Pustka i samotność
GORĄCO przyjęta w minioną sobotę premiera "Polaroidów" Marka Ravenhilla wpisuje się w nurt przedstawień Anny Augustynowicz o manowcach zachodnich społeczeństw - pustki i samotności.
Począwszy od "Moja wątroba jest bez sensu, albo zagłada ludu" Schwaba, Augustynowicz przenosi brutalne, często do bólu realistyczne teksty w przestrzeń metafory, symbolu, obsesyjnego rytmu, który świat pełen rozdarcia, frustracji i głodu życia scala, nadaje mu formę. A ta skłania do refleksji, pozwala dostrzec w wulgarności języka i nagości aktorów intensywne przesłanie. I to jest niewątpliwie jedno z najważniejszych osiągnięć szczecińskiej realizatorki - jej znak firmowy, który pozwala odróżnić przedstawienia Teatru Współczesnego od innych polskich realizacji współczesnej dramaturgii.
Sześcioro ludzi na scenie sterylnie zimnej, pełnej pozawieszanych wielkich okien-polarodiów (scenografia Marka Brauna). Ravenhill, a za nim Augustynowicz dokonują okrutnej wiwisekcji ludzi rozpaczliwie topiących samotność w narkotykach, seksie i karierze. Dojrzałość tego tekstu Marka Ravenhilla polega na odejściu autora od szokowania widza brutalnością sytuacji i języka na rzecz pogłębionego analizowania kondycji człowieka, któremu nic nie zastąpi porozumienia i dialogu z drugim człowiekiem. Jednak diagnoza w tym przedstawieniu jest też przytłaczająca: społeczeństwo wypracowało takie mechanizmy zachowań, które odgradzają lud od siebie, skazują ich na emocjonalną wegetację i całkowity brak idealizmu.
Zaletą "Polaroidów" jest bardzo dobra i wyrównana gra całego zespołu, w którym znalazła się m,in. gościnnie Maria Seweryn.