Artykuły

Cezary i jego Mali Książęta z planety B-612

W niedzielę w Teatrze im. J. Osterwy premiera. Baśń niezwykła, opowieść o chłopcu, który zamieszkiwał planetę niewiele większą od samego siebie. Książka nie starzeje się, chociaż jej wiernym czytelnikom wciąż przybywa lat. Jej urokowi uległo wielu, niezależnie od wieku i doświadczeń życiowych. - Ona jest wpisana jakby w moje życie, jest częścią mojego życiorysu - wyznaje Cezary Domagała, reżyser "Małego Księcia" w rozmowie z Dariuszem Barańskim w Gazecie Wyborczej - Gorzów Wlkp.

Dariusz Barański: Lubi pan chyba bardzo "Małego Księcia". Ta inscenizacja będzie już....

Cezary Domagała: - ...czternasta. Bardzo, bardzo lubię Małego księcia i myślę, że Mały Książę też mnie lubi. Saint-Exupéry'ego uwielbiam. I tę książkę, bo ona jest jakby wpisana w moje życie. Można powiedzieć, że jest częścią mojego życiorysu. Fascynuje mnie treść tej książki w kontekście życia. Często bywało bowiem tak, że w trakcie realizacji spektakli życie pisało nowe scenariusze.

Na przykład?

Na przykład aktor grający pilota w mojej pierwszej inscenizacji w Radomiu w 1993 r. został ojczymem chłopca, który grał Małego Księcia. Wziął ślub z matką wychowującą samotnie trójkę dzieci. Fantastycznych dzieci, jak pozuje ich dorosłe życie. Niestety Andrzej później zmarł, ale ta relacja przyjacielska przeniosła się na życie i to jest wspaniałe.

Wracając do tych 14 realizacji - każdym razem odkrywam coś innego, coś nowego w "Małym Księciu". Wśród tych inscenizacji nie ma też dwóch takich samych. Chociaż jest ten sam materiał wyjściowy, czyli adaptacja, teksty piosenek. Nota bene w gorzowskim spektaklu pojawiają się trzy nowe piosenki. Za każdym razem jest to zupełnie inna inscenizacja teatralna. Ta poprzednia w Gliwicach, była najbardziej widowiskowa i jednocześnie pierwsza, która udało mi się zrealizować w teatrze muzycznym, z dużą, kosztowną scenografią, z muzyką na żywo i rozbudowanym zespołem aktorskim. a kontrapunktem do tego może być spektakl w bardzo ascetycznej formie w 1995 r. w Teatrze Staromiejskim w Warszawie. Drewniane ramy, tylko kolorowe szaliki zaznaczające postaci na czarnych trykotach aktorów. A graliśmy ten spektakl 12 lat.

gdziekolwiek realizowałem "Małego Księcia", bił rekordy oglądalności. Pierwsza wersja radomska, kiedy dyrektorem był tam Wojciech Kępczyński została zagrana 180 razy, kiedy w radomskim teatrze maksymalnie odbywa się 50 czy trochę więcej spektakli. To samo za siebie mówi, jeśli chodzi o popularność tego tytułu. Zmieniam jednak realizatorów, aby nie przyzwyczajać się do żadnej z tych wersji. I cały czas drążę temat. Niedawno zostałem nawet zaproszony (niestety nie mogłem skorzystać) na sympozjum naukowe na temat kosmosu, przestrzeni międzyplanetarnej. Trochę mnie to zdziwiło, bo zostałem tam zaproszony jako...specjalista od "Małego Księcia" i przestrzeni kosmicznej.

I planety B 612... A co nowego jest w gorzowskiej inscenizacji, oprócz trzech nowych piosenek?

Oczywiście za każdym razem jest nowy zespół aktorski, Aktorzy mają wpływ na kształtowanie postaci, które grają. Dla mnie natomiast najistotniejsza jest trójka tych najmniejszych aktorów, którzy wcielają się rolę Małego Księcia. Od nich w dużym stopniu zależy kształt tego przedstawienia. Z tej trójki, którą wybraliśmy w Gorzowie jestem bardzo zadowolony, bo chłopcy rzeczywiście w bardzo krótkim czasie, ale po ciężkiej pracy zrobili bardzo duże postępy. Przemek, Franek i Wiktor naprawdę są świetni.

Będą grać na zmianę?

To konieczność, bo chłopcy sa wieku 10-11 lat i obowiązki szkolne mają pierwszeństwo. Podczas castingu zresztą zwracam uwagę też na to, jak radzą sobie w szkole. Będą więc grać na zmianę. Odstępstwo zrobię na premierze, bo to największe teatralne święto. Widzowie zobaczą całą trójkę na scenie, każdy zagra określoną sekwencję. Należy im się ta premiera , za ich prace i wysiłek.

Chłopcy mieli już jakieś doświadczenie aktorskie, kontakt z prawdziwym teatrem?

Franek jest w Małych Gorzowiakach , chodzi do szkoły muzycznej, Przemek śpiewa, bardzo pięknie zresztą, Wiktor występuje w teatrzykach szkolnych u siebie w Strzelcach. Zetknęli się więc w jakiś sposób z różnymi formami artystycznymi, ale nie z pracą w profesjonalnym teatrze. A stawiam im profesjonalne wymagania. Na dzień dobry mówię, że nie ma taryfy ulgowej.. Pracują jak zawodowi aktorzy. Uprzedzam, że nie będzie łatwo, będą się lały łzy. Ale myślę, że warto.

Po ponad 20 latach i 13 inscenizacjach dochował się pan już pewnie licznej "książęcej dynastii"

Wszyscy chłopcy, którzy zagrali lub grają, bo aktualnie "Mały Książę" na afiszu jest w Teatrze Roma od sześciu i bodajże jeszcze w teatrze w Tarnowie, wspominają do dziś swoją przygodę. Umiejętności, jakie zdobyli przydają im się w życiu bez względu na zawód jaki wykonują. A wykonują przeróżne zawody. Jeden jest fizykiem jądrowym. W 1995 r. miałem przyjemność pracowania z 12-letnim wówczas Marcinem Hycnarem, który dziś jest aktorem Teatru Narodowego, bardzo utalentowanym i zbierającym nagrody. Teraz kończy też reżyserię. Cieszę się, że ja też kiedyś dołożyłem swoje kamyczki do tego ogródka talentu Marcina. To jest satysfakcja. Wielki sentyment mam też do Michała Pytlaka, który występował w pierwszej inscenizacji radomskiej, a potem z moim zespołem kolegów z Teatru Rampa w Warszawie brał udział w nagraniu programu telewizyjnego. Wszyscy byliśmy przekonani, że zostanie aktorem, ale Michał miał swój świat. Chciał być... pilotem. Niestety niewielka wada wzroku zdecydowała, że nie dostał się do Dęblina. Dziś zajmuje się budową sieci telekomunikacyjnych, pracuje w jednej z trzech największych firm na świecie w Irlandii.

Praca nad spektaklem do duże doświadczenie, ale też sam "Mały Książę" niesie wiedze i prawdę o życiu.

Ta książka to kopalnia wiedzy. Czytałem wiele książek na temat Saint-Exupéry'ego, m.in. książkę napisaną przez jego żonę Consuelo "Pamiętnik Róży". Mało kto wie, że w "Małym Księciu" jest wiele wątków z biografii samego autora. Inspiracją do postaci Róży była jego żona, kobieta o typowo południowoamerykańskim temperamencie. Ich życie było bardzo burzliwe, ciągle się rozstawali, wracali do siebie. Pokazujemy to również w tym krótkim scenicznym ujęciu, w tej piosence, przy której Joasia Rossa ciągle słyszy ode mnie uwagi, że jest kwintesencją kobiecości. Jak mówi Mały Książę: kwiaty - a ja zawsze podkreślam, że nie kwiaty, tylko kobiety - mają w sobie tyle sprzeczności.

W dedykacji sam autor poświęca tę opowieść, dorosłemu, przyjacielowi. Ale w końcu sam dochodzi do konkluzji, że dedykacja powinna brzmieć: gdy był małym chłopcem.

Saint-Exupéry dedykował książkę Leonowi Werth, który był rzeczywiście jego największym przyjacielem. Ta dedykacja jest moim zdaniem fantastyczna. Wykorzystałem ją w adaptacji scenicznej, kiedy mówi, że chciałby tę książkę poświecić dorosłemu i dziecku, jakim był kiedyś ten dorosły. Wszyscy dorośli kiedyś byli kiedyś dziećmi, choć niewielu z nich o tym pamięta. Dorośli myślą, że dorośli. Często zapominamy, że byliśmy dziećmi. Często hamujemy się, wstydzimy tego, żeby zachować się jak dziecko, reagować jak dziecko. W tym zaganianym świecie ciągle nie mamy czasu, żeby się z dziećmi pobawić. O tym też warto pamiętać i to podkreślać. W moim małżeństwie, to żona musiała zrezygnować z kariery aktorskiej i poświęciła się dzieciom, bo ten czas jest potrzebny. Teraz widzimy owoce tego poświęcenia. Z przyjemnością dzisiaj współpracuję z moją córką, która jest choreografem i też tworzy choreografię do tego spektaklu. Syn skończył architekturę wnętrz i założył własną firmę. Jest bardzo kreatywny i w moim macierzystym Teatrze Rampa posiłkuję się jego potencjałem artystycznym.

Trzeba pamiętać, że dzieci noszą w sobie olbrzymi potencjał, trzeba wychodzić im na przeciw. Tak samo trzeba wychodzić naprzeciw młodym twórcom, którzy wchodzą dopiero w życie artystyczne i staram się to czynić w moich realizacjach. Stąd wiele młodych osób, z którymi współpracuję. Tak jest też w Gorzowie, gdzie po raz pierwszy pracuję z Natalią Kołodziej, autorką scenografii i kostiumów. Marta, moja córka jest też autorką choreografii. Moje doświadczenie łączę z energią i kreatywnością młodych ludzi. I myślę, że to daje fantastyczny efekt.

"Mały Książę" to baśń filozoficzna. Dla kogo? Bardziej dla dzieci, czy bardziej dla dorosłych?

Dorośli mogą odkryć dziecko w sobie. Nie boję się tego określenia "teatr rodzinny", który od kilku lat staram się realizować w Rampie i adresować takim samym stopniu do widza dorosłego, jak i do dzieci. "Mały Książę" to baśń filozoficzna. Często przy różnych inscenizacjach obserwowałem, że nawet sami dorośli niekiedy mają problem z odbiorem tego tekstu. A przecież ma być on prezentowany dzieciom. Stąd pomysł na ubranie tego tekstu w piosenki, muzykę. To ułatwia odbiór młodym widzom, którzy potem w bardziej dorosłym wieku sięgną z przyjemnością po tę książkę i będą ją odkrywali na nowo. Tak jak ja to czynię każdego roku. Zawsze kiedy pada propozycja zrealizowania "Małego Księcia" bardzo się z tego cieszę. odcinam się od świata zewnętrznego zagłębiam w ten temat wykorzystując swoje codzienne obserwacje świata dorosłych

"Mały Książę" to świat dorosłych widziany oczami dziecka, zmuszający dorosłych do chwili refleksji: dlaczego jestem taki. a nie inny? Dlaczego ulegam pewnym stereotypom zachowań w tym naszym dorosłym świecie? Ten świat byłby ładniejszy, gdybyśmy pamiętali, że kiedyś też byliśmy dziećmi. I o tym, że dzieciom trzeba poświęcać dużo czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji