Wokulski zamiast Hamleta?
Kilka dni temu byłem na Broadwayu. Na autobusach, na murach domów, na frontonie teatru wielkie reklamy: METRO - musicalowy przebój z Warszawy. Charakterystyczną winietę przedstawienia, zaprojektowaną przez Andrzeja Pągowskiego, można zobaczyć w codziennych wydaniach NEW YORK TEMESA i w branżowym tygodniku THEATER WEEK.
Przed kasą teatru nie ma na razie tłoku (premiera dopiero 16 kwietnia), ale pojedynczy klienci kupują już bilety.
Czy to jest komedia ? - pyta starsza Amerykanka. - Trudno mi powiedzieć - mruczy zakłopotany kasjer. - Na pewno komedia. - stojąca obok staruszka nie ma wątpliwości - Kiedyś widziałam polski film i był bardzo śmieszny. Opowiadał o samolocie, lecącym z Ameryki do Polski. Ale ponieważ to był polski samolot, więc leciał trzy dni i trzy noce! Co tam się działo...
Obie panie z przekonaniem kupiły bilety. Może przyczynią się do sukcesu "Metra" w Nowym Jorku?
Sądzę, że właśnie ta sytuacja jest najbardziej charakterystyczna i znamienna dla polskiego teatru w dniu jego święta. Romantyczne, wzniosłe i intelektualne walory polskich przedstawień z wolna przechodzą do wspomnień. Wraz z pogrzebami wielkich mistrzów i cięciami w budżecie państwowego mecenasa żegnamy teatr wielkich wzruszeń, doniosłych pytań, moralnych dysput i artystycznych kreacji. Nie znaczy to, że nie będzie ich wcale. Ale staną się rzadkością, na którą nie bardzo będzie można liczyć w chwili kupowania biletów.
Warszawskie Spotkania Teatralne udowodniły, że odejście Tadeusza Kantora pozostawiło lukę nie do nadrobienia. Nie ma dziś w świecie naszej sceny równie silnej i oryginalnej osobowości. Nie ma drugiego demiurga. Nie ma żadnej wizji, która mogłaby konkurować z teatrem śmierci, stworzonym w Cricot-2.
Niespodziewana śmierć Tadeusza Łomnickiego okazała się dla polskiej sceny ciosem boleśniejszym niż spłonięcie Teatru Narodowego. To usunięcie się gruntu spod nóg: pustka i cisza. Łomnicki był nie tylko wybitnym aktorem (w prostej linii kontynuatorem Zelwerowicza i Osterwy), reformatorem szkoły aktorskiej (PWST w Warszawie), ale także zawodowym punktem odniesienia dla całego środowiska teatralnego. Wyznaczał miarę doskonałości warsztatowej. Z niego też czerpano wiarę w aktorskie powołanie.
Łomnickiemu nigdy nie zarzucono powierzchowności, tandety lub chałtury - największych dziś grzechów naszego teatru. Polskie życie teatralne nie biegnie dziś od premiery do premiery (jak dawniej bywało), lecz od sezonu do sezonu i polega nie tyle na stwarzaniu wybitnych przedstawień, co na przetrwaniu.
Aktorzy bezpowrotnie - zdaje się - stracili status trybunów duszy narodu, a i przynależność do intelektualnej elity staje się coraz bardziej wątpliwa. Ten zawód przestał po prostu nobilitować i jeśli ktoś spośród ludzi teatru nadal zajmuje znaczącą pozycję w życiu publicznym, to raczej dzięki walorom osobistym niż zawodowym.
Hamlet przestał być punktem odniesienia polskiego teatru! Na jego miejscu pojawił się... Wokulski.
Rozterki duszy? Owszem, ale także przezorna dbałość o pieniądze. Talent? Jak najbardziej, ale także praktyczna umiejętność jego sprzedania. Powołanie? A jakże, ale przede wszystkim umiejętność znalezienia pracy. Etat? Oj, nie bardzo. Zawodowe przywileje? Niechętnie. Kluby, SPATiF-y, bufety? Raczej nie ma na nie czasu.
Role się zmieniły: to aktorzy zabierają się za prowadzenie restauracji i barów. Nie grymaszą już wcale; prowadzą aukcje, zapowiadają koncerty, prezentują telewizyjne dzienniki i wiadomości sportowe, biorą udział w reklamach.
Jedni świetnie zarabiają, inni ledwie wiążą koniec z końcem. To wcale nie znaczy, że zmienili zawód. Wręcz przeciwnie! Rozszerzyli swoje umiejętności. Znaleźli się w realnym świecie.
Byłem ostatnio w Los Angeles na obiedzie w restauracji Arnolda Schwarzeneggera. Wyśmienity! Potem, w Nowym Jorku, słuchałem w pubie grającego na klarnecie Woody Allena. To był koncert! Tak jest wszędzie, więc wcale mi nie żal polskiego Hamleta. W hollywoodzkich kawiarniach i restauracjach kelnerami są prawie wyłącznie aktorzy, walczący w okolicznych wytwórniach o role. W nowojorskim Hotelu Paramount aktorzy drugiego planu, w oczekiwaniu na angaż, grają bagażowych, recepcjonistów i windziarzy. To taki zawód. To są jego elementy. Do czasu, aż dostanie się pracę.
Tegoroczny Międzynarodowy Dzień Teatru zastał nasze sceny w trakcie zmieniania etosu ich bohaterów. Pragmatyzm zajął miejsce romantyzmu. Realizm zastąpił natchnienie. Po śmierci Kantora i Łomnickiego zabrakło rzeczywistych punktów odniesienia. Zdani jesteśmy na decyzje losu. Być może zdarzy się nam w ciągu najbliższych miesięcy zobaczyć premierę wybitną, wznoszącą teatr na poziom sztuki. Ale teatralna codzienność winna jednak zmierzać w stronę rzemieślniczej sprawności, bo taki kierunek jest przynajmniej realny.
Wizytówka polskiego teatru komercyjnego, musical "Metro", trafił na Broadway. Życzymy mu powodzenia, bo sukces Wokulskiego równą ma wśród zagranicznych koneserów wagę co - dotąd częściej będący udziałem polskich teatrów - sukces Hamleta.
Zaś na wyrównanym tle sprawnych rzemieślniczo przedstawień, na które chodzić będą widzowie, łatwiej dostrzeżemy talent czy geniusz nowego Kantora lub Łomnickiego, jeśli się taki nam przydarzy.