Artykuły

Będą konflikty po wyborze nowego dyrektora opery?

Władze województwa dolnośląskiego w środę zdecydowały powierzyć funkcję nowego dyrektora Opery Wrocławskiej dyrygentowi Marcinowi Nałęczowi-Niesiołowskiemu. - Niepokoję się, że w operze pojawią się napięcia i konflikty w związku z tym wyborem - przyznaje Tadeusz Samborski, członek zarządu odpowiedzialny w regionie za kulturę.

Magdalena Kozioł: Jak zagłosował zarząd Dolnego Śląska?

Tadeusz Samborski: Jednomyślnie. Nie miał żadnych wątpliwości, by nowym dyrektorem Opery Wrocławskiej [na zdjęciu] został Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Wątpliwości pojawiły się wcześniej, po rekomendacji jaką udzieliła mu komisja konkursowa. W kilku przypadkach organizacje związkowe zdystansowały się od zasiadających w niej swoich reprezentantów. Argumentowały, że zawiedli oni zaufanie pracowników opery i wskazały na niezgodne z prawem ich umocowanie. Sprawdziliśmy to. Wszystkie procedury prawne zostały zachowane. Trudnym momentem dla nas będzie zapowiedź dyrektora Operetki Dolnośląskiej Waldemara Staszewskiego, że wystąpi na drogę prawną. Komisja konkursowa wykluczyła go jako kandydata na dyrektora Opery Wrocławskiej uznając, że nie spełnia wszystkich kryteriów.

Zapowiedział, że nie odpuści i doprowadzi do tego, że wybór dyrektora Opery Wrocławskiej zostanie powtórzony.

- Z pozwem się liczymy i poddamy się każdemu wyrokowi sądu. Powtórki konkursu nie będzie. Jeżeli sąd uzna naszą winę, to zapewne poniesiemy jakąś proporcjonalną do winy karę.

Zarząd liczy się z konfliktami jakie nominacja Nałęcza-Niesiołowskiego może wywołać wśród pracowników opery?

- Mam taki niepokój. Nie sądzę jednak, by powtórzyła się sytuacja z innej instytucji, którą Nałęcz-Niesiołowski kierował. Nie znam go. Nie chcę go oceniać i przypisywać negatywnych cech charakteru. Może w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku niepokoje budziły stawiane załodze przez niego wymagania? W wymiarze artystycznym podobno jest perfekcjonistą. Teraz tylko od niego będzie zależało, w jaki sposób ustawi sobie relacje z pracownikami Opery Wrocławskiej i jaką atmosferę będzie w tej instytucji kreował.

Kontraktu jeszcze podpisał.

- Nasi prawnicy dopiero go przygotowują. Chcemy przygotować taką umowę, która eliminowałaby potencjalne zarzewia innych konfliktów. Chodzi i o sprawy promocji opery, i pozyskiwania sponsorów zewnętrznych na działalność artystyczną.

Emocje wzbudza też wybór nowego szefa Teatru Polskiego we Wrocławiu. Dlaczego wciąż nie ma powołanej komisji konkursowej?

- Powołamy ją na początku przyszłego tygodnia.

Z Olgierdem Łukaszewiczem, prezesem Zawiązku Artystów Scen Polskich?

- Nie chcę się do niego odnosić ad personam, tylko instytucjonalnie. Mam wątpliwości, czy ZASP powinien uczestniczyć w pracach tej komisji, bo mamy tu duży konflikt interesów. ZASP stoi na stanowisku, że jeden z kandydatów...

Dodajmy, że chodzi o aktora Cezarego Morawskiego.

- ...przyczynił się do strat w ZASP. Że miał wyrok i był winny czegoś tam.

Strat ponad 9 mln zł, których brak odkrył właśnie Łukaszewicz składając doniesienie do prokuratury. Morawski w tamtym czasie był skarbnikiem związku.

- Przedstawione przez tego kandydata dokumenty w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego świadczą o jego niewinności. W sytuacji, kiedy są tak diametralnie różne oceny tamtej sytuacji z 2002 roku, nie chcemy by one zdominowały merytoryczną dyskusję.

Można tak ZASP pominąć?

- Jego przedstawiciel nie musi w tym konkursie zasiadać. Nie ma takiego wymogu. Dodam, że szanujemy ZASP i zawsze go zapraszamy. Tutaj mamy sytuację szczególną: zaogniony konflikt personalno-instytucjonalny.

Morawski nie może się wykazać 5-letnim doświadczeniem w zarządzaniu instytucją kultury. To go nie dyskwalifikuje?

- Był prodziekanem w Warszawskiej Akademii Teatralnej. Nie mam wątpliwości, że pełnił funkcje kierownicze.

Jeżeli Cezary Morawski zostanie nowym szefem Polskiego, jego zastępcą będzie Krzysztof Mieszkowski? Zgodzi się na niego minister kultury?

- Sądzę, że nowo powołany dyrektor, uwzględniając dorobek Krzysztofa Mieszkowskiego, zechce go wykorzystać.

Rozmawiał Pan o nim z ministrem Piotrem Glińskim?

- Rozmawiałem dwukrotnie i nie zauważyłem jakiejś niechęci do Mieszkowskiego.

Padło jego nazwisko?

- Nie. Gdyby Mieszkowski był przyczyną bolączki czy przewrażliwienia ministra, to pewnie by mi o tym powiedział. Nie podejrzewam go o jakieś uprzedzenia do obecnego dyrektora Teatru Polskiego. Nie sądzę, by chciał ingerować w decyzje samorządu.

Mieszkowski, poseł Nowoczesnej, podpadł Glińskiemu przez głośny spektakl "Śmierć i dziewczyna" w reżyserii Eweliny Marciniak. Minister chciał go zdjąć z afisza.

- Faktycznie. Wobec polityka stosuje się inne reguły gry. Najważniejsze jest teraz to, żebyśmy wyłonili dyrektora dobrego i mądrego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji