Artykuły

Wesoło, wesoło...

Teatr Polski wyraźnie zde­cydował się aby zrelaksować nas i zabawić. Długo zapewne deliberowano tam, co też mogłoby teraz najbar­dziej widzów ucieszyć i w koń­cu wybór padł na Moliera. A konkretnie na jego komedio-farsę "Mieszczanin szlachcicem".

Idąc na premierę zastanawiałem się, w jaki też sposób zo­stanie teraz komedia odczytana i zinterpretowana. Czy z jakimś kluczem, czy bez klucza? No, bo ta akurat komedia stwarza jakieś tam możliwości po te­mu, aby ją próbować aktualizować i dostosowywać do potrzeb chwili. "Szpanowanie", udawa­nie kogoś innego, strojenie się w cudze szaty, nie jest nam przecież obce. Ale nie. Dyrek­tor Grzegorz Mrówczyński po­szedł innym tropem. Powierzył Moliera Leszkowi Czarnocie, specjaliście od ruchu scenicznego, tańca, pantomimy. I to właśnie oraz współczesna muzyka i piosenka, określa charakter i pro­gram tego spektaklu. A więc szeroko zakrojone inscenizacyjnie widowisko komediowo-muzyczne. Typowo ansamblowe i roz­rywkowe. Cały zespół na sce­nie. Wszyscy śpiewają, tańczą.

Przedstawienie swą formułą sceniczną przypomina niedawno oglądanego tutaj Szekspira. Też oparte jest na pomyśle zabawy w teatr w teatrze. Najpierw oglądamy więc aktorów w cywi­lu w czasie prób tanecznych pass, potem stopniowo na na­szych oczach zawiązuje się wła­ściwy spektakl. Nie tyle jest to więc rzecz o Panu Jourdainie i wszystkich tych jego kłopotach z rodziną i z własną tożsamo­ścią, co zaaranżowane na nasz użytek przedstawienie teatralne, na które zaproszeni zostaliśmy tutaj właśnie przez Pana jourdaina i to jako jego goście.

Przedstawienie w Polskim wyraźnie dzieli się na dwie części. Sama ekspozycja teatralna po­mysłu z początku intryguje i zaciekawia, ale już gdzieś pod koniec I aktu zdecydowanie nuży swą monotonią. Dopiero otwie­rająca drugą część spektaklu scena uczty, pomyślana wyraź­nie na zasadzie gastronomicznego prowokowania widowni, a potem pojawienie się egzotycznie-farsowej trupy wschodniej wprowadzą na widowni wyraźne ożywienie i właśnie ów nastrój zabawy, egzotycznej bajki.

Aktorstwo nie wydaje się sprawą najważniejszą w tym przedstawieniu. Nie poszczegól­ne role i postacie, ale sceny zbiorowe, sytuacje sceniczne i pantomimiczno-baletowe wysu­wają się na plan pierwszy. Tea­trowi Polskiemu wyraźnie nie staje aktorów o emploi zdecy­dowanie komediowym. Na dobrą sprawę tylko Henryk Olszewski ma rolę dla siebie, zgodną z jego vis comica i aktorską predyspozycją. Panem Jourdainem jest w przedstawieniu Leszka Czarnoty, Mariusz Puchalski. Nie jest to aktor o wyraźnym zacięciu komediowym i nie one to określają jego specjalizację zawodową. Tym większa więc jego zasługa, że z obowiązków swych jednak się wywiązał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji