zbigniew Brzeziński, doradca byłego prezydenta USA Jimmy'ego Cartera i choć entuzjazmu prof. Brzezińskiego nie podzielili amerykańscy krytycy, a wyprawa zespołu Józefowicza za ocean zakończyła się spektakularną klapą, nie zaszkodziło to powodzeniu musicalu w Polsce i w Rosji, gdzie powstała nieco zmieniona wersja "Metra".
W 1994 r. "Metro" było pokazywane we wrocławskim Teatrze Polskim - było wtedy atrakcją Przeglądu Piosenki Aktorskiej. W październiku ubiegłego roku 3,5 tysiąca biletów na spektakl w Hali Ludowej zeszło na pniu. Zobaczyliśmy unowocześnioną wersję widowiska - z jeszcze efektowniejszymi laserami, z dwoma telebimami, na których widzowie siedzący dalej od sceny mogli oglądać zbliżenia twarzy artystów (w tym Janusza Józefowicza w roli buntownika Jana i Beaty Wyrąbkiewicz w roli Anki). Zespół teatru Studio Buffo udowodnił wtedy, że nawet na wyjeździe nie daje złych przedstawień i wszyscy jego artyści to, co najmniej, fantastycznie sprawni i zdyscyplinowani zawodowcy. Prysł też mit o tym, że Hali Ludowej nie da się porządnie nagłośnić - muzyka brzmiała potężnie i czysto, prawie jak z płyty, nawet w niszy na balkonie, w której siedziałem. Było prawie jak z płyty!