Czarny humor
Teatry warszawskie rozpoczęły już po urlopowej przerwie nowy sezon. Jako jeden z pierwszych uczynił to Teatr Dramatyczny wystawiając m.in. sztukę Allana Ayckbourna "Wesołych świąt". Ayckbourn należy do najpopularniejszych dramaturgów angielskich. Jego sztuki idą kompletami przez wiele lat. M.in. "Wesołych świąt" od premiery w Londynie w lipcu 1973 roku miało już ponad 800 przedstawień. Nic w tym dziwnego. Sztuki Ayckbourna to komedie, nie gardzące także efektami farsowymi, co zawsze przyciąga publiczność. W tych wesołych komediach są jednak całkiem niewesołe prawdy o świecie, a szczególnie o małym światku angielskiego mieszczaństwa.
Tak jest i w "Wesołych świąt". Trzy pary małżeńskie spędzają ze sobą trzy kolejne wigilie. Są to bez wyjątku ludzie interesu, łączą ich zatem rozmaite powiązania, zależności i nadzieje. W czasie akcji, sztuki zmienia się hierarchia ważności między nimi - na czoło wysuwają się głupkowaci, lecz nie gardzący żadnym szwindlem Hopcroftowie (wyraziście sportretowani przez Grażynę Staniszewską i Marka Kondrata). Finał jest ich groteskowym tryumfem. Sztuka pełna jest tzw. czarnego humoru. Cały drugi akt oparty jest na makabrycznym i zabawnym jednocześnie pomyśle: jedna z żon próbuje popełnić na najrozmaitsze sposoby samobójstwo, w czym asystują jej - nieświadome niczego - inne postacie tej komedii. W sumie, choć pisarstwo Ayckbourna nie uzasadnia chyba bardzo dobrego zdania, jakie ma o nim krytyka anglosaska, wieczór w Teatrze Dramatycznym można uznać za udany.
Spora w tym zasługa także aktorów, szczególnie zaś dobrze się czujących w komediowych sytuacjach - Wojciecha Pokory i Tadeusza Bartosika. Reżyserował Ludwik René.