Artykuły

Pięćdziesiąt befsztyków dla Richa. Z samowarem do Tuły

Pięćdziesiąt befsztyków - po jednym od każdego akto­ra - dostarczył zespół musi­calu "Metro" w Wielką So­botę do redakcji dziennika "New York Times". Adresa­tem był nieobecny w tym czasie w redakcji Frank Rich, który w wydrukowanej poprzedniego dnia niezwykle złośliwej recenzji napi­sał: "Gdyby Nowy Jork miał serce, to postawiłby (ze­społowi "Metra") stek na ko­lację i być może nawet bilety na spektakl na Broadwayu".

Producent "Metra" Wiktor Kubiak odczytał w westybulu budynku "New York Timesa" krótki list protestacyjny zespołu "Metra", stwierdzający, że re­cenzent ma prawo do najbar­dziej nawet negatywnej opinii, ale nie powinien obrażać ze­społu. Strażnicy budynku "NYT" wezwali policję. Przyje­chały cztery radiowozy i wóz transmisyjny kanału drugiego telewizji. Obeszło się jednak bez incydentów.

Maitre d'hotel znanej restau­racji "Sardi's", z której pocho­dziły steki, powiedział "Gaze­cie", że kosztowały one 28,95 do­lara za sztukę i były mniej niż średnio wysmażone. Frank Rich był nieosiągalny, a nikt w reda­kcji "New York Timesa" nie chciał odpowiedzieć na pytanie "Gazety", co zrobiono z prezen­tem. Niedzielny "Times" nic na ten temat nie napisał.

Natomiast w niedzielnym wydaniu dziennika "New York Daily News" Frank Wood napi­sał krótki komentarz, stwier­dzający, że aczkolwiek trudno nie zgodzić się z krytykami, którzy niemiłosiernie zjechali "Metro", to jednak, zanim "Me­tro" zejdzie ze sceny, do recen­zji tych trzeba dodać uwagę na temat Nowego Jorku: "My w Nowym Jorku - i w ogóle w Stanach Zjednoczonych - przywykliśmy uważać, że wszystko, co robimy, jest znacznie lepsze niż w innych krajach. Nie interesujemy się po­czynaniami cudzoziemców, gdyż z góry osadzamy je jako prymityw­ne, zacofane i gorsze od naszych. Jeżeli Metro nie zmniejszy za­dufania amerykańskiej publicz­ności, to znaczy, że już nie można nas uratować. (...) Kiedy na Bro­adwayu zostanie wystawiony następny modny musical, w którym - jak w Metro - zostaną użyte lasery, technika czarnego światła i inne oryginalne po­mysły, będziemy najpewniej wy­nosić je pod niebo jako amery­kańskie wynalazki".

Przypomnijmy, że poza "New York Timesem" druzgocące re­cenzje z "Metra" opublikowali także Howard Kissel w "New York Daily News" oraz Linda Winer w "Newsday".

(Jacek KALABIŃSKI, Waszyngton)

Z samowarem do Tuły

Stało się. Krytycy amerykańscy, zamiast paść na kolana, bezlitośnie wydrwili "pierwszy polski musical".

W prasie krajowej pobrzmiewa ton urażonej godności. Wygląda na to, że komentatorzy poczuli się szczególnie dotknięci zarzutem arty­stycznej wtórności "Metra". Zupełnie nie rozumiem, dlaczego.

Nigdy nie ulegało wątpliwości, ze spektakl ma charakter naśladowczy, nie zaś oryginalny. Takie założenie legło u podstaw całego przed­sięwzięcia i twórcy "Metra" otwarcie to deklarowali. Podjęli próbę trans­plantacji wzorów kultury amery­kańskiej na grunt polski. Ich ambicją było stworzyć wierną reprodukcję za­miast oryginalnego dzieła.

