Artykuły

Makro/Mikro, czyli każdemu według potrzeb

17 kwietnia 2016 był niezwykłym dniem dla warszawskiej publiczności teatralnej. Tej niedzieli na różnych scenach miasta rozegrały się przedstawienia wzajemnie siebie komentujące i oświetlające, wcielające dwa skrajnie różne modele teatru, inaczej definiujące swoją społeczną rolę - pisze Łucja Nowak.

Ta symultaniczna obecność w przestrzeni miasta wydobywała polityczny aspekt każdego z nich. Polityczność tego, co estetyczne i tego, co instytucjonalne stanęła przed nami w pełnym świetle i pomachała nam ze sceny. A jeśli ktoś miał dość determinacji (i odpowiednie fundusze!) mógł uczestniczyć w obu tych wydarzeniach i przekonać się sam, co mu z teatralnego szwedzkiego bufetu w stolicy smakuje najbardziej.

O 16.00 w Dramatycznym zaczął się pokaz III części "Dziadów" w reżyserii Michała Zadary - bez wątpienia najsprawniejszego reżysera polskiego teatru. Yes, we can! - oto podstawowy komunikat, jaki płynie moim zdaniem z przedsięwzięcia Zadary. Tak, potrafię skutecznie wystawić CAŁE "Dziady", bez żadnych skreśleń. Patrzcie i podziwiajcie, bo dotąd nikt nie miał odwagi na taki gest. Ja potrafię i mój pierwszoplanowy aktor też - popatrzcie, tak się performuje! To się nazywa wykon! Choć Mickiewicz napisał swoje dzieło, ostentacyjnie niechronologicznie numerując kolejne części i nadał mu otwartą formę, wystarczy to dobrze wyreżyserować, z odpowiednią dozą zaskakującej dosłowności, a zarazem dystansu, który chroni przed patosem i wszystko będzie grało. No, warto jeszcze dorzucić trochę popkulturowych kontekstów, nie za dużo, żeby nie wyszedł postmodernizm demode. Ale na to trzeba być znakomitym fachurą: nie każdy ma takie know how i takie zasoby wyobraźni. Kiedy jednak za romantyczny arcydramat zabiera się Michał Zadara, spektakl staje się prawdziwym pokazem skuteczności, produktywności i kreatywności. Przedstawienie celebruje wszystkie wartości, w jakie powinniśmy dziś wierzyć, żeby dobrze działać w neoliberalnym systemie. Idealnie też wciela model Teatru Kulturalnego Miasta, trafnie opisany przez Dariusza Kosińskiego. Mamy tu kontakt z wielkim tekstem, wielkim aktorstwem, wielkim reżyserem i wielką inscenizacją - z prawdziwą sztuką po prostu. I jeśli nas stać na bilet (na WST za jedyne 120 zł), to ta sztuka opromieni nas swoim blaskiem i ogrzeje miłą świadomością, że należymy do tej części społeczeństwa, która w produkowanych przez nią różnicach klasowych znajduje się po właściwej stronie.

Przerwa w III części Zadarowych "MakroDziadów", już po Wielkiej Improwizacji i scenie egzorcyzmów, wypadała tuż po 18.00. Można więc było opuścić teatr w poczuciu, że trzeba będzie kiedyś dokończyć tą teatralną ucztę i udać się na drugi brzeg Wisły, gdzie na scenie przy Lubelskiej 32 inny teatralny macher, Tomasz Plata pokazywał swój kolejny projekt kuratorski - Mikro Teatr. Proste założenia tylko pozornie mają charakter czysto techniczny: 16 minut, 4 realizatorów, 4 reflektory, jeden rzutnik, jeden rekwizyt. Teatr minimalnych środków to najczęściej teatr konceptualny, a kiedy grany jest w Komunie Warszawa, to raczej na pewno także teatr krytyczny. Zdefiniowanie jego "warunków brzegowych" jest ostentacyjnym gestem uprzedzającym, bo przecież niedługo grający tu artyści, raczej słabo zainteresowani umacnianiem narodowej wspólnoty i podnoszeniem Polaków z kolan, będą mogli robić wyłącznie teatr minimalny, albo i nawet ujemny, znaczy taki, do którego z własnej kieszeni będą musieli dopłacać. "Ograniczenia mogą stać się atutem" przekonuje Anna Smolar, reżyserka pierwszej z trzech pokazywanych realizacji - "Mikro-Dziadów". Pod dyktando serii beznamiętnych komend wydawanych z off-u głosem Marty Malikowskiej jedyny aktor na scenie, Jan Sobolewski dał popis aktorskiego rzemiosła, sam jeden w szalonej pantomimie odgrywając całe "Dziady". Na metateratalnym poziomie dostaliśmy tu skondensowany wykład na temat mechanizmów teatralnej władzy i nie-podmiotowej kondycji aktora, który wszak może sobie powetować deficyty sprawstwa, o ile jest wielkim solistą lub przynajmniej gwiazdą zespołu. W innym wypadku system raczej nie uwzględnia jego frustracji - ani artystycznych, ani ludzkich, ani finansowych. "Dziady" zaistniały tu na poziomie kilku grepsów z duchami, dymami i złowróżbnym ptactwem, na co niektórzy jednak, jak podsumował głos Malikowskiej, "potrzebują 14 godzin". Realizatorzy "Mikro-Dziadów" zdążyli jeszcze w pozostałym im czasie zadać serię ważnych pytań: o granice własnej niezależności, możliwe strategie wobec wojny wprost wypowiedzianej przez MKiDN "sztuce wynaturzonej", ale także wobec ograniczeń własnego medium, w ramach którego właśnie relacja aktor-reżyser wydaje się najtrudniejsza do przeformułowania. 16 minut to w teatrze czasem bardzo wiele.

Wystarczyło także, by dowieść, że teatr partycypacyjny nie może się sprowadzać do udostępnienia sceny wykluczonym, że oprócz etycznych gestów musi go cechować estetyczna i konceptualna jakość, czyniąca z wykreowanej sytuacji znaczącą formę artystyczno-społeczną. Inaczej zmienia się w pełne dobrej woli, ale w istocie nieskuteczne wydarzenie, które bardzo łatwo wikła się w mechanizmy manipulacji i moralnego szantażu. Tak właśnie stało się w drugim spektaklu Mikro Teatru, przygotowanym przez Pawła Łysaka z mieszkającymi w Polsce emigrantami z krajów dotkniętych wojnami.

Na koniec wystąpiły "gospodynie" z Komuny Warszawa, proponując właściwie specialite de la maison: swoisty RE//MIX pracy Barbary Kruger. Jej plakat z napisem "TWOJE CIAŁO TO POLE WALKI: broń praw kobiet, walcz o prawo do aborcji, żądaj edukacji seksualnej" po raz pierwszy zaistniał w przestrzeni Warszawy w 1995 w kontekście ówczesnej dyskusji o prawie kobiet do aborcji. Performerki z Komuny na oczach widzów wykonały podobny napis, tyle że w pierwszej osobie - i to w podwójnym znaczeniu. Na nagich częściach ciał - brzuchu, piersiach, przedramionach, udach malowały sobie wzajemnie czerwoną farbą okręgi bądź proste odcinki, a następnie odbijały je wielokrotnie na rozłożonym na podłodze płótnie. W ten sposób powstał napis: MOJE CIAŁO TO POLE WALKI. Ich działaniom towarzyszył wyświetlany na tylnym ekranie wykład na temat ideologicznych znaczeń obowiązujących krojów pisma, których najczęściej nie jesteśmy świadomi. Kruger na swoim plakacie celowo posłużyła się nowoczesnym, bezszeryfowym, korporacyjnym krojem czcionki i reklamową stylistyką, by wprowadzić zakłócające, polityczne treści w przestrzeń urynkowionych obrazów. "Komunistki" zbudowały kolejne piętro, wobec doświadczanego dziś przez Polki radykalnego ataku na ich prawa zdecydowały się wrócić do języka cielesnych, feministycznych performansów z lat 70., zaznaczając jednocześnie krytyczną świadomości jego ograniczeń i uruchamiając narzędzia wypracowane we własnej praktyce artystycznej. Zaktualizowany ponownie w dzisiejszym kontekście komunikat feministycznej artystki zadziałał z wielką siłą. Jej źródłem okazała się świadomość medium, które nie boi się ograniczeń, a Spektakl swobodnie zastępuje artystyczną konceptualizacja politycznego zaangażowania.

Ja nie mam wątpliwości, co naprawdę lubię z tego, co ląduje na stołecznym stole teatralnym. Martwi mnie tylko ta konsumpcyjna metafora, która jakoś przylgnęła do mojego niedzielnego doświadczenia i do porzucenia której nie skłoniła mnie nawet wizyta na drugim brzegu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji