Artykuły

Słuchając prozy Schulza...

"Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego, Ingmar Villqist przedstawił "Sklepy cynamonowe" Brunona Schulza. Jest ich reżyserem, autorem adaptacji i scenografem. Akcja przedstawienia dzieje się w pomieszczeniu, przypominającym skrzyżowanie archaicznego studia radiowego z biblioteką, pełną zakurzonych książek, które jednak, wyjęte z półki, zaczynają kolejne życie, nadawane im przez wyobraźnię czytelnika. W centralnym punkcie, przy małym stoliku, bohater spektaklu nagrywa na szpulowym magnetofonie wspomnienia o ojcu. Szybko przestaje być narratorem opowieści, a staje się wcieleniem tego, kogo wspomina. Jakubem, kupcem bławatnym, raz koneserem ponętnych kształtów młodych szwaczek, a raz domorosłym filozofem, który postrzega świat inaczej niż otocznie i próbuje ten świat nagiąć do swoich szalonych teorii.

Opowiadania z cyklów "Sklepy cynamonowe" i "Sanatorium pod klepsydrą" to jedno z najoryginalniejszych dzieł literatury polskiej. Przenikanie się poetyckiej wyobraźni z celną obserwaq'ą realistyczną tworzy mozaikę snu i rzeczywistości, na zmianę podszytą grozą lub komizmem. I jedyną w swoim rodzaju przestrzeń, zapełnioną ludźmi, przypominającymi dziwne stwory i stworami, przypominającymi dziwnych ludzi. Ta poetycka uroda tekstu została w spektaklu oddana. Dzięki pracy aktorów, którzy podają kwestie z ogromnym natężeniem emocji, barwą głosu, precyzją gestów. Barbara Lubos, Violetta Smolińska, Anna Kadulska, grające po kilka postaci oraz Adam Baumann - w roli Józefa-Jakuba, nie przepuszczają ani jednego niuansu trudnej, ale pisanej fantastyczną polszczyzną, prozy Schulza. Dobre aktorstwo jednak nie wystarcza; spektakl nie do końca się broni. Moim zadaniem zawiodła koncepcja inscenizacji, polegająca na zaufaniu do tekstu, ale bez przepuszczenia go przez teatralny filtr. W efekcie powstało jakby słuchowisko. Można słuchać nawet z zamkniętymi oczami, bo na scenie wciąż mamy tę samą sytuację. Postacie przechodzą, siadają na kanapie, podchodzą do mikrofonu. Można oczywiście i tak... Ale szkoda, że reżyser nie pokusił się o przełożenie wizyjności i podskórnego niepokoju "Sklepów..." na język sceny. Ta proza jest bardziej filmowa niż teatralna, więc trzeba było znaleźć klucz do zamiany sensualnych odczuć (barw, głosów, ale też obrzydzenia i ekstazy) w inscenizacyjne znaki. I nie o jarmarczne gadżety chodzi, lecz o zbudowanie nastroju "rzeczywistej nierzeczywistości", której w przedstawieniu nie ma. Ono ładnie opowiada, ale nas nie porusza, nie uchyla drzwi do tajemniczego świata, wykreowanego przez nieposkromioną wyobraźnię pisarza. Czyni to natomiast świetna ścieżka dźwiękowa Ola Walickiego. Schulzowska w klimacie, bo idealnie "dziwna".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji