Czy będzie Metro numer 1000?
Nie zabierajcie nam marzeń, nie wyobrażamy sobie życia bez "Metra" - piszą w obronie musicalu fanki w liście przekazanym Januszowi Stokłosie. Przez 4 dni zebrały 2500 podpisów.
- Jeśli zabronią nam grać, zrobimy strajk okupacyjny albo będziemy grać na schodach teatru lub w foyer - zagroził Janusz Józefowicz podczas spotkania z dziennikarzami i fanami musicalu "Metro". - A ja na znak protestu spałę sobie kudły - dodał długowłosy Janusz Stokłosa. Dyrekcja Teatru Dramatycznego postanowiła, że nie chce więcej "Metra" na swojej scenie.
- To nie jest prywatny teatr dyrektora artystycznego, Piotra Cieślaka - powiedział Józefowicz. - To jest scena miejska, a dyrektor Cieślak jest jej przedstawicielem. Publiczność chce spektaklu. Stał się kultowy. Nie wierzymy, że dyrekcja nie może wynająć nam sali raz w miesiącu.
- Prosiliśmy o przedstawienie warunków finansowych. Nie dano nam nawet szansy powiedzenia: "To za drogo" - powiedział na konferencji Stokłosa.
- Umowa na wynajęcie sali na "Metro" wygasa w końcu grudnia. I tak przedłużyliśmy termin o trzy poniedziałki. Mamy swoje spektakle i imprezy - powiedziała Anna Sapiego, dyrektor naczelny Teatru Dramatycznego. - W przyszłym roku obchodzimy 40-lecie powstania teatru. W styczniu na Dużej Scenie wystawimy "Elektrę". 3 lutego odbędzie się tu jubileuszowa premiera. Nie mieścimy się z dekoracjami. Dramatyczny nie jest jedynym teatrem, w którym można grać "Metro".
- Skąd mamy wziąć pieniądze na przeniesienie tysięcy kabli, instalacji i przygotowanie nowej ekipy technicznej? - mówi Stokłosa.
Artyści Buffo liczą na rozmowy z wiceprezydentem Warszawy, Leszkiem Mizielińskim, dzięki któremu "Metro" nie zostało zdjęte z afisza pod koniec 1995 roku. Nie wiadomo, czy dwa wczorajsze przedstawienia - 901 i 902, nie były ostatnimi.