Artykuły

Nieśmiertelni Skandynawowie

URODZAJ na Skandynawów w teatrach warszawskich jest czymś zadziwiającym. A wydawać by się mogło, że tra­fił w dziesiątkę Jarosław Iwasz­kiewicz, który już w roku 1962 pisał w felietonie opublikowanym w "Życiu Warszawy", a następnie przedrukowanym w książce "Szkice o literaturze skandynaw­skiej".

"Zarówno subtelności Camusa jak i niepokoje Strindberga mogą nas niecierpliwić, dają nam po temu prawo wszystkie cięgi, jakie odbieraliśmy w ciągu tych lat, które nas dzielą od czasów Strindberga i Przybyszew­skiego".

A jednak. Cięgi odbieramy na­dal i zadajemy je sobie nawza­jem, a sala Teatru "Ateneum" wypełniona szczelnie, mimo upa­łu, na przedstawieniu sztuki tegoż Strindberga "Wierzyciele". Zes­taw aktorski znakomity: Aleksan­dra Śląska (Tekla), Mieczysław Voit (Gustaw), Jerzy Kamas (Adolf) Czy to wystarczy, by tło­czyć się przed kasą na przedsta­wienie sztuki autora zarówno słynnego, jak i "ogranego" i w dodatku dość obszarganego przez krytykę i literaturoznawców za swoje obsesje i fobie, pisarza opatrzonego dziś etykietką histe­ryka i niemal nudziarza.

Strindberg wróg kobiet, a tu na­sze panie - zalatane, owszem cierp­kie, czasem ostre, ale bądź co bądź bardzo dzielne, nie przypominają strindbergowskich wampirzyc i modli­szek. Tekla z "Wierzycieli" to kokie­tka i grafomanka, kobieta uciekająca przed widmem starości przez flirty z młodzieniaszkami, wyniszczająca dru­giego z kolei męża swoją niestałością, pomysłami, eskapadami i płytkością umysłu. Aż dziw, że i temu pierwsze­mu, skompromitowanemu jej odejś­ciem intelektualiście, chce się poś­więcać tyle wysiłku, by wplątać w intrygę swego następcę poniżyć i wy­kpić byłą żonę i demonicznie zapano­wać nad sytuacją.

Mieczysław Voit robi ze swoje­go Gustawa bardziej inteligentne­go drania niż demona. Aktor przedstawił bohatera jako niena­gannie ułożonego dżentelmena, który nie podnosi głosu, choć miałby powody by swoją byłą żo­nę udusić a jej drugiego małżon­ka wyrzucić przez balkon, Voit ujawnia tę "sympatyczną" me­todę (uprawianą i dziś, nie tylko przez zrażonych i porzuconych małżonków) rozłożenia przeciwni­ka na czynniki pierwsze za pomocą zręcznej intrygi i przewrotnej gry tak, by go potem złożyć po­nownie, ale już jako psychiczne­go kalekę. Udaje mu się to z Adolfem, któremu Jerzy Kamas przypisuje miękkość, roztrzęsienie, wewnętrzną słabość, ukazując człowieka doprowadzonego na skraj przepaści. Potem już wys­tarczy popchnąć palcem. W isto­cie ta dość prosta, choć doskonale przeprowadzona intryga prof. Gustawa musi się udać.

Prawdziwa próba sił rozgrywa się między Gustawem i Teklą. Aleksand­ra Śląska nie uczyniła ze swojej bo­haterki ani dziwki, ani kobiety wy­rafinowanej, podłej i zimnej. To ma­ła kobietka, która w istocie szuka szczęścia, porozumienia, oparcia a przede wszystkim ocalenia przed przekwitaniem młodości. I cóż z tego, że jej naturalnym żywiołem jest wykorzystywanie wszystkich szans, jakie jeszcze może dostarczyć opiekuń­czy mężczyzna. Tekla Śląskiej jakby szukała samej siebie nie wiedząc ja­ką jest w rzeczywistości. Jakby na próżno chwytała swoją tożsamość, która jej umyka. To pochłanianie ży­cia, to niszczenie innych i samozni­szczenie, prowadzi Teklę do katas­trofy, która przechodzi i zostawia ją między pogardą i samotnością. Osta­teczny gest rozpaczy może wywołany szokiem, uderzeniem chwili, ale na pewno szczery ukazuje Teklę - Aleksandry Śląskiej jakby od strony "wiecznej" kobiecości, która zawsze oscyluje między okrucieństwem a czułością.

Jest w tym przedstawieniu mo­ment, w którym Tekla pojmuje, że jest manipulowana a więc błysk zrozumienia, ocknięcie się inteligencji, gdy zawiodła intui­cja. I ta długa chwile milczenia. Jak wielkiego trzeba talentu i do­świadczenia aktorskiego, by przez to milczenie tyle powiedzieć.

Dekoracje w teatrze "Atene­um" mają barwę popiołu. Jasne­go, sypkiego popiołu jak spopie­lone uczucia, myśli i doznania człowieka samoniszczącego się w niewidocznym, powolnym spala­niu.

Zamierzona nijakość dekoracji zagęszczenie dialogu, pulsowanie zdarzeń i zderzeń indywidualności - to zasługa reżysera, który nie uwspółcześniając Strindberga przypomniał, że nie jest on pisarzem zastygłym w panteonie li­teratury, ale mimo swoich obse­sji wydobywa bolesne zderzanie się i niszczenie ludzi w ich okaleczałej miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji