Metro i co dalej?
Musical, to najprościej ujmując, odmiana sztuki muzycznej, kierująca się określonymi, charakterystycznymi cechami, stałymi dla gatunku.
Narodził się w Stanach Zjednoczonych, przy czym do dziś krytycy nie są pewni, czy za datę premiery można uznać "Statek komediantów" J. Kerna i O. Hammersteina II w 1927 r., czy "Lady be Good" Gershwina trzy lata wcześniej.
Faktem jest jednak, że to właśnie w Ameryce powstały najwybitniejsze musicale ("Kiss me, Kate", "West Side story", "Skrzypek na dachu", "Hallo, Dolly") i nawet wysiłki A.L. Webbera nie zdołały przenieść punktu ciężkości do Londynu.
Nowy Jork pozostał twierdzą nie do zdobycia. Polskie doświadczenia na blisko wiekowym tle rozwoju musicalu światowego przedstawiają się ubogo, choć początki były obiecujące.
Bogate tradycje naszej muzycznej twórczości scenicznej (poczynając od "Krakowiaków i górali" Bogusławskiego a kończąc na "Kolędzie nocce" W. Trzcińskiego i E. Brylla) pozwalały przypuszczać , że uda się ją utrzymać na wysokim poziomie i twórczo kontynuować, ale wskutek małego zainteresowania teatrów autorzy przestali tworzyć sztuki, które choć trochę przypominałyby broadwayowski klimat, może z wyjątkiem "Szalonej lokomotywy" (1977) w Teatrze STU lub przedstawień gdyńskich.
Toteż w latach osiemdziesiątych gatunek jako całość "leżał na całej linii".
Nie przynosiły rezultatów próby A. Strzeleckiego i Teatru "Rampa". "Złe zachowanie" znane było w całej Europie, w Polsce natomiast aktorzy nie mieli nawet własnej sceny.
Również bez echa przeszła prapremiera "West Side story" dokonana przez T. Wiśniewskiego w Gliwicach. I nagle, w 1991 r. powstało "Metro". W kraju, w którym, jak mówił w programie "Kariery i bariery", poświęconemu w całości J. Józefowiczowi - twórcy spektaklu, red. A. Bober "nigdy nic nie wychodziło i nigdy nikomu nic się nie chciało", okazało się, że można stworzyć widowisko na najwyższym, światowym poziomie.
Józefowicz jest zaprzeczeniem dotychczasowych mitów o polskiej, mozolnej drodze do sukcesu.
To genialny przykład samouka, który swą edukację taneczną rozpoczął dość późno (po maturze) a jednak z niespotykanym, jak na nasze możliwości uporem, dokonał rzeczy niebywałej. Nie tylko dorównał standardom londyńskim, a nawet nowojorskim, ale przede wszystkim stworzył swój zespół z amatorów, co w kraju, w którym do niedawna jedynie dyplom decydował o możliwości podjęcia jakiejkolwiek pracy w zawodzie, jest nie do pomyślenia. Co prawda trzon grupy, to ludzie albo po szkołach baletowych albo po akrobatyce, ale generalna zasada eliminacji brzmi: "Każdy ma szansę, każdy może próbować".
Józefowicza należy cenić jeszcze za jedno: udowodnił, że "recepta na sukces" leży w nas samych.
"Teatr, to bezwzględna walka o byt, gdzie nie ma miejsca na sentymenty. Jeżeli jesteś słaby, chory, leniwy - odchodzisz, bo na twoje miejsce czeka dziesięciu innych"
Jego credo artystyczne, to przykra prawda, ale w każdym normalnym kraju wszyscy pracujący w tym fachu znają tę zasadę i się z nią zgadzają.
A dlaczego?
Otóż tam dba się o widza, a widza interesuje jedynie gotowy efekt. I albo mu się to podoba albo nie. Koniec. Trudno nam zrozumieć, że sztuka, to nie tylko elitarne przedstawienia dla snobów, którzy "Dziady", czy "Nie-boską komedię" oglądają bardziej z przymusu niż zainteresowania, ale także show dla mas.
Można na ten temat spekulować i wygłaszać swoje opinie ale do tego musi być spełniony jeden warunek: wolny wybór. Nigdy do tej pory polska publiczność nie miała szansy takiego wyboru.
Tym większy był zachwyt oczekujących i zarazem straszliwa zawiść tych, "którym się nie chciało", kiedy pojawiło się "Metro"... Data jego premiery z pewnością przejdzie do historii, nastąpiło bowiem w tym dniu rozliczenie się z całą dotychczasową, uspołecznioną kulturą (choćby w sensie finansowym) i zobaczyliśmy po raz pierwszy normalną inwestycję kapitałową, która o dziwo przyniosła zysk inwestorom.
I nie ma znaczenia, że w najbliższym czasie wszystkie teatry, małe i duże, zaczną bezkrytycznie wystawiać coraz to nowsze sztuki muzyczne, odrzucając całkowicie inny repertuar.
Musical, to wbrew pozorom piekielnie trudna sprawa, bo dobrze śpiewać i tańczyć potrafią nieliczni, toteż wiele z tych teatrów po prostu padnie, ale najlepsze pozostaną.
I taki będzie początek......