Artykuły

Operowa polityka faktów dokonanych

Dziś zarząd województwa dolnośląskiego ma zdecydować, czy wskazany przez komisję konkursową Marcin Nałęcz-Niesiołowski zostanie dyrektorem Opery Wrocławskiej. Ale to formalność i strata czasu, bo kandydat już się zachowuje jak szef - komentarz Beaty Maciejewskiej w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Na oficjalnej stronie internetowej Opery powiesił wniosek o sprostowanie informacji, które ukazały się w "Wyborczej" na temat jego konfliktów z pracownikami Opery i Filharmonii w Białymstoku, nie przesyłając go wcześniej do redakcji. Oczywiście sam nie powiesił, musiała się na to zgodzić dyrektor Ewa Michnik, która od początku forsowała kandydaturę Nałęcz-Niesiołowskiego, a teraz jawnie zaangażowała po stronie dyrygenta, a przeciw swojej załodze, rozgoryczonej i zaniepokojonej werdyktem komisji konkursowej.

Odwołany z białostockiej filharmonii

Głównie dlatego, że Nałęcz-Niesiołowski został z Białegostoku odwołany z powodu konfliktu i pod naciskiem pracowników - z hukiem, który rozszedł się po całej Polsce. Ewa Michnik nie spotkała się z załogą, nie próbowała mediować, rozmawiać, ale za to postanowiła dać do zrozumienia, że "prasa kłamie".

Kancelaria prawna reprezentująca kandydata/dyrektora żąda sprostowania m.in. określeń "konfliktowy dyrygent", informacji, że "odszedł sam" (słusznie, nie odszedł, został wywalony ze stanowiska, czyli w języku prawniczym "odwołany") i napisania, że zarzuty pracowników w Białymstoku były bezzasadne.

Opisując protest i przedstawiając argumenty pracowników wrocławskiej Opery nie prowadziliśmy dziennikarskiego śledztwa. Nie musieliśmy, bo wystarczy uderzenie w klawisz komputera, żeby wszystko zobaczyć na własne oczy: filmy z protestów, zdjęcia, listy zarzutów, relacje prasowe.

Mam w komputerze nagrania z próby (orkiestra wstaje, odmawiając grania i stoi, dopóki dyrygent nie wychodzi), relacje o zwolnieniach w drastycznych okolicznościach oraz oświadczenia białostockich pracowników, że spór zbiorowy trwał ponad dwa lata i nie doszło w końcu ani do podpisania porozumienia, ani nawet protokołu rozbieżności. Dlatego rozumiem emocje, które zapanowały we Wrocławiu.

A poparł go związkowiec

Przypomnijmy, że o wyborze Nałęcz-Niesiołowskiego na szefa wrocławskiej Opery zadecydował głos związkowca, szefa dolnośląskiej "Solidarności", niekonsultowany z nikim, co wywołało ogromne rozgoryczenie innych członków związku.

Zrozumiałe, jeśli się prześledziło rozwój wydarzeń w Białymstoku. Tym bardziej że przewodniczący "S" Kazimierz Kimso mówi publicznie: nic nie wiedziałem o sporze kandydata ze związkowcami, dopiero po głosowaniu dowiedziałem się, że "związek zawodowy artystów prowadził jakieś negatywne dialogi z tym dyrektorem". Trudno w to uwierzyć.

Pracowników potraktowano jak worek kartofli

"Dyrektorzy narzuceni zespołom artystycznym - mimo ich protestów - nie są w stanie w pełni uruchomić i wykorzystać ich potencjału twórczego i zapewnić wspólnych sukcesów artystycznych powierzanych im publicznych artystycznych instytucji kultury" - pisze w liście do marszałka przewodniczący Związku Zawodowego Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych Artur Gadzała, dodając, że w Polsce publiczne instytucje kultury są nader często zarządzane metodami określanymi przez specjalistów jako feudalne lub folwarczne.

Zgadzam się z panem Gadzałą, także w tym, że sukces takich instytucji nie jest osobistym sukcesem dyrektora. Nawet najlepszego. Dlatego jest mi bardzo przykro, że pracowników Opery potraktowano jak worek kartofli, który można przerzucać z miejsca na miejsce.

I że dyrektor Ewa Michnik odchodzi w takim stylu, narzucając na swojego następcę człowieka, który już swoją szansę na kierowanie operą dostał. Nie wykorzystał jej, oblał ten egzamin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji