Artykuły

Czas na stand-up ze stułą

Spędzam w teatralnych fotelach czasu tyle, co niejedna dewotka w kościelnej ławie. Ale dawno nie widziałem, żeby zgromadzona ludność tak garnęła się do interakcji z aktorem.

Odkąd Pożar w Burdelu ma przy praskim pl. Hallera swoją stałą siedzibę — Dziką Stronę Wisły, swój komiczny monodram gra tam jedna z głównych postaci tego najgłośniejszego kabaretu Warszawy — ks. Marek, czyli duszpasterz hipsterów. Aktor Andrzej Konopka — gwiazda katolickiego stand-upu — występuje w Dzikiej Stronie Wisły w co najmniej trzech osobach. W błyskawicznym tempie przenosi się od wcielenia do wcielenia. Jest więc znany z Pożaru Burdeltata, wyrachowany anterprener i jowialny konferansjer. Jest aktor Andrzej Konopka, kolega z roku Tomka Karolaka, który rolą Burdeltaty zdobył popularność. Teraz może nawet chciałby pójść dalej, ale jest „ofiarą własnego sukcesu" — Konopka perfekcyjnie ogrywa stereotypowy aktorski kabotynizm. Jest wreszcie tytułowy duszpasterz hipsterów.

Czyli właściwie kogo? Gdy Pożar, kabaret Maksa Łubieńskiego i Michała Walczaka, zaczynał trzy lata temu w piwnicy modnej klubokawiarni Chłodna 25, faktycznie był hipsterski. Potem przez lata wędrował po warszawskich świątyniach kultury, od Teatru Polskiego po Muzeum Polin, rozbudował publiczność, sprzedając — gdy akurat grał — nawet 500 biletów po 100 zł w każdy wieczór. Dziś przy pl. Hallera gra nie tylko dla modnej młodzieży do lat z okładem 40. Jest publiczność w każdym wieku i z różnych grup społecznych.

Nikt w Polsce na to nie wpadł

Skoro jesteśmy na Pradze, na chwilę zjawi się na scenie arcybiskup tytularny Henryk Hoser, przełożony ks. Marka. Nie zabraknie ks. Międlara i tajemniczego zakonu księży wyklętych. Będą księże finanse i księża erotyka oraz kontakty z samym diabłem, który z prób kuszenia sporządza operacyjne notatki. Wreszcie — sensacyjny finał z pogranicza przygód Indiany Jonesa i Kodu Leonarda da Vinci — podróż dookoła świata w poszukiwaniu tajemnych artefaktów.

Niby to takie proste. A jakoś nikt w dzisiejszej Polsce na to nie wpadł, by w inteligentnym stand-up comedy mówić z owym kapłańskim zaśpiewem, którzy przyswoili sobie ostatni polscy prezydenci: nieważne, Duda czy Komorowski. Jakby było jasne, że aby mężczyzna brzmiał dostojnie, intonować musi jak pleban na sumie w Bochni.

Polska kultura nie daje dziś księdzu szans na wiele wcieleń. Albo groteskowy katabas z prowincji, albo dobrotliwy ksiądz detektyw na rowerze, albo ucieleśnienie cnót humanistycznych (jak ks. Jerzy w głośnej sztuce Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk Popiełuszko. Czarna msza). A jeśli na kontrze — to z dogmatycznym, zacietrzewionym zacięciem — w rodzaju osobliwej antyklerykalnej dewocji „Faktów i Mitów", albo obscenicznie, jak „Nie". Tego przyzwoita polska klasa średnia publicznie nie czyta, co najwyżej jej starsi przedstawiciele wstydliwie biorą pismo Urbana w kiosku z dolnej półki.

Z którego „słoikowa" by nie przyjechali

W gładkiej rzeczywistości seriali TVN-u Kościoła nie uświadczysz — klasa średnia zostawia go zaludniającym Polskę powiatową odbiorcom telenowel publicznego nadawcy. Tymczasem parafia wpisała się w doświadczenia milionów Polaków i Polek. Komunie, chrzciny, „kiedy w końcu zdecydujecie się na dziecko" na przyjętej przypadkiem kolędzie — o te wszystkie rzeczy (no dobrze, w odwrotnej kolejności) pyta swych parafian na widowni ks. Marek. Z którego „słoikowa", jak mówi kapłan spod Radomia, by nie przyjechali.

Nazywa po imieniu katolicyzm polski, codzienny, nie całkiem praktykujący, w nadwiślańskim społeczeństwie wciąż wysokoprocentowy. Polski katolicyzm wyrosły w osiedlowym kościele, zbudowanym zapewne za generała Jaruzelskiego — tego Kazimierza Wielkiego lat 80. W przypominającej kazachski kosmodrom betonowej świątyni, gdzie pod rzężące organy śpiewano barokowe pieśni, nie wiedząc nawet, że śpiewa się poetą Karpińskim, bo przecież nie powie tego siostra katechetka. A potem chrzciło się dzieci — bo zawsze tak było, bo koledzy w klasie nie dadzą później spokoju albo bo obrażona babcia nie da na wersalkę.

Rozrywkowa manna dla zbłąkanych dusz

Na widowni przy pl. Hallera od pierwszych pięciu minut porozumiewawcze śmiechy. Jest w nich coś uwalniającego. Spędzam w teatralnych fotelach czasu tyle, co niejedna dewotka w kościelnej ławie. Ale dawno nie widziałem, żeby zgromadzona ludność tak garnęła się do interakcji z aktorem. Z reguły unika się tego jak diabeł święconej wody.

Duszpasterz hipsterów to mocna propozycja dla fanów Pożaru w Burdelu — stałych słuchaczy homilii ks. Marka. Ale też rozrywkowa manna dla zbłąkanych dusz, które z kultowym warszawskim kabaretem nie miały dotąd do czynienia. Przetestowałem na miłych gościach z dalekiej diecezji gliwickiej — również działa. Idźcie w pokoju.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji