Najtrudniejszy był pierwszy akt...
Przyznam się szczerze, że na "Pornografię" Witolda Gombrowicza, ostatnią premierę w Teatrze Nowym, wybierałem się pełen najgorszych przeczuć. Skład realizatorów przypominał mi bowiem "Legendę", nie rokując tym samym większych nadziei.
Na szczęście tym razem nie było aż tak źle. Nie znaczy to jednak, że możemy oglądać przedstawienie bardzo interesujące. Ma ono wiele braków, nie zawsze jest konsekwentne, całymi fragmentami, zwłaszcza w pierwszej części, wręcz nudzi. Mimo to na tle ostatnich prezentacji tej sceny wyróżnia się zdecydowanie. Nie wiem tylko, czy można to uznać za duży komplement...
Na szczególną uwagę zasługuje gra aktorska. ;Jest w tym przedstawieniu kilka naprawdę dobrych, ciekawie poprowadzonych ról. W pierwszym rzędzie zaliczyć trzeba do nich Fryderyka, którego kreuje Wojciech Pilarski i Hipolita - Józefa Zbiróga. Stworzyli oni kreacje wyraziste przyciągające uwagę. Niewiele im ustępuje Piotr Krukowski w roli Witolda. Umiejętnie podkreślił dystans do odtwarzanej postaci, był taki, jak trzeba; zarazem cyniczny i nieco obleśny.
Największym jednak walorem przedstawienia jest - jak mi się przynajmniej wydaje - oddanie klimatu pisarstwa Gombrowicza, w którym zawiera się i protest przeciwko konwenansom, i kpina, i nonsens sytuacyjny, i "unikanie tragizmu przez przerzucanie i się na inną płaszczyznę wartościowania w momencie dojścia konfliktu do sytuacji skrajnej".
Do spektaklu wrócę za chwilę, teraz słów kilka o samej książce. Ukazała się ona drukiem w 1960 r. nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu.. W Polsce dotychczas nie była wydana.
"Obawiam się - pisał o niej Gombrowicz w swoich "Dziennikach" - że wszystko co napisałem dotychczas - już ze 100 stronic - jest okropnym świństwem Nie jestem w stanie tego ocenić, bo w długim obcowaniu z tekstem traci się wyczucie, ale lękam się."
Uprzedźmy widzów od razu: z tym "okropnym świństwem" to spora przesada w każdym razie w takim znaczeniu, jakiego po tytule można się spodziewać. Co prawda w "Pornografii" chodzi o to "żeby Heńka z Karolem..." i wokół tego też rozgrywa się cała akcja, ale nie liczmy na prezentacją męsko-damskich ekscesów. Nie ma ich ani w powieści, ani na scenie. Jest natomiast perwersyjna gra Witolda i jego przyjaciela Fryderyka, usiłujących doprowadzić do zbliżenia, znających się od dziecka, Heńki i Karola, jest reżyserowanie ludzkim losem, jest też wiele przewrotności.
Oczywiście, można zapytać, po co to wszystko? Będzie to jednak pytanie z cyklu tzw. zasadniczych, na które nie sposób w krótkiej recenzji odpowiedzieć.
Przełożenie tego typu powieści na język sceny nie jest łatwym zadaniem, nietrudno też o zagubienie tego nastroju i klimatu proponowanej przez Gombrowicza intelektualnej zabawy. Waldemarowi Żyszkiewiczowi, autorowi adaptacji, udało się tych niebezpieczeństw uniknąć, reżyserowi spektaklu Andrzejowi Majowi - niestety, nie zawsze.
"Pornografia" nie jest łatwą książką w czytaniu, należało się więc spodziewać, że również jej wierny kształt sceniczny będzie też nużący i - szczerze mówiąc - nudnawy. Reżyser nie wziął tego jednak pod uwagę. Stąd też pierwszy akt, w którym nie dość, że niewiele się dzieje, a do tego jeszcze, że nie zawsze wiadomo po co, trudny jest do wytrzymania. Dopiero w drugiej części akcja nabiera tempa i większe pole do popisu mają aktorzy. Wtedy też dopiero z większym zainteresowaniem oglądamy przebieg scenicznych wydarzeń. W większym stopniu wciąga logika zaproponowanej zabawy. Myślę jednak, że większa jest w tym zasługa samego Gombrowicza niż twórcy łódzkiego spektaklu.