Jezioro albo potop
"Jezioro" Michaiła Durnienkowa w reż. Yany Ross w TR Warszawa. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
"Jezioro" to opowieść o nadchodzącej apokalipsie, która zmiecie dzisiejszą klasę średnią, niezdolną do życia w świecie, którym rządzi bezwzględna przemoc. Proroctwo Durnienkowa brzmi jak projekt nowego ładu malowany przez Witkacego. Oto grupa nieźle dających sobie radę wykształciuchów - architekt, biznesmen, lekarz i malarka niedzielna - spotyka się na daczy nieopodal jeziora, do którego nikt nawet nie wchodzi, aby odetchnąć po tygodniu ciężkiej pracy. Każdy nosi jakiś garb.
Gospodarz pichci na grillu, wszyscy leniwie rozmawiają, grają w kalambury, nic się nie dzieje, chociaż od czasu do czasu dobiegają echa jakichś podejrzanych działań miejscowego mafiosa. W poszczególnych scenach - retrospekcjach pojawia się tajemnicza postać, ciągle pod innym imieniem. Spotkanie z nią (gra ją Dawid Ogrodnik) jak z wyrzutem sumienia to swoisty probierz moralny, sprawdzian człowieczeństwa. Postać pojawia się nago i paraduje tak niemal przez cały spektakl. Co pewien czas przez
tekst przebijają się nawiązania do Czechowa, a wszystko zmierza do katastrofy. Nie może być inaczej, skoro już na początku bohaterowie zwierzają się sobie nawzajem, w jakiej to sytuacji nie chcieliby, aby zastał ich koniec świata.
Durnienkowa świat przedstawiony pochłaniają w finale wody jeziora, następuje potop. Yana Ross wskazuje przyczynę - to brutalne siły, które wykorzystują bierność innych, a więc poniekąd apokalipsa na życzenie. Stąd dodane przez Ross projekcje wideo fragmentów performance'u Piotra Pawlenskiego, który 10 listopada 2013 r. nago kontestował na placu Czerwonym w Moskwie. W tej perspektywie Dawid Ogrodnik jako nagi Wyrzut Sumienia, sędzia i kat (bo to on zagra też Wiktora) żyruje autentyzm tej przestrogi