Artykuły

Wielki sukces

"Aida" w reż. Marka Weiss-Grzesińskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

Czy współczesny teatr wymusza na realizatorach uciekanie się do zabiegów formalnych, aby mogli przemycić potrzebę wystawienia dzieła "po bożemu"? Czy może owa tradycyjna inscenizacja nadto kojarzy się dziś z wyjałowieniem sztuki, odarciem jej z waloru poznawczego? Najnowsza premiera łódzkiego Teatru Wielkiego prowokuje do poszukiwania odpowiedzi na takie pytania.

Obojętne więc, czy sprzyjać będziemy "Aidzie", w której Radames i Ramfis perorują w Paryżu o egipskiej wojnie w XIX-wiecznych pelisach, czy też opowiemy się po stronie monumentalnych świątyń Memphis, skrywających dramat księżniczki Amneris, tragedię Aidy i Radamesa. Najważniejsze, że "Aida" Marka Weissa-Grzesińskiego jest przedstawieniem pobudzającym wyobraźnię, zmuszającym do spekulowania o istocie teatru i operowego widowiska. I - co przecież równie ważne - wzrusza losami bohaterów, których miłość i poddaje się, i zwycięża, determinowana... polityką.

Inscenizacja Grzesińskiego nie jest wolna od niedoskonałości

(XIX-wieczna rama nie w pełni przekonuje do tezy o spektaklu nawiązującym do współczesnego Verdiemu wyobrażenia Egiptu), reżyseria, choć klarowna, to czasem potykająca się o drobiazgi (scena przeobrażenia kokoty w Amneris, wiek etiopskich niewolników, nadużywanie proscenium na tle zamkniętego światła sceny), ale i tak przedstawienie wrażenie wywiera ogromne.

Założenie skonstruowania wielkiego - imponującego rozmachem, ale i lirycznym zamyśleniem w scenach kameralnych - spektaklu, uwieńczone zostało sukcesem. Frapującą scenografię zaprojektował Paweł Dobrzycki (wzruszył mnie wielki słoń na kółkach toczony w triumfalnym marszu, czyli arcyfinezyjna aluzja do XIX-wiecznego dekorum), przepiękne kostiumy zaprojektowała Maria Balcerek.

Dopełnieniem okazałego widowiska musi być strona muzyczna, a więc w operze najważniejsza. Może zatem właściwiej powiedzieć, że dopełnienie muzyki znaleźliśmy w okazałej inscenizacji? A muzyka, jaka stawała się podczas sobotniej premiery za sprawą batuty Tadeusza Kozłowskiego, dotykała tego rodzaju doskonałości, o jakim mówić nie wypada. Oszałamiającej koncepcji Kozłowskiego podporządkowała się bardzo starannie grająca orkiestra (wszystkie fragmenty crescendo można byłoby umieścić jako wzorzec w Międzynarodowym Biurze Miar i Wag w podparyskim S...vres), imponująco brzmiący chór (brawa za całą scenę w świątyni Izydy) i soliści.

Premierowy spektakl był wieczorem absolutnego triumfu Jolanty Bibel, która Amneris zaśpiewała chyba już we wszystkich krajach Europy, ale nie wierzę, by kiedykolwiek tak pięknie i wstrząsająco (również aktorsko), jak w minioną sobotę. W partii Radamesa wystąpił rewelacyjnie śpiewający Krzysztof Bednarek, który emocje władające bohaterem przeniósł ze środków aktorskich na ekspresję wokalną. Aidą była Monika Cichocka: artystka o niezwykłej wrażliwości, utalentowana aktorsko. Swą partię, poza kulturą muzyczną najwyższej próby, wyposażyła w wielką muzykalność, subtelność i elegancję środków wyrazu, a nade wszystko energię i piękny głos. Towarzyszący tej fenomenalnej trójce Zenon Kowalski (Amonasro) dopełnił wokalnego zwycięstwa łódzkiej opery nad światem. Proszę wierzyć, tamtego wieczoru tak było naprawdę. Ufam, że będzie się powtarzać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji