Artykuły

Wrocław. Kimso obsadza w operze

Głos Kazimierza Kimso, szefa dolnośląskiej "Solidarności" zdecydował, że szefem opery ma zostać Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Nowy dyrektor odszedł z filharmonii białostockiej po ostrym konflikcie z załogą. Oskarżano go o mobbing. Ale Kazimierza Kimso to nie obeszło.

Przewodniczący zarządu Regionu Dolny Śląsk Kazimierz Kimso jest człowiekiem z poczuciem wielkiej misji. Banalne pilnowanie praw pracowników na pewno mu nie wystarczy. Prowadzi politykę historyczną, wzmacniając narodowe morale wrocławian, to m.in. dzięki niemu nasze miasto ma rondo Żołnierzy Wyklętych.

Pilnuje, żeby zdrajcy nie mogli spać spokojnie, a prawda o Smoleńsku ujrzała światło dzienne - w "marszu milczenia" zorganizowanym z okazji szóstej rocznicy katastrofy / zamachu szedł pod transparentem, na którym umieszczono zdjęcia Schetyny, Petru, Mieszkowskiego i Frasyniuka opatrzone napisem: "Może targowica wam przebaczy, ale ja was serdecznie p.....lę".

Broni jak lew historycznego depozytu "Solidarności" przed takimi szkodnikami jak Władek Frasyniuk, obrażający prezydenta Andrzeja Dudę grubym słowem "dupa", bo są "słowa niegodne wartości wyznawanych przez Solidarność ".

Ta walka nie jest zakończona, wciąż czekamy, aż przewodniczący Kimso wyda słownik wyrazów godnych wartości związku, ale dobrze, że przynajmniej wiemy już, kogo możemy, a nawet powinniśmy p...lić.

Kimso obsadza w operze

Przewodniczący dba wreszcie, żeby właściwi ludzie znaleźli się na właściwym miejscu - był w komitecie poparcia Kaczyńskiego, gdy ten startował w wyborach prezydenckich, i bardzo się angażował. A w obecnych wyborach parlamentarnych wrocławscy kandydaci PiS do Sejmu i Senatu podpisali deklarację współpracy z dolnośląską "Solidarnością".

Nic więc dziwnego, że musiał się też osobiście zająć obsadzeniem stanowiska dyrektora Opery Wrocławskiej. W takich sytuacjach deleguje się zwykle pracownika związku z danego zakładu pracy, ale Kazimierz Kimso nie mógł tak ważnej sprawy zrzucać na działacza niższego szczebla. Tym bardziej że przewodnicząca "S" w operze Urszula Drzewińska została oddelegowana do komisji konkursowej przez ZASP, więc szczebel naprawdę byłby niski.

Wprawdzie członkowie Związku Polskich Artystów Muzyków alarmowali marszałka, że "S" chce odebrać prawo głosu pracownikom opery, gdyż Kimso nie może dokonać "obiektywnej i merytorycznej oceny kandydata na stanowisko dyrektora opery", ale Kazimierz Kimso udowodnił, że wszystko może. Może nawet poprzeć kandydata, którego nie chce większość zespołów artystycznych, w tym członkowie jego związku. Bo oni patrzą na swój interes, a on na dobro instytucji.

Czym zasłynął dyrektor Nałęcz-Nieiołowki

Cóż, pracownicy nie mają w sobie stalowej twardości przewodniczącego Kimso, po prostu się boją. Od filharmoników białostockich, którym udało się usunąć Nałęcz-Niesiołowskiego po kilkunastu miesiącach konfliktu, odbierają kondolencje i listy z zarzutami, jakie wówczas kierowano pod adresem dyrektora. A te są długie - orkiestra oskarżyła dyrektora o łamanie praw pracowniczych i statutu instytucji, część ich zarzutów potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Impulsem do zaostrzenia protestu było zwolnienie przez dyrektora trzech muzyków, którzy nie zgodzili się przejść na kontrakty.

Konflikt osiągnął taki poziom, że w ramach protestu orkiestra grała pod oknami gabinetu swojego szefa "Time to say: goodbye (Czas się pożegnać)", a próby polegały na mierzeniu się przez półtorej godziny wzrokiem i udzielanych przez Nałęcz-Niesiołowskiego naganach za odmowę przystąpienia do pracy. Jednak Kazimierza Kimso w ogóle to nie interesuje, bo jak powiedział "Wyborczej", Nałęcz-Niesiołowski "przygotował najlepszą aplikację, która była realna, a nie fantastyczna".

Nie wątpię, że panowie znaleźli płaszczyznę porozumienia: Nałęcz-Niesiołowski podobnie jak Kimso wspierał Jarosława Kaczyńskiego w walce o prezydenturę, a w kwestii smoleńskiej jest bez zarzutu: w 2012 roku w Gdańsku prowadził koncert w rocznicę śmierci Jana Pawła II i na jego polecenie orkiestra wykonała jeszcze jeden utwór, który miał być "muzyczną modlitwą za wstawiennictwem bł. Jana Pawła II za poległych pod Smoleńskiem". Organizatorzy koncertu byli kompletnie zaskoczeni.

Pracownicy opery też są zaskoczeni, mówią, że czują się zdradzeni. Lesław Kijas, członek komisji zakładowej "S", podkreśla, że Kazimierz Kimso wiedział, kogo nie wolno mu poprzeć. Wiceprzewodniczący związku "S" w operze złożył rezygnację z członkostwa w związku. Ale to przecież niemożliwe, żeby szef Zarządu Regionu zdradził interesy pracowników i podeptał historyczny depozyt związku. Targowica to przecież ci drudzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji