Metrem na Metro
Jedna z fanek widziała "Metro" ponad 300 razy, ale wcale nie jest pewne, czy to ona jest rekordzistką. Spektakl lekceważony przez recenzentów, niedoceniony na Broadwayu, dla młodzieżowej publiczności stał się kultowy.
"Metro" obejrzało co najmniej milion widzów. Od premiery w 1991 roku grane było już ponad tysiąc razy i nic nie wskazuje na to, by miało zejść z afisza. Publiczności wciąż nie brakuje.
Polski musical z librettem Agaty i Maryny Miklaszewskich, muzyką Janusza Stokłosy, w reżyserii Janusza Józefowicza, grany jest w Warszawie już ponad dziewięć lat. Z Teatru Dramatycznego przeniósł się do Studio Buffo, gdzie pokazywany jest w skromniejszej wersji.
Na starych śmieciach
Kiedy w styczniu 1991 roku w Teatrze Dramatycznym odbyła się premiera musicalu - warszawiacy o podróży metrem mogli jedynie marzyć. Dziś metrem można dojechać do samego Teatru Dramatycznego, ale musicalu już tu nie grają. W najbliższy wtorek, wyjątkowo, będzie można pojechać metrem na "Metro". Koncert jubileuszowy odbędzie się w Dramatycznym. - Cieszę się, że zagramy na starych śmieciach, niech to będzie taka podróż sentymentalna - rozrzewnia się Janusz Józefowicz.
Przez "Metro" przewinęło się wiele popularnych postaci: Cezary Pazura, Bogusław Linda, Katarzyna Skrzynecka, Olaf Lubaszenko. Musical wykreował też własne gwiazdy: Edytę Górniak, Katarzynę Groniec, Roberta Janowskiego. We wtorek nie zabraknie też artystów z moskiewskiej wersji musicalu. Na jubileuszowym koncercie z okazji 1000. spektaklu "stare" gwiazdy spotkają na scenie najmłodszych wykonawców. - Tysięczne "Metro" tak naprawdę zagraliśmy już kilka miesięcy temu, ale wtedy nie było czasu, by je uczcić - wyjaśnia Janusz Józefowicz. - Teraz będziemy obchodzić 1025. przedstawienie, a wliczając moskiewskie spektakle - prawie 1100.
Z samowarem do Tuły
Przygotowania do wystawienia "Metra" zaczęły się w 1989 roku. Janusz Józefowicz, Janusz Stokłosa i producent Wiktor Kubiak zorganizowali przesłuchania i z 7 tysięcy kandydatów stworzyli musicalowy zespół. - Mordercze próby po kilkanaście godzin dziennie, chociaż całe przedsięwzięcie mogło wziąć w łeb. Wiedzieliśmy, że jeśli się uda, to dla każdego z nas będzie to początek nowego życia - mówił kilka lat po premierze Robert Janowski, odtwórca roli Jana.
Przedsięwzięcie było prawdziwą rewolucją, pierwszy polski musical, lasery, artyści zwerbowani z "ulicy" - to wszystko brzmiało niepokojąco. Kontrowersje budziła też osoba producenta Wiktora Kubiaka. Kubiak zainwestował w "Metro" około 1,5 mln dolarów! "Wariat czy oszust" - szeptano w kuluarach.
W sierpniu 1990 roku Kubiak podpisał umowę z Dramatycznym o wynajęcie sali. Tam 30 stycznia 1991 roku odbyła się premiera. Obecność tego musicalu w repertuarze Teatru Dramatycznego od początku budziła kontrowersje - czy komercyjne przedstawienie wypada wystawić w teatrze z tradycjami? Sprzeciw środowiska nasilił się, gdy producent Kubiak usiłował wydzierżawić Dramatyczny. Jednak za dalszym wystawianiem musicalu przemawiały tłumy widzów.
"Metro" było pierwszym polskim musicalem, który pokazano na Broadwayu. Nie odniosło tam sukcesów. Premiera w nowojorskim teatrze Minskoff przyniosła druzgocące recenzje amerykańskiej krytyki. "Nie wozi się samowarów do Tuły" - tak komentowali "porażkę" na Broadwayu warszawscy recenzenci. "Nigdy nie było wątpliwości, że spektakl ma charakter naśladowczy. Okazało się, że w Nowym Jorku krytycy niżej cenią naśladownictwo w sztuce aniżeli samodzielną twórczość" - pisała "Gazeta Wyborcza".
Śpiewy w Ratuszu
Po sześciu latach grania Teatr Dramatyczny zdecydował się zdjąć "Metro" z afisza.
- Nie ma w tym naszej złej woli. Umawialiśmy się przecież, że termin wygaśnięcia umowy to grudzień 1996 r. Teatr Dramatyczny też ma swój repertuar, publiczność i plany - tłumaczyli się Anna Sapiego i Piotr Cieślak, dyrektorzy Dramatycznego.
- Nie pozwolę, żeby "Metro" zostało wyrzucone, zrobimy strajk okupacyjny, ściągniemy ludzi z całej Polski, będziemy grać przed teatrem, na schodach, w foyer - wołał Janusz Józefowicz. - A ja publicznie spalę swoje kudły - obiecywał Janusz Stokłosa.
Musical stał się tematem numer jeden, wrzało, gazety prześcigały się w codziennych doniesieniach.
Józefowicz przekonywał dziennikarzy: "Dyrektor Cieślak mnie nie lubi. Był opiekunem mojego roku w PWST. Kiedyś powiedział mi: - Musisz szukać innego zajęcia, artystą to ty nie będziesz".
Protestowali fani. - Nie podetniemy sobie żył, nie przykujemy się do drzwi Dramatycznego. Co najwyżej staniemy przed wejściem i będziemy zniechęcać widzów do wizyt w tym teatrze - przekonywali.
Zdesperowany Janusz Józefowicz z zespołem i fanami zjawił się w Ratuszu. Przed salą obrad Rady Warszawy fani "Metra" śpiewali "Zbudujemy wieżę...". Kłótliwych zazwyczaj radnych zamurowało.-Jesteście dla "Metra" ostatnią deską ratunku. Wiele wycieczek, które przyjeżdża do Warszawy, ma w programie wizytę w Łazienkach, w McDonaldzie i na spektaklu "Metro" - prosił Józefowicz.
- Stanowczo sprzeciwiam się happeningom w czasie sesji - wołała radna Elżbieta Gnatowska.
- Zamierzam zwrócić się do ministra kultury, by musical "Metro" mógł być grany gościnnie w Teatrze Narodowym - zapowiedział prezydent Marcin Święcicki.
Prezydent przyznał się, że nie widział "Metra": - Nie widziałem, ale moje dzieci widziały i mówiły, że warto go bronić. Jednak obietnice prezydenta Święcickiego na nic się nie zdały.
Przez pół roku Józefowicz i Stokłosa szukali sceny dla musicalu. Zdecydowali, że przygotują skromniejszą jego wersję i pokażą ją u siebie w Studio Buffo.
- Teraz będziemy grać u siebie i nikt nie będzie za nas decydował, kiedy przedstawienie ma zejść z afisza. Będziemy je grać dopóty, dopóki będą przychodzić widzowie.
Podbijemy Londyn
"Metro" odnosi sukcesy za granicą. W Moskwie grane jest od października zeszłego roku. - Spektakl pokazywany jest przy pełnej widowni, która liczy 1800 miejsc. Bilety sprzedane są z dużym wyprzedzeniem, co w Moskwie się nie zdarza. Żona Putina na "Metrze" była dwa razy - opowiada Janusz Józefowicz. - Ostatnio w Moskwie padł musical "Hair" - nie było widzów. Ktoś skomentował to w ten sposób: "Po "Metrze" byle czego już się nam nie wciśnie".
Józefowicz zapowiada, że w przyszłym roku "Metro" zamierza zdobyć też Londyn. Trwają rozmowy na temat angielskiej wersji musicalu. Jednocześnie przygotowywana jest też kolejna polska obsada. - Chcemy odmłodzić zespół - mówi Józefowicz - Moim marzeniem jest wystawić "Metro" w jakimś większym warszawskim teatrze. W Buffo mamy bardzo skromną wersję, bez obrotówki. Gdyby ktoś z Moskwy zobaczył nasze "Metro", mógłby się nieco zdziwić.
Jak długo musical będzie jeszcze grany?- Dopóki będzie się sprzedawał - odpowiada rzeczowo Józefowicz. - Sukces "Metra" to znak nowych czasów.