Co więcej, w tym właśnie tkwiła prawdziwa wartość działalności Wi­ktora Kubiaka i Janusza Józefowi­cza, dowodzili ich zwolennicy. Bata­lię o Teatr Dramatyczny uporczywie przedstawiano jako walkę "starego" z "nowym". Stara była tradycja polskie­go teatru, której bezskutecznie usiłował bronić Maciej Prus. Stara (albo wręcz: komunistyczna) była idea sztuki niekomercyjnej, którą uprawiać można dzięki dotacjom ze środków społecznych. Nowy, lepszy, bo sprawdzony za granicą, był po­mysł Wiktora Kubiaka. Musical, czyli sztuka, na której można zarobić, za­miast do niej dopłacać. Musical, który pozwoli wreszcie przełamać prowincjonalizm polskiej kultury, po­zwoli naszym artystom zabłysnąć na Broadwayu, a potem w kolejnych stolicach świata.

Teoria ta brzmiała tak atrakcyjnie, że bez skrupułów usunięto wszelkie przeszkody na drodze do jej realiza­cji. No i tu zaczęły się kłopoty.

"Metro" w kraju nie przynosiło do­chodów. Wiadomość tę można uz­nać za wiarygodną, podano ją bo­wiem na ternach "Obserwatora", który jest własnością Wiktora Kubia­ka (Piotr Batogowski, Bogdan Kaźmierczak "Całe to Metro", nr 38). O rokowaniach finansowych inwesty­cji amerykańskiej trudno myśleć bez drżenia.

Niepowodzenie materialne zbiegło się z klęską artystyczną. Okazało się, że w Nowym Jorku krytycy niżej ce­nią naśladownictwo w sztuce aniżeli samodzielną twórczość. Doprawdy nie ma powodu, by się o to na nich obrażać. Od wieków, na całym świe­cie, jest to kardynalna zasada wszel­kiej krytyki artystycznej.

Aż wstyd przypominać ten banał. A jednak trzeba, bo historia "Metra" zdaje się dowodzić, że raz jeszcze narodowe kompleksy zmąciły hierar­chię wartości polskiej opinii publicznej. Raz jeszcze padła ona ofiarą prze­konania, że model wypracowany za granicą musi być lepszy aniżeli ten, który powstał w obrębie własnej kultury, postrzeganej jako zaściankowa, niższa i uboższa.

Gombrowicz trafił do lektur szkol­nych, ale wszystkie jego nauki znów poszły w las.

Jest prawdziwym paradoksem, że cała sprawa dotyczy akurat teatru. Czyli dziedziny, która powinna być przedmiotem dumy, a nie źródłem kompleksów, bo polscy artyści na tym polu od lat święcą międzynarodowe triumfy. W tym sukcesy w Ameryce, gdzie ci sami krytycy, którzy tak okrutnie obeszli się z "Me­trem", swego czasu rozsławili nazwi­ska Grotowskiego i Kantora.

Kantor hołdował jednak akurat przeciwnej zasadzie niż Józefowicz. Czerpał z osobistych, niepowtarzal­nych doświadczeń, z dorobku orygi­nalnej, jedynej w swoim rodzaju kul­tury. I właśnie ta egzotyka okazała się fascynująca dla cudzoziemców.

Kantor nie udawał, że jego rodzin­ne Wielopole do złudzenia przypomi­na Paryż lub Nowy Jork. W świato­wych metropoliach opowiadał o osobliwościach Wielopola, a ponie­waż nikt przed nim takich rzeczy nie mówił, słuchano go z zapartym tchem. Mała, zagubiona na prowincji mieścina urosła do rangi uniwersal­nego symbolu.

Warto sobie uświadomić, że w rze­czywistości budowanej wedle wska­zań entuzjastów "Metra" Kantor po­dzieliłby najpewniej los Macieja Pru­sa, gdyby Wiktor Kubiak postanowił urządzić rewię w galerii Krzysztofory. Warto sobie to uświadomić, zanim będzie za późno.

(Wanda ZWINOGRODZKA)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji