Artykuły

Pośród morderców z supermarketu

W świecie, w którym gówniarze strzelają do kolegów i są głęboko zdziwieni, że ci nie podnoszą się po strzale jak na filmach; w świecie, w którym komputerowi gracze mają do dyspozycji co najmniej pięć "żyć", a gdy się je przeputa, można zresetować maszynę i zacząć od nowa; w świecie, w którym stacje telewizyjne reżyserują międzynarodowe wojny, a oprawa każdej konferencji prasowej ważniejsza jest od jej tematu - co w takim świecie ma do roboty teatr pragnący podsuwać swoim widzom zwierciadło prawdy? Jak ma sprawiać, żeby wysłuchali, co ma im do powiedzenia? Co ma czynić, żeby nie popaść w śmieszność?

Sztuka angielskiego pisarza Bena Eltona "Popcorn" (autoadaptacja powieści pod tym samym tytułem, obecnej już na pol­skim rynku) rozgrywa się w luksusowej willi w Beverly Hills. Jej główny lokator właśnie zdobył Oscara za reżyserię filmu "Mordercy z supermarketu", jednego spośród tysięcy kinowych obrazów o młodocianych kille­rach zabijających bez zmrużenia powiek, ot, z braku lepszego zajęcia. Laureat świę­tuje nagrodę, otoczony rodziną i interesa­mi, gdy nawiedzają jego dom rzeczywiści mordercy z supermarketu. Para brutalnych, pozbawionych uczuć, immoralnych mło­dych ludzi ze spluwami w kieszeniach i sieczką w głowach. Z tym, że o nich nie da się powiedzieć, że zabijają bez przyczy­ny i brak im jakiegokolwiek celu. Oni mają cel, jasny i oczywisty. Chcą wystąpić w te­lewizji! W kręgu ich wyobrażeń o życiu wię­cej osiągnąć niepodobna.

W scenicznej satyrze Eltona najciekawsze zda się właśnie to przemieszanie hierarchii fałszywego świata medialnej kreacji i real­nego życia. Polska prapremiera "Popcornu" w szczecińskim Współczesnym daje owe­mu groteskowemu przemieszaniu suge­stywny (choć dyskretny) wyraz. Marek Braun nie postawił na scenie hollywoodz­kiej willi, urządził jednak gustowne, prze­stronne, utrzymane w czerni wnętrze. Tyl­ko dlaczego tak bardzo przypomina ono te­lewizyjne studio z torami do kamerowych jazd? Dlaczego postacie wychodzą na jedną stronę kulis, a wracają z drugiej - jak w tandetnych telenowelach, gdzie przy po­śpiechu nikt na takie drobiazgi nie zwraca uwagi? I dlaczego bramofon, służący gos­podarzowi do porozumiewania się z ochro­ną, tak dziwacznie przypomina telewizyj­nego pilota? Obraz wykreowany na scenie nie jest ani do końca realistyczny, ani do końca umowny. Jest skundlony, sprawia wrażenie, jakby poszczególne jego składo­we pozamieniały się miejscami. Jakby ni­czego nie można było być tu pewnym i jak­by o niczym nie dało się powiedzieć, że jest, jakie jest naprawdę.

Bo też Annie Augustynowicz nie zależy na łatwej tezie, na dydaktycznej opowiast­ce, jak to para otumanionych dzieciaków urządza dorosłym horror, za który ci w du­żej mierze sami są sobie winni. Sztuczną, fałszywą egzystencję na pokaz wiodą tu do­kładnie wszyscy! Para napastników, Wayne i Scout, sprawia wrażenie, jakby zlazła z ek­ranu b-klasowego filmu, aliści reszta ster­roryzowanego towarzystwa - ów pożal się Boże hollywoodzki establishment, żony, wspólnicy, modelki uważające się za aktor­ki - to przecież postacie z równie kiepskich produkcji. I nie ma sensu płakać nad ich losem. Skute razem żona i córka reżysera wdzięcznie machają rączkami w kajdankach prosto w obiektyw, gdy w końcu na­pastnikom uda się dopiąć swego i w willi zjawi się wyczekiwany bożek: telewizyjna kamera. "Show must go on".

Czyż można sobie wyobrazić bardziej bo­skiego showmana od brutalnego zabójcy? El­ton lepi swojego Wayne'a z rozmaitych ról: każe mu być czasami tępym osiłkiem, a cza­sami westernowym jedynym sprawiedliwym, zrywającym maski z twarzy obłudników. Mło­dziutki Grzegorz Falkowski (świetny debiut!) zwinnie przechodzi z wcielenia we wciele­nie. Kogo trzeba unicestwia pistoletem, kogo trzeba - bon motem; bryluje, oskarża, kpi - i panuje nad sceną. Dzielnie sekunduje mu Scout (Katarzyna Bujakiewicz) dając sygnały, że jej zachowanie egzaltowanej kretynki też może być tylko pozą. Tak, tak, w zinfantyl­niałym świecie uproszczonych tez i łatwych rozwiązań, w świecie zamienionym na wi­dowisko właśnie ci "mordercy z supermar­ketu" - jednocześnie inteligentni, dziecinni i całkowicie pozbawieni hamulców - są na­prawdę w swoim żywiole. Nie przelicytuje ich nikt. Elton wkłada im w usta wyzwanie. Za­żądali już transmisji na żywo oraz komputera pokazującego wyniki badań telemetrycznych, tzn. rejestrującego na bieżąco liczbę apara­tów odbierających program. Teraz puszczą zakładników wolno, jeśli oglądalność spad­nie. Czyli jeśli widzowie w imię ratowania ro­daków wyrzekną się namiętności gapia i wy­łączą telewizory. Jeśli natomiast będą woleli pozostać świadkami egzekucji - zostanie wy­konana. Co wybierzesz, Ameryko?

Przygasa światło, retoryczne pytanie zawi­sa w powietrzu, odpowiedź jest oczywi­sta. Aktorzy stoją na scenie w półmroku. Widownia klaszcze. Ale to nie koniec. Gdy zmilkną oklaski, aktorzy dopowiedzą epi­log, który podniesie całą tę opowieść na je­szcze jedno, zupełnie już niebotyczne, pię­tro groteski. Weźmie ją w dodatkową, ab­surdalną klamrę.

Mniejsza o nią; ważniejsze zdają się te niewczesne owacje sprzed chwili. Oto ham­letowska "pułapka na myszy" zastawiona tym razem - na widzów. Widzów szczeciń­skiego przedstawienia, którzy, chcąc nie chcąc, dali się przecież wrobić w rolę pub­liczności tego show z zabijaniem, tego wi­dowiska z uproszczonymi tezami, w jakie media coraz częściej zmieniają nasze życie. Taniego, schematycznego, grubymi nićmi szytego przedstawienia dla kamer. Insceni­zując "Popcorn" Anna Augustynowicz nie moralizuje. Wie, że byłaby nieskuteczna: dzisiejsza widownia na moralistykę jest sku­tecznie immunizowana. Próbuje zawsty­dzić: delikatnie, bez cienia poczucia wyż­szości. Rozmaitymi sposobami odwzorowuje na scenie ów świat podmienionych hie­rarchii, w którym medialna tandeta zastę­puje rzeczywiste życie; świat, który otacza nas coraz ciaśniej. Ale nie pozwala nam za­chować doń bezpiecznego - i obojętnego przez to - dystansu. Znajduje sposób, by­śmy się samym sobie w tym obrazie mu­sieli z niesmakiem przyjrzeć.

Cóż więcej mogłaby zrobić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji